Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
  • DST 104.49km
  • Czas 03:38
  • VAVG 28.76km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyżby ostatnia seta?

Poniedziałek, 26 października 2015 · dodano: 26.10.2015 | Komentarze 10

Jaśnie nam łaskawie panująca piękna pogoda nie pozostawiła mi wyboru odnośnie: być w dom czy być na rower ;-). Skoro już wizualizowałem siebie na tym pieruńskim pożeraczu kilometrów pozostało mi tylko wybrać kierunek jazdy. Dystans trzycyfrowy został wczoraj wieczorem zakontraktowany i mniej nie wchodziło w rachubę.

Udało mi się odespać weekend w którym tradycyjnie zarobiony byłem po pachy i po śniadaniu które dla niektórych ze względu na godzinę mogło być obiadem, ruszyłem w drogę.

Zachciało mi się jeszcze raz odwiedzić Rogoźno więc ruszyłem na północ ku mojemu zdziwieniu pod lekki ale jednak odczuwalny wiatr. Gdy patrzałem przez okno przed jazdą, nie drgnął nawet listek. Minąłem Czerwonak, Owińska, Murowaną Goślinę aby po skręcie i minięciu Długiej Gośliny zagłębić się w drogę gęsto obrośniętą drzewami które już nabrały w całości złotego koloru. Nie wiedząc kiedy, wjechałem do Rogoźna i jak to u mnie bywa prawie całe przejechałem zanim się zorientowałem, że niegdzie nie widziałem skrętu na Oborniki. Jeśli o mnie chodzi ani trochę mnie nie dziwiło, że przegapiłem skręt o którym swoja drogą nie miałem zielonego pojęcia gdzie jest, bo w tę stronę i taką trasą jechałem po raz pierwszy. Inna sprawa, że ja nawet potrafię się zagubić we własnej łazience ;-).

Dobra kobieta na składaku którą zapytałem o drogę wykierowała mnie idealnie i dalej kręciłem kilometr za kilometrem aż do miejscowości Rudy, gdzie nastąpił kolejny zwrot, tym razem już bez pomyłki. Szerokie pobocze na drodze do Obornik dawało komfort jazdy mimo mijających mnie ciężarówek. W pewnym momencie zobaczyłem drogowskaz – Jaracz 1.

To miejsce kojarzy mi się z pewną historią sprzed kilku lat, a ponadto znajomi wybudowali tam fajny dom, więc skręciłem i jechałem drogą której w ogóle nie pamiętałem. W czasie jazdy na tym odcinku zadzwonił do mnie kumpel i coś gadał o jakimś sumie do kupienia od rybaka w Kiekrzu. Połączenie się rwało, niewiele słyszałem ale oczami wyobraźni już widziałem skwierczącą rybę na patelni lub też rzuconą na grilla. Ślinka mi pociekła, odpuściłem dalszą penetrację Jaracza i śmignąłem do głównej drogi licząc na lepszy zasięg i dogadanie szczegółów z kumplem. Gdy już w końcu się do niego dodzwoniłem dowiedziałem się , że owszem sumy są i to nawet kilka ale największy ma 65kg, a najmniejszy 20kg. Taka wielkość stanowczo nie wchodziła w rachubę.

Z narobionym apetytem kręciłem dalej, wjechałem do Obornik i no dziwo zobaczyłem tam korek aut jadących (aktualnie stojących) w stronę Poznania. Całe szczęście, że była możliwość bezkolizyjnego wyprzedzenia. Wyjechałem z miasta, a niektóre z wyprzedzonych samochodów dogoniły mnie dopiero po kilku kilometrach. Zbliżając się do Poznania z moich obliczeń wynikało, że jadąc najkrótszą drogą zabraknie mi kilku kilometrów do setki, więc odbiłem na Kiekrz aby przez Psarskie wbić się na moją prawie stałą trasę treningową na której znam każdy kamyczek zatopiony w asfalcie. Tutaj też się pięknie jechało wśród złotych drzew i zapachu liści. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie i w końcu czar prysł, wjechałem na ulice Poznania. Od tego momentu miałem 10km przedzierania się w ruchu miejskim. Ale przedarłem się i dojechałem do domu szczęśliwy z tego, że taki ładny dzień przypadł kiedy miałem wolne od pracy.

Prawdopodobnie była to ostatnia „setka” w tym roku lecz życie mnie nauczyło, że nigdy nie należy mówić nigdy. W końcu bankowo piźdżawa przypomni sobie o nas i będzie chłostała minusowymi temperaturami. Oby jak najpóźniej.




Kategoria 100 i więcej, szosa


  • DST 30.21km
  • Teren 26.00km
  • Czas 01:48
  • VAVG 16.78km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Idealna szafa rowerzysty ;-)

Sobota, 24 października 2015 · dodano: 25.10.2015 | Komentarze 5

Niestety dzisiejsza przepiękna pogoda okazała się katem szybkiej jazdy.

Dlaczego?
Że to niemożliwe?
Nie ma takiej opcji?

Już spieszę z wyjaśnieniem.

Ano dlatego, że u M. obudził się demon pogromcy leśnych kniei i bezdroży, czyli postanowiła wyjechać na rower. Co ważniejsze miałem brać udział w tym postanowieniu. Naturalnie został mi postawiony swobodny wybór, a nawet usłyszałem:

- jak chcesz to idź sobie na szosówkę, a ja sama gdzieś sobie pojadę.

Postronnemu czytelnikowi wydawać by się mogło, że jestem w komfortowej sytuacji i do niczego nie jestem zmuszany. Jednak prawie każdy wie, że przy tak postawionej sprawie ma się niewielkie pole manewru.

Osobiście miałem taki sam wybór jak amerykański szpieg złapany na terenie tajnej ruskiej bazy wojskowej przez Saszę, gdy ten pozostawia mu wybór:

- możesz walnąć samobója albo spokojnie odejść i rzucić się z podciętym Achillesem na płot pod napięciem unikając jednocześnie gradu kul dum-dum.

Wybrałem zatem jedyną słuszną opcję odsuwając na bok z przepraszającym szosówkę wzrokiem, wyciągając jednocześnie dwa MTB.

Ruszyliśmy początkowo moim wczorajszym tropem do Wierzenicy, chwilę potem do Wierzonki aby po chwili mój przewodnik obrał kurs na Mielno (na szczęście nie to nad morzem). Na tym odcinku ku mojemu zdziwieniu był położony kawałek nowego asfaltu. W Mielnie pojechaliśmy prosto do Uroczyska Maruszki. Tu nastąpiło planowanie dalszej jazdy.

No i się zaplanowało.

M. wybrała tak trzęsącą trasę, że lakier na ramie od dzisiaj można określić jako „spękany fabrycznie” ;-). Tarka gruntowa mam nadzieję, że raz na zawsze wybiła jej samodzielne planowanie trasy przejazdu i następnym razem zasięgnie rady eksperta w tej dziedzinie to znaczy mnie hehe.

Później przyszła kolej na zaliczenie Owińsk i Annowa aby chwilę potem dobrze nam znaną trasą z wielu poprzednich wycieczek dotrzeć do Kicina. Z tamtego miejsca mieliśmy już tylko rzut beretem do domu.

W ten oto sposób wykręciliśmy w rodzinnym tempie 30km zaostrzając tym samym apetyt przed zbliżającym się obiadem.



Ps. Kochana szoso. Powalczymy w poniedziałek. I jeszcze raz przepraszam za dzisiaj ;-)




                                                                      Eh........................


  • DST 42.73km
  • Teren 36.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 22.69km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyżby już jesień?

Piątek, 23 października 2015 · dodano: 23.10.2015 | Komentarze 2

Nie!!! Zdecydowanie nie miałem dzisiaj ochoty na kopanie się z koniem, znaczy się wiatrem. Poza tym trochę za dużo przepuściłem przez palce czasu aby robić stałą trasę na szosie. Tak więc wybrałem na dzisiaj MTB.

Drugim powodem przemawiającym za tym rowerem była chęć odwiedzenia Puszczy Zielonki w której to nie byłem jeśli pamięć mnie nie myli od czerwca.

Gdy już ogarnąłem zakupy, przygotowanie obiadu i inne duperele zrobiło się południe. (Zdecydowanie ktoś powinien poinformować ”czas”, że nie ma się tak co spieszyć). Dopiero wtedy mogłem się wybrać na „leśną rundę”.

Tak dawno nie jechałem w terenie, że zapomniałem jak to jest gdy porządnie trzęsie. W Kicinie wielebny lajsnął sobie elegancki bruk na dojeździe przed kościołem. Za nim też. Wiadomo wierni muszą mieć extra drogę aby wrzucać na tacę ;-). Następnie mknąc do Wierzenicy rozgniatałem opadłe śliwki i zdziczałe jabłka które opadły w dużej ilości. Aż do Wierzenicy wiatr pchał mnie centralnie aby po skręcie na Dębogórę uprzeć się aby mnie zepchnąć z drogi dmuchając w bok. Ulgę przyniosło dopiero zagłębienie się w las.

Górą szalał wiatr ale na moim poziomie był niemalże niewyczuwalny. Dobrze znanymi drogami dotarłem do Zielonki. Przy ławeczkach chwilę rozkoszowałem się ciszą i zapachem ogarniającą mnie z każdej strony. Jesień jest piękna, pachnąca i jak każda pora roku ma w sobie coś innego niż pozostałe.

Na długie dumanie nie miałem jednak czasu i obrałem kurs powrotny. Za Czernicami pojechałem prosto aby nie wracać własnym śladem co zaowocowało spotkaniem z pięknym jeleniem. Niestety jak zawsze nie dał mi szans na zrobienie sobie fotki mimo, że zatrzymałem się bezgłośnie i już wyciągałem fona z kieszeni. Czujne bydle ;-). Jeszcze kilka saren które się pokazały umiliły mi jazdę i ostatecznie wyjechałem z puszczy w Kicinie.

Zaskoczeniem natomiast okazały się szlabany na mojej drodze do domu które ustawiono najwyraźniej niedawno. Sądząc po ilości miejsca obok nich, dotyczą tylko przejazdu samochodem.

Jeszcze kilkaset metrów i byłem w domu. Koniecznie za tydzień znowu muszę nie wybrać w te rejony zanim wszystkie liście opadną i zrobi się szaro aż do wiosny.



                                     Dziwne znaki na płocie przed polem. Polska to dziwny kraj hehe.




                                     Jesienne klimaty. Niestety trochę szaro z braku słońca.
















                                                                        Czar pogaństwa











                                                               Zasieki na drodze do domu ;-)









Kategoria MTB


  • DST 61.62km
  • Czas 02:12
  • VAVG 28.01km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie pod ostrzałem. Prawie ;-)

Czwartek, 22 października 2015 · dodano: 22.10.2015 | Komentarze 4

Wiedziałem!!! Czułem to!!! Musiała być dzisiaj piękna pogoda. Czułem to w pogodynce którą wczoraj przewertowałem na wszystkie strony.

Mało tego. Do tego stopnia byłem pewien bezdeszczowego dnia, że wieczorem po pracy odwiedziłem myjnię i umyłem auto, przez co moja bestia jako jedyna była czysta na parkingu. Zapewne długo tak nie będzie bo deszcze nadrabiają wrześniowe zaległości.

Jeśli temperatury się utrzymają wówczas zdecydowanie będę musiał zacząć się ubierać na rower bardziej lekko. Dzisiaj się zagotowałem.

Wygląda mi na to, że w tym tygodniu moje trasy będzie można uważać jako przerysowane przez kalkę. W zasadzie niczym się nie różnią. Przez Golęcin, Psarskie, Suchy Las, Morasko kierowałem się na Biedrusko. Tutaj aż przystanąłem na chwilę aby uwiecznić pustą drogę otuloną złociejącymi drzewami. W trakcie robienia fotki dochodziły mnie odgłosy broni maszynowej z pobliskiego poligonu. Znaczy się rząd sypnął kasą na amunicję hehe. Kule koło mnie nie latały, a to oznaczało, że chłopaki zachowali BHP na strzelnicy. Bardzo bym nie chciał aby mi któryś przestrzelił mój bidon, bo wówczas o suchym pysku wracałbym do domu ;-).

Kolejno potem zaliczyłem Bolechowo, Murowaną, znowu Bolechowo, Owińska i przed podjazdem na osiedle zajechałem na myjnię i ogarnąłem z grubego syfu rower.

Zaskoczeniem było, że wiatr nie do końca chciał ze mną współpracować i ostatnie 15km miałem go przeciwko sobie. Ani trochę nie zepsuło mi to radości w pokonywaniu dzisiejszych kilometrów.


                                                                           Jak dla mnie bajecznie

Kategoria szosa


  • DST 61.50km
  • Czas 02:10
  • VAVG 28.38km/h
  • Temperatura 9.2°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czy koś wie kto / dlaczego zgasił światło?

Środa, 21 października 2015 · dodano: 21.10.2015 | Komentarze 3

Na dzisiejszy dzień nastawiłem się bojowo. Mianowicie bez względu na to czy będzie padało czy nie plan był wykręcić kilometry. Dodam aby nie robić z siebie jakiegoś hardego chojraka, że sprawdziłem przedtem pogodynkę i miało nie padać. Główka pracuje hehe.

W każdym razie rano za oknem było mokro i nic nie zapowiadało nowej dostawy deszczu więc ruszyłem zrobić pętelkę.

Z mojej wsi wydostałem się w miarę bezproblemowo aby za szlabanem wbić się na ścieżkę rowerową która z każdym dniem coraz mniej ją przypomina za sprawą ciężkiego sprzętu, który hula po niej bezkarnie w imię budowy nowej drogi. Zapewne pod koniec budowy pojawi się przed nią znak:

UWAGA!!! ŚCIEŻKA PRZEJEZDNA TYLKO DLA POJAZDÓW GĄSIENICOWYCH NA WŁASNE RYZYKO.

Kolejny etap to przeprawa przez Bałtycką. I niech mi jeszcze ktoś gdzieś kiedyś będzie się uskarżał na Starołęcką która w porównaniu do Bałtyckiej jest jak czteropasmowa autostrada w niedzielny poranek oddana tylko i wyłącznie do użytku rowerzystów. Koszmar z ulicy wiązów.

Otwarty szlaban na Golęcinie przyjąłem niczym wrota do raju i nie zwracając uwagi na lekkie pochlapywanie spod kół, radośnie słuchając radia parłem naprzód. Serce się radowało mimo braku słońca które było owszem, ale nad chmurami przez co miało się wrażenie, że ktoś dzisiaj zgasił światło. I tak jechałem cały w pląsach aż do momentu, kiedy to jakiś szarlatan puścił w eter Carlosa Santanę.

W życiu jestem wstanie wiele znieść:
- pitolenie Rydzyka
- skrzypienie styropianu
- łamanie kołem i podtapianie w lodowatej wodzie
ale Carlos działa na mnie jak najostrzejsze chili wcierane w oczy. Całe szczęście, że moje słuchawki są tego samego zdania co ja i na czas emisji rzeczonego wykonawcy ewakuowały się za tylne koło ;-).

Stałą trasą dotarłem do Moraska i będąc w połowie drogi do Radojewa wyprzedził mnie „na żyletkę” samochód oklejony reklamą jakiegoś Janusza coś tam, kandydata na cokolwiek aby czasami w życiu się nie narobić, a zarobić. Minął mnie tak blisko, że kandydat ze zdjęcia na aucie prawie pobrudził sobie biały kołnierzyk o mnie. I niech mi nikt nie mówi, że politycy nie zbliżają się do ludzi hehe.

Przez Biedrusko jechało sie bardzo fajnie mimo, że na chwilę dopadła mnie mżawka, za to droga od Murowanej Gośliny o dziwo zrobiła się sucha. Mogę więc napisać, że ukończyłem dzisiejszą jazdę suchą oponą ;-)

Ciekawe też było, że temperatura skakała jak oszalała na różnych odcinkach drogi od startu do mety z 9,2 do oszałamiających 9,5 stopni Celscjusza. zaiste szalona amplituda hehe.

Aby jednak nie było zbyt kolorowo dodam, że jak zobaczyłem mój rower po zakończonej jeździe to zapłakałem. Byłby dużo czystszy gdyby lało, a woda płynęła ulicami jak w potoku górskim. Jeśli pogoda pozwoli to po jutrzejszej jeździe zafunduję mu prysznic na myjni za 1zł. A niech ma ;-)


Kategoria szosa


  • DST 19.28km
  • Czas 00:55
  • VAVG 21.03km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po dary natury

Poniedziałek, 19 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 9

Po zjedzeniu tego mikro posiłku (kontynuacja poprzedniego wpisu z tego samego dnia) zalągł mi się w głowie pomysł aby pojechać na działkę, strząsnąć orzechy które jeszcze same nie spadły i oberwać trochę winogrona zanim zrobi to ktoś inny.

Ubrałem się w taki zestaw ciuchów, że każdy szanujący się biker prędzej by oddał swój sprzęt na złom niż by mi kiwnął na trasie hehe. W dresiku, czapce i z plecakiem powolnym tempem ruszyłem w stronę Malty. Kręciłem tak spokojnie jak tylko się dało aby się w tych ciuchach na zagotować. Jechałem tak spokojnie, że… KURWA, TAK SIĘ NIE DA JECHAĆ!!!!!!!!. Z nogi na nogę, powoli, ospale jak żółw ociężale. W porywach osiągałem prędkość 25km/h. Byłem królem DDR-ek i chodników. Pędzące do ciepłych krajów ślimaki poganiały mnie mrugając światłami. Słowem czułem się jak niedzielny zawalidroga.

Ile się trzeba natrudzić aby tak jechać powoli
Ten tylko się dowie, kto na działkę kiedyś już zaiwaniał
Piękno normalnej jazdy teraz dopiero widzę i opisuję
Bo tęsknię po tobie… itd.


W końcu dotarłem na Maltę, chwilę później na Katowicką gdzie się znajduje wspomniana wcześniej działka której właścicielem będę jeszcze AŻ przez 12 dni, gdyż niestety jest w likwidacji, a na ich miejscu powstaną zapewne niedługo mieszkania. Trudno, taka kolej rzeczy.

W każdym razie na miejscu wdrapałem się na orzecha, wytarmosiłem gałęzie, pospadało co miało pospadać i pozbierałem ostatni owoc z tego drzewa. Jeszcze dopakowałem do plecaka trochę winogron i czując się jak dostawczak z warzywniaka ruszyłem w drogę powrotną jeszcze wolniej o ile to możliwe.

I znowu brylowałem po chodnikach i ścieżkach. Czary goryczy dopełnił oświetlony transparent:

LIPCIU ZWOLNIJ, JUTRO TEŻ JEST DZIEŃ NA POKONANIE KOLEJNEGO KILOMETRA!!!

Zapewne to złośliwe ślimaki to napisały hehe.

W ten oto nieoczekiwany sposób dokręciłem do dzisiejszego dystansu prawie 20km. No i fajnie.

Kategoria MTB


  • DST 61.41km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.56km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Samolot, armata i... hoho co jeszcze

Poniedziałek, 19 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 2


Poniekąd nadrzędnym celem na dzisiaj było dopieszczenie pętli przez Biedrusko aby jak najmniej nakładał się na siebie mój własny ślad. Taka sobie mała jesienna fobia hehe.

Po tym jak dzisiaj w wolny dzień spędziłem od samego rana bite dwie godziny w banku, aż mnie nosiło aby pojeździć. Przez tyle czasu dawno bym ten bank okradł gdybym wiedział, że mi tyle tam zejdzie ;-). Jak tylko wróciłem do domu po tym nieprzyjemnym obowiązku, walnąłem sobie „śniadanie łasucha,” czyli chciało mi się zrobić naleśniki i dołożyć do nich dżem malinowy domowej roboty. Pyszota.

Tak przygotowany kalorycznie wyruszyłem na podbój trasy. Oczywiście męczyłem się sam ze sobą i własną motywacją przez bite 20km. Od tego mementu moje mięśnie zaczęły współpracować z resztą organizmu, pchając całość (mnie i rower) w normalny rytm jazdy. Stałą trasą dotarłam na Psarskie, skręciłem w kierunku Suchego Lasu i wyjechałem w Złotnikach dziwiąc się, że taki duży ruch był w tamtej okolicy. Gdy wydostałem się na Obornicką szybko się wyjaśniło, że jego przyczyną był wypadek samochodowy który już zabezpieczali strażacy. Nie było co oglądać więc skierowałem się na Morasko.

Coraz bardziej podoba mi się trasa przez Biedrusko, a teraz gdy zewsząd lecą liście w szczególności. Gdy mijałem pałac rzucił mi się w oczy samolot na terenie parku, a w dodatku była jeszcze otwarta brama więc potraktowałem to jako zaproszenie. Na terenie pałacowym nikt mnie nie zastrzelił, psami nie poszczuli, drzwi nie pokazali więc sobie zobaczyłem eksponaty wojskowe które tam stały.

Po krótkiej przerwie na zwiedzanie i uwiecznieniu tego i owego na kliszy pojechałem dalej i okrążając Murowaną Goślinę skierowałem się na Poznań.

Pogoda była jak marzenie i tylko słońca trochę brakowało. Nawet mżawka która od czasu do czasu się pojawiała nie zepsuła mi radości z jazdy. Po powrocie do domu szybko się ogarnąłem, zjadłem michę grzybowej z kaszą i…chyba za mało było mi na dzisiaj jeszcze roweru.

Ciąg dalszy w następnym opisie ;-)


































Kategoria szosa


  • DST 61.35km
  • Czas 02:09
  • VAVG 28.53km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myślałem

Sobota, 17 października 2015 · dodano: 18.10.2015 | Komentarze 5

Myślałem, że w tym sezonie nie będę już miał okazji wypowiedzieć słów: za ciepło się ubrałem.

A jednak.

Nauczony kilkoma ostatnimi dniami, oblekłem się w cieplejsze wdzianko i po dwóch dniach przerwy ruszyłem coś pokręcić. Już pierwszy kilometr unaocznił mi, że to co miałem na sobie stanowczo przerosło otaczające mnie warunki atmosferyczne z temperaturą na czele, lecz daleki byłem od cofnięcia się i przebrania. To się nazywa lenistwo ;-).

Start odbył się w doskonale znanym kierunku - Kiekrz. Miasto jak miasto, nic ciekawego nie miało do zaoferowania podczas przejazdu, chyba że nadmienić przepięknie mieniące się szkło na mojej drodze podczas pokonywania Solidarności. Sam się później dziwiłem, że nie złapałem laczka bo wszystkich kawałków nie byłem w stanie ominąć.

Podczas oczekiwania na podniesienie szlabanu przy Golęcinie pogadałem z jegomościem dosiadającym zajechanego górala. Głównym tematem była jego przednia opona która miała w sobie tyle powietrza co średniej wielkości dmuchana tabliczka czekolady. Podobno już siedem razy zmieniał dętkę w tym roku i zawsze przeciera się przy zaworku. Twardziel.

Kolejne kilometry mijały mi wśród opadających liści. Za to kocham jesień. Między innymi oczywiście bo powodów do zakochania w jesieni mam dużo więcej, jak choćby dojrzewająca żurawina błotna na przepyszne nalewki hehe.

Na Psarskim zrobiłem zwrot w prawo by poprzez Suchy Las i Morasko skierować się do Biedruska. Na odcinku przed jednostką wojskową znowu dopadł mnie deszcz opadającego listowia. Przez Bolechowo wjechałem do Murowanej aby po chwili znaleźć się ponownie w Bolechowie. Potem była już tylko długa prosta do domu, a gdy w jego okolicy stwierdziłem, że zabraknie mi pół kilometra do okrągłego dystansu, pojechałem kawałek dalej do wjazdu nr2 na osiedle.

W taka pogodę jazda na rowerze to sama przyjemność. Oby choć jeszcze kilka dni takiej pogody zanim na stałe nam zagości chłód, szarość i wszystko co nieprzychylne.



Kategoria szosa


  • DST 44.86km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 23.01km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góralu!!!! - czy Ci nie żal?

Środa, 14 października 2015 · dodano: 14.10.2015 | Komentarze 4

…że to nie Ty dzisiaj pojeździsz. Tak zaśpiewałem sobie gdy z samego rana załatałem kapcia w MTB który istniał już przynajmniej od czerwca. Ma się to tempo hehe. I do mojego MTB były właśnie skierowane słowa piosenki.

Po chwili jednak zastukała mi piłeczka w czerep jak u Pomysłowego Dobromira. Dlaczego nie MTB?- nawiedziła mnie myśl. W zasadzie chciało mi się nawet do lasu. I tak oto znienacka powstał plan leśnej rundki.

Gdy ruszyłem, z miejsca odczułem co znaczą walcowate opony z konkretnym bieżnikiem, nawet jeśli jest już on mocno podjechany. Jak bym ciągnął wóz z węglem.

Jako pierwszy dzisiejszy cel obrałem miejsce pracy M. która zapomniała z domu telefonu, a jak wiadomo w dzisiejszych czasach człowiek bez telefonu jest jak bez ręki. Głupio by wyglądała w pracy bez ręki ;-). Następnie pokonałem Park Sołacki i dojechałem do Rusałki gdzie tworzy się nowa historia pt. nowe alejki z Pozbruku, a dodatkowo trwają jakieś prace mające chyba na względzie uatrakcyjnienie tego miejsca, będącego kiedyś wiodącym w okolicach Poznania.

Przyjemnie było się zagłębić w las. Ale szczerze mówiąc – pisząc liczyłem, że będzie już bardziej kolorowo. Jak widać pierwszy przymrozek jesieni nie czyni. Przed Strzeszynkiem zaskoczyła mnie nowa, jasna, sypka nawierzchnia po której mi przyszło jechać. Kawałek dalej spotkałem sprawców tego cudactwa. Zagadałem i dowiedziałem się, że asfaltu na szczęście tu nie będzie, a jak przyjdzie deszcz to się wszystko ładnie ubije i będzie super. Zobaczymy.

W samym Strzeszynku tradycyjnie wjechałem na pomost, powłóczyłem wzrokiem dookoła i ruszyłem dalej objeżdżając jezioro, a co za tym idzie rozpocząłem drogę powrotną do domu. Co kawałek natykałem się na napisy mające dopingować biegaczy niedzielnego maratonu. Od Sołacza lekko zmienioną trasą przez Solidarności, Wilczak i Bałtycką dotarłem do mety.

Niestety, panujące temperatury sprawiają, że picie w bidonie średnio nadaje się do spożycia.

I tu muszę się pochwalić, że wczoraj dotarł do mnie zamówiony mały termos 0.5l Rano zrobiłem mu test. Zalałem go wrzątkiem, wystawiłem na balkon i po przyjeździe sprawdziłem jak trzyma ciepło (3h). Nie wiem jaka temperatura była przed moim wyjściem ale po przyjściu nie przekraczała siedmiu stopni. Kontrola utrzymywania ciepła wypadła bardzo pomyślnie gdyż po polaniu własnego palca wskazującego usłyszałem: auuuu kur…. jakie gorące. To ja krzyczałem ;-).

Taaaaaak znaczy się trzyma ciepło, nada się na zimne dni :)


                                                             Towar do budowy ścieżki




                                                                           Tajemnicza  ścieżka





                                                              Zasadzka na mnie ;-)

Kategoria MTB


  • DST 66.10km
  • Czas 02:24
  • VAVG 27.54km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czy ktoś coś wie o nadchodzącej wiośnie?

Poniedziałek, 12 października 2015 · dodano: 12.10.2015 | Komentarze 5

Brrrr. Zimno jak diabli. Po dwóch dniach przerwy ruszyłem pełen nadziei, że będzie ciepło, słonecznie i ogólnie cacy. Niestety. Kalendarz nie kłamie – połowa października, a warunki pogodowe dostosowują się do niego.

Ruszając miałem jakąś wizję trasy która pękła jak bańka mydlana w momencie gdy zapomniałem skręcić w Serbską. Gdy już się ocknąłem z zamyślenia, nie chciało mi się zawracać i wprowadziłem plan „B”. Przez Piątkowo, Podolany i Strzeszyńską dojechałem do Koszalińskiej.

Rany Julek jak piździło, a przede mną był jeszcze kawał drogi.

Przez Psarskie dojechałem ponownie do Obornickiej i przez Meteorytową skierowałem się na Biedrusko gdzie droga wśród opadających złotych liści wyglądała przepięknie i byłoby jeszcze piękniej gdyby tak nie piździło. Na tym etapie stopy już miałem wychłodzone. Przejechałem Bolechowo, otarłem się o Murowaną Goślinę i pojechałem do Mściszewa testować nową drogę. To była bardzo fajna droga, aż do momentu…. gdyby się szybko nie skończył asfalt i zaczęły się jakieś szutry po których rzecz jasna moim sprzętem pojechać nie mogłem. Tak więc pozostał mi nawrót pod cholerny wiatr który sprawiał, że strasznie piź…. Reszta wyrazy znana redakcji ;-)


Tym razem przekulałem się przez calutką Murowaną i skierowałem w stronę domu. Nareszcie (choć raz) obliczenia co do wiatru się sprawdziły i całą pozostałą drogę wiało mi w plecy.

Jeśli bym miał postawić dolara to obstawiłbym, że wiatr wcale nie chciał mi pomagać, tylko postawił sobie za punkt honoru przewiać mi nerki ale na to był za cienki, a moja kurtka za gruba. Nie z nami takie numery Bruner ;-).

Podjazd na osiedle tradycyjnie mnie zabił, a gdy znalazłem się pod domem sąsiad wrzątkiem odkleił mnie od roweru. Co będzie gdy ochłodzi się jeszcze bardziej?

Szosowcy z okolic Zakopanego mają dużo gorzej po tym jak spadł im dzisiaj śnieg.

JA NIE CHCĘ ZIMY!!!!!!!!!!!!!!!

Do pełni szczęścia okazało się, że najprawdopodobniej zgubiłem pudełko w którym zawsze woziłem klej, łatki, spinkę do łańcucha i 20zł na drobne wydatki. A trzynasty jest podobno dopiero jutro.


Kategoria szosa