Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2015

Dystans całkowity:817.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:55
Średnia prędkość:26.44 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:58.39 km i 2h 12m
Więcej statystyk
  • DST 40.56km
  • Czas 02:04
  • VAVG 19.63km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostatnia rundka i podsumowanie roku

Czwartek, 31 grudnia 2015 · dodano: 04.01.2016 | Komentarze 14

Skoro poprzedni rok kończyłem na MTB, to 2015 również postanowiłem tak zakończyć. Inna sprawa, że w podjęciu takiej decyzji skutecznie pomógł mi mocno wiejący wiatr za oknem w parze z ujemną temperaturą.
Po czterech kilometrach nie byłem już tak do końca pewien czy zrobię założone 30km po lesie. Powodem tego zwątpienia był fakt, że byłem do tego momentu ponakłuwany lodowatymi igiełkami w każdym zakątku ciała, a będąc na otwartej przestrzeni wiatr robił ze mną co chciał. Dopiero gdy zagłębiłem się w Puszczę Zielonkę za Dębogórą moje nastawienie się zmieniło na pozytyw. Ogarnęła mnie błoga cisza.

Jednak do ideału trochę brakowało za sprawą zamarzniętych kolein, pozostawionych przez ciężki sprzęt wywożący ścięte drzewa. Chwilami nie wiedziałem jak mam się poruszać w tym księżycowym krajobrazie. Na szczęście nie wszędzie tak było. Przed Czernicami byłem już na tyle rozgrzany, że postanowiłem dojechać jednak do Zielonki, a w niej zauważyłem pusty placyk na miejscu w którym kiedyś stał sklepik spożywczy. Teraz nie będzie można w lesie nic kupić. Zawróciłem i rozpocząłem powrotne kilometry w czasie których udało mi się zobaczyć trochę biegającej zwierzyny. Na końcówce było mi już mocno chłodno co sprawiło, że moja radość na widok domu była większa niż zazwyczaj ;-).

Ostatni akcent rowerowy 2015 roku dobiegł końca. Teraz czekało mnie tylko szybkie spakowanie i wyjazd na sylwestra który w tym roku zaplanowaliśmy sobie w agroturystyce ościennego województwa.


Podsumowanie sezonu



Jak to zwykle u większości bywa. Coś się udało zrealizować, a część zostaje odłożona na później lub pozostaje tylko w sferze niespełnionych planów i marzeń. Osobiście zbyt dużo nie planowałem ale coś tam udało się zrobić.

Najpierw co nie wyszło:

- nie zrobiłem więcej „setek” niż w roku poprzednim. Tym razem wyszło ich 11 czyli i tak przekroczyłem „ustawowe” 10

- chodziło mi trochę po głowie aby znowu wyskoczyć rowerem nad morze. Był to zamysł z gatunku: zrobię - to dobrze, nie zrobię – korona z głowy mi nie spadnie. I nie spadła ;-)

- i najważniejsze: nie zrobiłem trasy wzdłuż wybrzeża mimo, że została opracowana

Teraz co wyszło:

- z „setkami” jak wyżej, tylko że zaliczam to sobie na plus
- przejechałem ponad dwieście kilometrów samemu i to dwukrotnie

- przekroczyłem magiczny (jak dla mnie) dystans 10tys kilometrów w ciągu roku. Zrobić to jeszcze raz będzie trudno, bo jednak trzeba na to poświęcić trochę czasu o który jest coraz trudniej

- wziąłem udział w Poznań Bike Challenge

Zobaczymy co przyniesie nadchodzące 366 dni. Obecny wpis umieszczam kilka dni po ostatniej jeździe. Głównym winowajcą był fakt totalnego braku internetu w całej okolicy. Nie ma go nikt w całej wsi gdzie spędzaliśmy ten długi weekend ze względów technicznych. Aż się nie chce wierzyć, że są jeszcze takie miejsca. Ale w sumie to chyba dobrze, bo kilka dni bez komputera dobrze robi od czasu do czasu.



                       Wszystkim życzę najlepszego w Nowym Roku!!!!!!!

Kategoria MTB


  • DST 53.36km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.46km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 1.8°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadchodzi zima!!!!!!

Wtorek, 29 grudnia 2015 · dodano: 29.12.2015 | Komentarze 1

Obudził mnie dzisiaj głośny łomot za oknem. Zarwałem się na równe nogi zobaczyć co się stało. Na pierwszy rzut oka niby wszystko było w porządku ale jednak hałas skądś się musiał wziąć. Wyszedłem na balkon sprawdzić dokładniej i wówczas dotarło do mnie z całą świadomością, że TO spadła drastycznie temperatura i narobiła tyle rabanu ;-). Kiedyś to się musiało stać, bo wiosna zimą nie może trwać wiecznie. Tylko dlaczego przed sylwestrem gdy na imprezę zakupiłem garnitur model „Miami sun” czyli zestaw z krótkimi spodenkami ;-). Trudno, stało się. Najwyżej będę marzł.

Na stopy powróciły zatem ocieplacze, na głowę kominiarka i ruszyłem zrobić pierwsze poświąteczne kilometry. Po zjedzeniu wielu pyszności w ciągu kilku ostatnich dni, rower aż jęknął gdy go dosiadłem, a koła zrobiły się płaskie hehe. W każdym razie ruszyłem. I zaraz mi się wydało coś podejrzane, bo za lekko mi się kręciło. Zagadka się wyjaśniła na najbliższym rondzie gdzie były powieszone flagi które aż się wyginały od podmuchów powietrza. Znaczy się wiało hehe.

Ulice, co nie powinno nikogo dziwić były puste, więc do Golęcina przejechałem całkowicie płynnie. Dalej było równie dobrze i w Rokietnicy zameldowałem się z całkiem przyzwoitym czasem. Za to po nawrocie jazda przypominała zdobywanie poparcia polityka w sprawie całkowicie dla niego bezinteresownej. To była momentami istna orka na ugorze, a czasami jak wyrywanie dobrze ukorzenionej ósemki. Było ciężko. Do tego temperatura poniżej dwóch stopni nie nastrajała do polewania się wodą z bidonu.

W końcu wjechałem z powrotem do miasta mając nadzieję, że zabudowania mnie osłonią. No i na nadziei się skończyło. Ostatni podjazd na osiedle niewiele się różnił od powracającego imprezowicza do małżonki po kilku dniach balangi. Jechałem z takim samym tempem, takimi samymi zakosami, z taką sama prędkością, tak samo sapiąc.

W końcu dotarłem do domu, nie do końca wiedząc czy jestem szczęśliwy, czy raczej tylko ledwo żywy. Taka jest cena świątecznego obżarstwa ;-)
Kategoria szosa


  • DST 53.21km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.52km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Brutalny powód dzisiejszych kilometrów

Piątek, 25 grudnia 2015 · dodano: 25.12.2015 | Komentarze 10

Wymarzone warunki do pedałowania w świąteczny dzień. Niestety wychodząc na dwór przeoczyłem taki drobiazg jak to, że siedząc w domu nie czuło się wiatru ;-). Wyjeżdżając na pierwszą prostą przekonałem się o jego sile. Gnój jeden (w mordę wind) zamiast siedzieć w chacie i opychać się za suto zapchanym stołem, wylazł się przewietrzyć i to dokładnie w tym samym czasie co ja pojeździć rowerem. To już jest zapewne Jarusiowa zmowa!!!

Ale jednak ruszyłem. Wiało jak diabli. Do tego stopnia się tym przejąłem, że zapomniałem skręcić w pustą Chemiczną i pojechałem Bałtycką, która na szczęście dzisiaj świeciła pustkami. W sumie wszystko dzisiaj świeciło pustkami. Za Golęcinem miałem nadzieję, że drzewa mnie trochę zasłonią i dadzą trochę wytchnienia od walki z podmuchami. Złudne to były moje nadzieje. Momentami jednak widziałem na liczniku trójkę, niestety tylko po przecinku hehe. I w tych oto pięknych okolicznościach przyrody dotarłem do półmetka, dokonałem nawrotu i… dostałem spawarą po oczach od słońca, które świeciło nisko zawieszone, a dodatkowo pięknie się odbijało od mokrego asfaltu. Nic nie widziałem na niektórych odcinkach. Na szczęście czasami zachodziło za chmury co pozwoliło mi odnaleźć drogę do domu.

Powrót umilał mi czasami wiatr w plecy. Ale nie oszukujmy się, przepracowywać to się nie przepracowywał w tym temacie ;) W każdym razie wykręciłem świąteczne kilometry i spaliłem świąteczne śniadanie które chyba nie było wzorem diety sportowa. Na szczęście ja się za takowego nie uważam i żrem com chcem.

                                                                       Byle do po świętach!!!



                                                                     Oto ON. Powód  spalania porannych kalorii :)
Kategoria szosa


  • DST 53.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 28.05km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 8.5°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Świątecznie

Czwartek, 24 grudnia 2015 · dodano: 24.12.2015 | Komentarze 1

Mgła za oknem w końcu ustąpiła i zrobiłem rundę przedświąteczną. Jezdnie były miejscami mokre ale za to ruch samochodowy znikomy. Chyba wszyscy już powoli dostawali w domach tradycyjnej histerii ;-).

Zajechałem, zawróciłem i wróciłem.


                                                     Życzę wszystkim Zdrowych i Radosnych Świąt




Fotka zapożyczona ale tematyczna ;-)

Kategoria szosa


  • DST 53.30km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.57km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mocna niemoc

Środa, 23 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 6

Co za poranek. Normalnie nie wierzyłem własnym oczom gdy wyszedłem na balkon po obudzeniu. Spojrzałem po chwili na kalendarz, następnie znowu za okno i stwierdziłem, że chyba sobie ktoś jaja robi. Albo ktoś mi pomieszał kartki w kalendarzu albo przestawił jakoś lekko „nie teges „ pokrętło z temperaturą na grudzień. No ale płakać z tego powodu nie zamierzałem.

Z powodu wrodzonego lenistwa nie chciało mi się szukać ciuchów jesiennych , a co za tym idzie lżejszych. Wiedziałem, że się zagotuję ale mówi się trudno.

Ruszyłem. Wiatr lekko mną poniewierał. W zamian słoneczko świeciło w plecy, a permanentny brak czasu skłonił mnie do skrócenia dzisiejszego dystansu.

I ta niemoc!!! Może i na dworze wiosna ale mój organizm domaga się porządnego wypoczynku. Najlepiej w jakimś ciepłym kraju. Niestety słowo „ciepły” w najbliższych miesiącach może mieć jedynie odniesienie do herbaty, a nie do wakacji. Energii byłe we mnie tyle co w bateryjce Duracell wyjętej z króliczka padniętego na pysk z braku prądu.

Kropnąłem sobie rundkę do Rokietnicy i z powrotem w tempie rozkładającej się plastikowej butelki. Może byłem jednak ciut wolniejszy ;-). Idzie Nowy Rok, a wraz z nim postanowienie o zrzuceniu kilku kilogramów aby było na wiosnę miejsce na kebaby, grilla i piwko. Zatem całkowicie usprawiedliwione jest objadanie się na koniec roku przeze mnie wszelakimi słodkościami.

W końcu dotarłem do domu, zjadłem śniadanie i….. DO ROBOTY!!!! Te ostatnie słowa powodują u mnie nerwicę z konwulsjami.
Kategoria szosa


  • DST 53.17km
  • Czas 01:56
  • VAVG 27.50km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Grudniowa kąpiel

Piątek, 18 grudnia 2015 · dodano: 18.12.2015 | Komentarze 3

Aby jasność była jasna. Prognozy zapowiadały deszcz dopiero po godzinie 14:00 Co prawda dosyć późno sprawdziłem pogodynkę ale o 12:00 byłem już gotowy do naciśnięcia na pedały. Niestety w momencie owej gotowości pierwsze krople deszczu zaparkowały na mojej osobie. Wzrokiem zawodowego meteorologa zlustrowałem niebo i doszedłem do wniosku, że to tylko przelotny opad. Moje przewidywania sprawdziły się…. aż do momentu kiedy opuściłem Golęcin.

Potem już było tylko gorzej. Rozpadało się na dobre.

Na wysokości Strzeszynka dogoniłem kogoś na MTB i po zrównaniu się z nim zapytałem czy u niego też pada? Dziwnie na mnie początkowo spojrzał, potem się uśmiechnął i na końcu potwierdził. W tym momencie zostałem wyprzedzony przez szosowca. Przez chwilę pomyślałem czy aby mu nie usiąść na koło ale on zaraz się wyprostował, wyjął telefon i z kimś zaczął gadać. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że cały czas bez wysiłku jechał 35km/h. Osłabłem, nie wiedziałem do tej pory, że tak można hehe. Ale był tak wycieniowany iż na pierwszy rzut oka można było poznać, że to nie pierwsza lepsza popierdułka. Gdy zakończył rozmowę zamienił się w znikający punkt.

Gdy tak przemakał mnie deszcz powziąłem decyzję o skróceniu dzisiejszego dystansu i zawróciłem w Rokietnicy, zaraz po tym jak na ryneczku wyżebrałem siateczkę foliową aby ratować telefon. W drodze powrotnej już nie przejmowałem się omijaniem kałuż. Wiedziałem, że po moim powrocie nawet eksperci Macierewicza nie będą w stanie znaleźć na mnie suchej nitki. Ślady po wybucha na pewno by znaleźli ale nie suchą nitkę ;-).

Po dalszych kilku kilometrach zacząłem się rozglądać za jakimś stoiskiem z karpiami. Pieniądze miałem na ich zakup przy sobie ale najważniejsze było to, że mogłem je dowieźć żywe w sposób humanitarny, gdyż w butach miałem tyle wody co nie ma niejedno marketowe akwarium hehe.

Dzielnie w końcu dojechałem do myjni samochodowej w pobliżu mojego osiedla. Zainwestowałem złotówkę, spłukałem prawie cały brud z roweru i podjąłem heroiczną walkę z ostatnim podjazdem. W połowie drogi zaczęło mi się dziwnie prowadzić rower, a po chwili jeszcze dziwniej. LACZEK – słowo zmora każdego bikera. Mimo wszystko dobrze, że stało się to już pod samym domem. Ostatnie kilkaset metrów doprowadziłem mój sprzęt do domu. Nie chciało mi się zmieniać dętki na ten kawałek, będąc całkowicie przemoczonym.

W domu jakoś zgrabnie się rozpakowałem z ciuchów, starając się wszystkiego dookoła nie uwalać błotnistą cieczą która ze mnie spływała. Niestety pralka ani myślała zabrać się do roboty. Uparła się i zaznaczyła kategorycznie, że takiego syfu to ona nie będzie doprowadzać do porządku. Nie pomagały na to żadne prałby ani groźby. Dopiero gdy uległem jej żądaniom i zapewniłem, że się z nią prześpię, zabrała się do roboty.

Mam tylko nadzieję, że M. się o tym nigdy nie dowie ;-).




                                                      To zdjęcie wywołało później wilka z lasu
Kategoria szosa


  • DST 61.43km
  • Czas 02:19
  • VAVG 26.52km/h
  • Temperatura 1.3°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mówcie mi Kolumb

Środa, 16 grudnia 2015 · dodano: 16.12.2015 | Komentarze 7

Po obudzeniu co prawda stwierdziłem, że na zewnątrz dużo brakuje do Saharyjskiej suszy ale mój prywatny czujnik wilgoci* wskazywał małą tendencję do opadów.

Wyszykowałem się i ruszyłem. Niestety już pierwsze pokonane metry pokazały jak bardzo się myliłem. Opad był tak drobny, że w zasadzie niewidoczny ale za to wyczuwalny. Po chwili niewiele już widziałem przez zmoczone okulary. Niewiele to nie znaczy że nic, bo oto zaraz przed pierwszym szlabanem odkryłem dziwny objazd niewiadomo czego. Aby było jeszcze ciekawiej, za wspomnianym przejazdem nagle otworzyła się przede mną nowa droga znamionująca objazd połowy Gdyńskiej. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdyż asfalt i cała reszta wskazuje na to, że to ma służyć dłuższy czas. Żadnej prowizorki, gładka nawierzchnia i uprzątnięte pobocze. Z tego wszystkiego jechałem za wszystkimi w korku jak osioł aż do Chemicznej. Ale na jej wysokości zorientowałem się, że już jest przejezdna dla roweru. To było już trzecie odkrycie dzisiejszego dnia. Poczułem się jak Kolumb który też co nieco odkrył w swoim czasie.

Chemiczna sama w sobie przedstawia obecnie ideał drogi: pusta, a na 33% długości leży nowiutki asfalt.

Kręciłem dalej aż na Golęcinie zatrzymał mnie zamknięty przejazd. Nie było to o tyle dziwne gdyby nie fakt, że jeden ze szlabanów był jakoś dziwnie nadgryziony, czego przed tygodniem jeszcze nie było. Widać jaki żarłoczny z nas naród.

Aby była pełna jasność – to nie ja ;-).

Kawałek dalej musiałem się zatrzymać za sprawą bardzo słabej widoczności, która bardzo się poprawiła gdy zdjąłem okulary hehe. Nie wiedząc co z nimi zrobić usiadłem spokojnie na skąpanej w słonecznym upale polanie, wśród kwitnących kwiatów (marzyciel ze mnie) i obejrzałem kilka wyścigów kolarskich na YouTube aby podejrzeć co robią z okularami w czasie deszczu zawodowcy. Wyszło mi na to, że ci wszyscy PRO zakładają je na kask tak aby było widoczne logo producenta i sponsora zarazem. Więc i ja założyłem je tak samo z tym, że moje nie mają widocznego logo, a nawet nie mają go wcale. O sponsorze nie wspominając hehe. Przez to nie wiem czy byłem dzisiaj PRO czy nie?

Zaczęło bardziej mżyć i moje powieki które teraz robiły za wycieraczki, musiały pracować ze zdwojoną siłą aby widoczność był dostateczna. Dojechałem do półmetka, zawróciłem i pojechałem w stronę domu. Pokonując ponownie Gdyńską byłem już dużo bystrzejszy i pojechałem zamkniętym dla samochodów odcinkiem drogi, dzięki czemu miałem całą ulicę dla siebie. Na poparcie i aprobatę drogowców raczej nie miałem co liczyć.

Ciekawe kiedy zerwą z niej asfalt? Pewnie niebawem.

Gdy zjawiłem się pod domem stwierdziłem, że jednak dzisiaj mimo moich błędnych prognoz było na tyle mokro, że elegancko zgnoiłem cały rower i niewielką część siebie.


*prywatny czujnik wilgoci – jest to miejsce po zaparkowanym wcześniej samochodzie w czasie opadów. Jeśli pozostaje suche po jego odjeździe oznacza to, że już nie pada. Jeżeli jest mokre wówczas……. domyślcie się sami ;-)



Jutro raczej będzie padać, więc nic nie pokręcę.




                                                          Fakt, niewiele przez nie było widać.






                                                                          Obgryziony szlaban
Kategoria szosa


  • DST 42.43km
  • Czas 01:50
  • VAVG 23.14km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB

Sobota, 12 grudnia 2015 · dodano: 14.12.2015 | Komentarze 0

Bez opisu :(
Kategoria MTB


  • DST 61.40km
  • Czas 02:18
  • VAVG 26.70km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zapracowany

Piątek, 11 grudnia 2015 · dodano: 14.12.2015 | Komentarze 4

Piątek, a więc dzień kiedy idę później do pracy. Po ogarnięciu drobnych domowych obowiązków siedziałem sobie wygodnie i dumałem, kiedy by się tu zebrać na rower. Myślałem, myślałem i wymyśliłem, że sprawdzę sobie pogodę na dzisiaj. I gdy tak sobie spoglądałem na pogodynkę, nagle dotarło do mnie iż za dwie godziny zapowiadali możliwe opady deszczu…

Tyle byłem w stanie napisać w dniu owej jazdy.

Dzisiaj jest poniedziałek, trzy dni po zrobionej rundzie. Dzień w którym mam nareszcie chwilkę dla siebie. A nawet cały dzień. Postanowiłem jednak przeznaczyć ten wolny czas na regenerację i kompletnie nic nie robić. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem taki luksus. Pozostawię więc ten wpis niedokończony.

                                                       PRACA TO ZŁO TEGO ŚWIATA!!!!!!!!!!!!!!!!
Kategoria szosa


  • DST 64.75km
  • Czas 02:24
  • VAVG 26.98km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 5.3°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

No to dobilim do 10 000km :)

Środa, 9 grudnia 2015 · dodano: 09.12.2015 | Komentarze 14

Pominę szczegół, że z jakiegoś nieznanego powodu obudziłem się o niechrześcijańskiej godzinie bez budzika i już nie zasnąłem. Skoro już tak się stało, ruszyłem wcześniej na poranną rundę mając nadzieję (ku mojej naiwności), że wyrobię się ze wszystkim wcześniej i prędzej wyjdę do pracy.

Po dwóch kilometrach dogoniłem M. która stała autem w korku, a wyjechała z domu 10 min przede mną. Następnie po horrorze na Bałtyckiej przyszedł czas na survival po ścieżkach rowerowych. Ostatnimi czasy tłuczone szkło na nich jest szalenie modne i rozpowszechnione co sprawia, że moje już mocno zmęczone opony są tak samo pochlastane jak przedramiona Punka na koncercie w Jarocinie.

Gdy już udało mi się przebyć miasto, jazda stała się przyjemniejsza. Za Strzeszynem wyprzedził mnie autem kumpel i po chwili w rozmowie telefonicznej zaproponował coś ciepłego do picia jeśli bym był łaskaw podjechać do Mrowina. Za napoje podziękowałem ale skierowałem się ku jego włościom. Mijając ośrodek MSW czy jak to teraz się nazywa, zatrzymałem się aby uwiecznić ten moment na zdjęciu, gdyż według moich pokrętnych obliczeń wychodziło mi, iż właśnie w tym miejscu stuknęło mi 10 000km przejechanych na rowerze (nie jednym) w tym roku. Dodatkowo to miejsce darzę dużym sentymentem zza przeszłych lat, kiedy to właśnie tam spędzałem wczasy, tam złapałem samodzielnie pierwszą rybę na wędkę, tam złapałem pierwszą … nieważnie ;-). Z dumy która mnie rozpierała wypiąłem pierś w nadziei, że ktoś za to moje życiowe osiągnięcie przypnie mi medal. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło więc pojechałem dalej.

Dojechałem do Mrowina, spotkałem kumpla, pogadaliśmy kilka minut i rozpocząłem drogę powrotną. W trakcie powrotu nie mogło się obyć bez zamykającego się szlabanu. Widząc zapalające się na nim czerwone światła i rozbrzmiewający dzwonek oznajmiający zamykanie się zapór za chwilę, naturalnym instynktem przyspieszyłem. Gdy już myślałem, że idealnie się wstrzelę w tempo, szlaban na wyjeździe zaczął szybko opadać. Przemknąłem w ostatniej chwili i chyba tylko mi się zdawało, że słyszę wołanie dróżnika – GŁOWA NISKO hehe.

Uff, udało się.

Gdyby chciał mi to ktoś wmówić przyznanie się do winy, nadmieniam – TO WSZYSTKO JEST TYLKO FIKCJĄ LITERACKĄ I NIGDY NIE MIAŁO MIEJSCA. OSOBY, MIEJSCE I EWENTUALNE NAGRANIE ZOSTAŁO WYMYŚLONE PRZEZ AUTORA ;-).

Kolejne przeszkody zastawione przez PKP na szczęście nie były już dzisiaj aktywne i przede mną po przekroczeniu ostatniego torowiska rozpostarł się już tylko przecudowny bezmiar miejskiego ruchu.

Jutro wiem na 100%, że nie mam szans na jakiekolwiek kręcenie.









                                    Punkt "G" :) czyli miejsce przekroczenia 10 000km
Kategoria szosa