Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2016

Dystans całkowity:136.52 km (w terenie 5.00 km; 3.66%)
Czas w ruchu:05:57
Średnia prędkość:22.94 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:45.51 km i 1h 59m
Więcej statystyk
  • DST 53.35km
  • Czas 02:01
  • VAVG 26.45km/h
  • Temperatura 5.6°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Los szosos

Piątek, 29 stycznia 2016 · dodano: 29.01.2016 | Komentarze 17

Nie ma lekko, słońce które dzisiaj bezczelnie wyszło i świeciło, nie dało mi większego wyboru co do rodzaju aktywności sportowej. Wszystkie dotychczasowe wymówki szlag trafił. A miało być takie słodkie lenistwo przed pracą.

Po tradycyjnych piątkowych zakupach na weekend, przysposobiłem się do jazdy i wyszedłem na dwór dumnie dzierżąc w ręku mojego szosowego pogromcę kilometrów. Ruszyłem i już pierwsze kilometry pod wiatr okazały się ciężkie ale po chwili z ratunkiem przyszła moja faworyta czyli rozpieprzona ulica Gdyńska do spółki z Chemiczną, które to razem są w stanie zatrzymać każde nacierające wojsko, a co tu mówić o mojej skromnej osobie. Postałem sobie w korku. Dodam tylko, że przedzierając się przez te „barykady” zacząłem się poważne zastanawiać czy aby zdążę wrócić do domu przed sierpniowy urlopem ;-). W końcu jakoś mi się udało wydrzeć ze szponów permanentnego korka aby po chwili zostać zassanym przez ścieżkę rowerową, która bardziej przypominała Pustynię Gobi niż cywilizowany dukt rowerowy za sprawą ilości piasku znajdującej się na niej. Gdy już udało mi się wyjechać poza obszar zabudowany, mając przejechany dystans 10km za sobą, poczułem się fizycznie wykończony. Normalnie ultra maratończyk się ze mnie zrobił ;-). Całe szczęście moje mięśnie od tego momentu zaczęły sobie przypominać o co chodzi w tym całym rowerowaniu.

Na wysokości MSW opady deszczu przypominały sobie o tym, że dzisiaj wystartowałem i z tej okazji lekko mnie skropiło. Nie na tyle abym przypominał mokrą szmatę, ale widoczność przez okulary została skutecznie pogorszona.

W ten oto radosny sposób dotarłem do Rokietnicy gdzie na wysokości PKP zrobiłem nawrót. W drodze powrotnej wiatr nawet o dziwo miał tendencje do pomagania. Nie za wielkie ale jednak miał. W Kiekrzu jakiś jegomość w Lanosie potraktował mnie jak powietrze, robiąc wszystko przy włączaniu się do ruchu z podporządkowanej aby mnie nie zauważyć. Trzeba MU oddać sprawiedliwie, że wykonał założenie taktyczne w 100%. Byłem dla niego mniej niż pyłkiem. Nawet kierowcy nie drgnął przy tym kapelusik.

Na dalszym etapie jazdy jeszcze raz przez moment pokropiło i po chwili znalazłem się znowu na ulicach miasta. Ku mojemu zdziwieniu wspomniane na początku opisu ulice, w drugą stronę okazały się przejezdne. Tak oto zakończyłem otwarcie sezonu szosowego 2016


Na szosę wsiadłem po ponad miesięcznej przerwie i muszę z tej perspektywy stwierdzić jedno: Kto raz nauczył się jeździć na rowerze ten… nadal umie na nim jeździć . Odkrywcze prawda :-)?
Kategoria szosa


  • DST 43.03km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 20.65km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błąd za błędem błąd poganiał

Piątek, 22 stycznia 2016 · dodano: 23.01.2016 | Komentarze 16

Skoro się powiedziało sportowe „A” to trzeba też powiedzieć „B”, czyli wyjść drugi raz w Nowym Roku na rower.

Niestety pogoda dzisiaj nie była już tak urocza jak wczoraj, a słońce mogli oglądać tylko ci co lecieli nad chmurami. Dodatkowo straszyli opadami śniegu. Ale ja nie z tych co wpadają w panikę przy minus dwóch na dworze. Mnie przerażenie i śmiertelny strach dopada dopiero przy minus trzech ;-). Wytoczyłem się zatem przed dom z rowerem i… popełniłem pierwszy dzisiejszy błąd. Mianowicie spojrzałem uważnym wzrokiem na mój sprzęt i nawet udało mi się dostrzec z grubsza rowerowy zarys spod jesiennego jeszcze błota i wszelakiego syfu. Zatem zebrałem wszystkie moje zasoby finansowe, zaciągnąłem kredyt, pożyczyłem trochę pieniędzy od rodziny i zamieniłem to wszystko na złotówkę aby zmyć to oblepiające coś na myjni. Pierwsze metry skierowałem do wspomnianej myjki, wrzuciłem w maszynę całą zgromadzoną gotówkę i nawet ładnie wszystko zeszło.

Niestety to był drugi błąd gdyż jak się po chwili okazało, uniemożliwiłem sobie tym wyczynem możliwość operowania przerzutkami. No ale kto by pomyślał, że woda zamarza przy ujemnej temperaturze ;-). Coś o tym może i było na lekcji ale byłem wówczas po kredę do tablicy u woźnej hehe. Na całe szczęście zamarzło to wszystko na najbardziej uniwersalnym ustawieniu i jakoś dało się jechać.

Plan dalszej jazdy zakładał objechanie Rusałki i Strzeszynka. Zanim dotarłem do pierwszej wymienionej miejscówki było wszystko ok. Schody się zaczęły gdy wjechałem do lasu. I to był błąd numer trzy. Okazało się, że opowieści o zlodowaciałych ścieżkach nie były wyssane z palca. Jadąc po nich czułem się jak pijany ślepiec na polu minowym. Tańczyłem po nich jak nasz prezydent do Jarusiowego rytmu. Słowem – dramat.
Wyjechałem z Rusałki na Koszalińską i już tylko asfaltem pojechałem na Psarskie, gdzie zawróciłem i również tylko asfaltami skierowałem się ku domowi. Ciężko się jedzie MTB bez kondycji którą spieszmy się kochać, bo ona tak szybko z nas uchodzi.

Do domu dotarłem dosyć mocno wychłodzony. Ale jako miły akcent należy zaliczyć fakt, że tylna przerzutka pod koniec jazdy podjęła ze mną współpracę. Przedniej nie udało mi się przekonać do samego końca. Latem jak wszystko odtaje będzie śmigać jak złoto ;-)
Kategoria MTB


  • DST 40.14km
  • Czas 01:51
  • VAVG 21.70km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

No to ruszamy w nowy sezon

Piątek, 22 stycznia 2016 · dodano: 22.01.2016 | Komentarze 7

Stało się. Postanowiłem rozpocząć sezon rowerowy 2016.

Pogoda na ten szczególny dzień była jak wyjęta z reklamy Egiptu. No może poza kilkoma szczegółami ;-). Po porannej rozmowie przez telefon z M. byłem bogatszy w wiedzę, że w nocy temperatura spadła do -8. Nie wiem czy chciałem posiąść takie informacje, gdyż naturalną reakcją u mnie na to jest zakopywanie się pod stos kołder. Ale w końcu przemogłem własną słabość do ciepłych pomieszczeń i ubrałem się w milion warstw ciuchów.

Po odgruzowaniu MTB sprawdziłem powietrze w oponach i z zadowoleniem stwierdziłem, że przez tak długi czas nieużywania zeszło na tyle dużo powietrza iż na dzisiejszą pogodę pozostało go w sam raz.

Jazdę rozpocząłem z pewną dozą niepewności ale suche asfalty i słońce na niebie po chwili kazały mi się cieszyć każdym kolejnym odcinkiem drogi. Aby nie było mi za wesoło, po kilku kilometrach dopadła mnie zadyszka, co samo w sobie mnie nie zdziwiło skoro przez bite trzy tygodnie nie zrobiłem ani kilometra. Po rozmowach z sąsiadami którzy w ostatnich dniach mieli trochę odwagi, wyruszyli w lasy i pozaliczali spektakularne gleby na zlodowaciałych ścieżkach, ruszyłem w miasto. I tutaj zdarzały się odcinki pokryte lodem lub śniegiem więc momentami musiałem się skupić aby moje ciało nie zmieniło stanu ze stałego w lotny, zaliczając jakąś piękną glebę w miejscach, gdzie woda chwilowo znajduje się w stanie stałym zlodowaciałym.

Dystans dzisiejszy ustaliłem na 40km co wystarczyło aby doturlać się w okolice Junikowa, a następnie zawróciłem i trasą lekko zmienioną wróciłem na moje włości. Odczucie zimna nie było nawet takie tragiczne lecz dokładnych wskazań termometru nie poznałem, gdyż licznik chyba powziął ostateczną decyzję o zaprzestaniu jakiejkolwiek współpracy z moją jednostką osobową. Muszę wymyślić jaki MU za to jakiś spektakularny koniec. Jeśli ktokolwiek ma jakieś propozycje to bardzo proszę o przedstawienie ich w komentarzu. Jedno jest pewne, pomnika stawiać mu nie będę ;-)

Dotarłem do domu bez żadnej gleby, lekko wychłodzony i co najważniejsze, szczęśliwy z rozpoczętego sezonu rowerowego. A teraz byle do wiosny ;-)



                                  Ten cień smarka na jezdni to ja na rowerze gdyby ktoś nie wiedział ;-)
Kategoria MTB