Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:572.52 km (w terenie 127.00 km; 22.18%)
Czas w ruchu:24:14
Średnia prędkość:23.63 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:47.71 km i 2h 01m
Więcej statystyk
  • DST 23.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 18.40km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB czyli Prawo i Bezprawie

Środa, 30 listopada 2016 · dodano: 30.11.2016 | Komentarze 4

Wczoraj wieczorem gdy już wiedziałem, że następnego dnia będę eksploatował MTB ze względu na zapowiadane opady śniegu, zabrałem się do nasmarowania wyczyszczonego w poniedziałek łańcucha. I gdy pierwsza kropla smaru prawie spadła na pierwsze ogniwo, moim oczom ukazała się pewna nieprawidłowość. Było nią pęknięte ogniwo łańcucha. Na szczęście tylko to, zaraz przy spince. Zatem skróciłem ciut napęd, założyłem, przesmarowałem, a następnie przeanalizowałem jego przebieg w czasie i kilometrach. Wyszło tego około 2000 km, więc NIE MIAŁ PRAWA tak się skatować. Ale sięgając głębiej pamięcią przypomniałem sobie, że przy ostatniej wymianie napędu, zostałem namówiony na lepszy, niewiele droższy i bardziej PRO łańcuch HG93. Niestety okazał się mniej wytrzymały.

Skoro już robiłem za serwisanta, oświeciło mnie lekkie bicie przedniego koła podczas ostatniego powrotu. Sprawdziłem szprychy, wyregulowałem hamulce. Ale podczas dogłębnej inspekcji opony zobaczyłem, że guma zaczyna się rozrywać przy obręczy. Zostawiłem jak było, spuściłem tylko trochę powietrza aby zmniejszyć ciśnienie i liczyłem na to, że jeszcze jedną jazdę wytrzyma. W sumie MIAŁA PRAWO powoli odmówić posłuszeństwa. Nasmarowałem jeszcze amora, zamówiłem na Allegro oponę na przód, walnąłem browara i poszedłem spać.

Następnego dnia wstałem lekko przed czasem, coś zjadłem i ruszyłem na rundkę mając nadzieję zrobić 50 km. W drodze do Strzeszynka sypnęło planowo śniegiem, potem wbiłem się w lasy, dotarłem jak zawsze na pomost i objechałem jezioro. I gdy zamykałem powoli pierwszą pętlę, usłyszałem psssss. Ok laczek pomyślałem, zdarza się. Zrzuciłem tylną oponę (raczej obstawiałem przed wyjazdem defekt przodu) i sprawdziłem czy jakieś ciało obce w niej jeszcze nie tkwi. Nic nie było. Ale coś mnie tknęło i spojrzałem na nią pod światło. KURWA MAĆ, BYŁO PRZEZ NIĄ WIDAĆ CAŁY ŚWIAT. Kilka dziurek i jedna wielka japa. ZASADNICZO OPONA MIAŁA PRAWO MIEĆ JUŻ DOŚĆ :) Desperacko postanowiłem założyć nową dętkę i jakoś dojechać do domu, skracając tym samym trening. Niestety zapas okazał się uszkodzony, mimo iż fabrycznie nowy. TO NIE MIAŁO PRAWA MIEĆ MIEJSCA. Teraz to już kurwy latały po całym lesie. Co za pierdolony pech!!! Na domiar złego, gdy próbowałem wydzwonić mój wóz techniczny, okazało się, że jestem w czarnej dupie cywilizacyjnej i nie miałem zasięgu. W końcu uzyskałem połączenie z M. która w swej dobroci uzyskała chwilowe uwolnienie z pracy i po mnie przyjechała. Lecz zanim to nastąpiło, musiałem iść kawał drogi z buta do drogi. I to w dodatku z rowerowego buta, który jak wiadomo zbyt wygodny do pieszej wędrówki nie jest. Odwiozłem M. do pracy, zabrałem auto i wróciłem do domu.

Nie mam kurwa więcej pytań wysoki sądzie na temat dzisiejszego pierdolonego poranka!!!

Kategoria MTB


  • DST 51.55km
  • Czas 02:05
  • VAVG 24.74km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lodowata masakra

Poniedziałek, 28 listopada 2016 · dodano: 28.11.2016 | Komentarze 6

Zbierałem się do wyjścia, zbierałem i w końcu się zebrałem. A gdy już ruszyłem, to pożałowałem. Silne wietrzysko już na samym starcie wepchnęło mi język gdzieś w okolice wątroby. Pewnie miałbym go dużo głębiej, ale na moje szczęście zamarzł błyskawicznie, zesztywniał i dalej nie wlazł :). Pierwsze 13 km to była walka o to, żeby w ogóle posuwać się do przodu. Potem nastąpiło wybawienie w postaci szambowozu który mnie osłonił od wiatru przez 3 km. Potem skręcił, a ja byłem w Więckowicach, gdzie zrobiłem nawrót. Wracając odbiłem do Zborowa poszukać nowych asfaltów, lecz po 2 km droga się skończyła, a w zamian pojawiło jezioro. Nawróciłem z powodu braku kąpielówek i ponownie dojechałem do Więckowic aby wykręcić swoje kilometry. Tam ponownie wykonałem zwrot i pchany zimnym wietrzyskiem dotarłem przez Palędzie do domu, po drodze kupując mocno spóźnione śniadanie.

Szczerze? Jazda w takich warunkach nie sprawia mi żadnej przyjemności, ale brakuje mi kilometrów, a mój założony dystans na ten rok jest mocno zagrożony. Walka będzie trwała do ostatniej chwili. Zobaczymy co wyszykuje dla mnie grudniowa pogoda.


                                                                               Ja nie chcę ;-)
Kategoria szosa


  • DST 46.75km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 22.62km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znajdź różnice

Piątek, 25 listopada 2016 · dodano: 28.11.2016 | Komentarze 11

Cholera roboty tyle, że nie ma kiedy filmu w pracy obejrzeć, a co dopiero napisać cokolwiek sensownego ;-)

Za to walnąłem fotkę w tym samym miejscu co miesiąc temu. Ktoś widzi jakieś różnice :)?


                                                                               
Kategoria MTB


  • DST 42.76km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 21.93km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Malta

Czwartek, 24 listopada 2016 · dodano: 24.11.2016 | Komentarze 0

Ponownie dzisiaj za oknem mgła, więc ponownie wybrałem MTB, aczkolwiek pojechałem w innym kierunku coś sprawdzić. Padło na azymut wschód. Znowu przeprawa przez całe miasto, aż znalazłem się na Malcie, koło której jeszcze rok temu miałem działkę. Doszły mnie niedawno słuchy, że zaczęto tam wszystko wyburzać i w związku z tym ciekawość mnie zaniosła w tamte rejony. Na miejscu stwierdziłem prace rozbiórkowe altan, za pomocą subtelnie delikatnego spychacza. I tak długo się do tego zbierali, ale przynajmniej bezdomni mieli przez rok dach nad głową.

Następnie leśnymi duktami dojechałem pod Kobylepole, gdzie znajduje się wybieg dla policjantów ;-)

                                                                       
                                                                       Wspomniany wybieg ;-)

Uznałem to miejsce za dzisiejszy półmetek i zawróciłem jadąc wzdłuż ogrodzenia ZOO i kolejki wąskotorowej. Jezioro objechałem z drugiej strony, jednocześnie stwierdzając brak większości wody, za sprawą prac konserwacyjnych niniejszego toru do wyścigów łodzi i kajaków. Znów pokonałem Poznań, tym razem przez centrum i dotarłem do domu.

Wszystko pięknie, tylko stanie na światłach których już nie dawało się zignorować, zabiera strasznie dużo czasu. Jutro ma już nie być mgły. Podobno.
Kategoria MTB


  • DST 45.42km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 21.29km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec sezonu... nurkowego

Środa, 23 listopada 2016 · dodano: 23.11.2016 | Komentarze 14

Nastały bajecznie piękne dni do jazdy rowerem, zatem spakowałem sprzęt, rower zostawiłem w domu i wyskoczyłem w niedzielę nad jezioro zakończyć sezon mojego drugiego hobby, czyli nurkowania. Było na tyle doskonale, że wróciłem dopiero we wtorek wieczorem, akurat w czas aby obejrzeć klęskę Legii w LM. Warto było :)





 To tylko kac tak źle wygląda nie ja. Woda o temperaturze 7 stopni nie ma z tym nic,wspólnego :)


Pobudka na trening po kilku dniach wolnego przypominała wyrywanie zęba bez znieczulenia. Ale jednak wstałem. I pierwsze co zobaczyłem za oknem to...., że niewiele widziałem. Oczywiście za sprawą mgły. Następstwem tego było pozostawienie szosówki odłogiem w domu i zabranie w plener MTB. Trasa do Strzeszynka przebiegła bez zakłóceń, ale za to na miejscu ktoś namalował jakieś dziwne napisy. I to akurat tuż przed zimą, gdy rowerzystów i pieszych tam coraz mniej. Ok, od planowania takich rzeczy są mądrzejsze głowy na stanowiskach niż moja.


W samym Strzeszynku objechałem dwa razy jezioro, ponownie bez przeszkód pokonałem drogę przez miasto i zameldowałem się w domu na śniadanie.

Mgła, szeleszczące liście pod kołami, walka słońca z zachmurzeniem, las. Czy można chcieć czegoś więcej? TAK, KOJEJNEGO DNIA WOLNEGO. Niestety nie dla psa kiełbasa, więc teraz już siedzę w robocie :(
Kategoria MTB


  • DST 46.62km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 23.31km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Banalna misja

Piątek, 18 listopada 2016 · dodano: 18.11.2016 | Komentarze 6

Obudziło mnie stukanie czegoś o coś za oknem. Niestety wyjrzenie na zewnątrz nie rozwiązało zagadki, czemu miełem zawdzięczać pobudkę. W zamian za to, pierwszy lepszy podmuch zerwał mi szlafmycę z czoła, która odfrunęła w siną dal ;-) Ten wybryk znamionował, że na zewnątrz wieje silny wiatr.

Gdy doszedłem ze sobą do ładu, dotarło do mnie, że MUSZĘ ruszyć tyłek z domu, za sprawą misji do wykonania, a pogoda wcale mnie do tego nie zachęcała. Mus to mus, więc wyruszyłem stabilnym MTB. Najpierw pokonałem całe miasto i wylądowałem w garażu, gdzie przechowuję opony zima/lato. Przyszykowałem komplet do późniejszego zabrania, zebrałem w jedno miejsce rzeczy na wyjazdowy przesunięty weekend i pojechałem dalej przekazać klucze od mojej przechowalni. Po tych czynnościach nareszcie wjechałem do lasu w którym trochę mniej wiało i dojechałem do Strzeszynka. Następnie pojechałem błotnistą drogą, która diabli wiedzą gdzie się kończyła. Niestety, a może stety rzuciłem w pewnym momencie okiem za godzinę i oczy dostałem wielkie niczym koło młyńskie. Dodatkowo doszedłem do wniosku, iż ktoś mi zaiwanił kawał czasu. W takim wypadku nie było już mowy o objeżdżaniu jeziora, tylko swoimi śladami wróciłem do domu. Pech chciał, że w drodze powrotnej miałem pod wiatr, a wiało momentami tak, że asfalt falował niczym wzburzone morze.

Podsumowując: gdyby nie owa misja którą musiałem wykonać, nikt za żadne skarby by mnie z chaty dzisiaj nie wygonił. Człowiek ma prawo do odrobiny luksusu, lecz niestety nie zawsze jest mu to dane.
Kategoria MTB


  • DST 50.90km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 20.78km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sigma 1200 - raport koronera

Poniedziałek, 14 listopada 2016 · dodano: 14.11.2016 | Komentarze 2

O godzinie 6:30 byłem już na dworze i skrobiąc szyby w aucie dochodziłem powoli do wniosku, że chyba jest mróz. Termometr potwierdził to zjawisko zaraz po tym, jak mój nos nabrał barwy dojrzałej śliwki węgierki, a język odkleił się od kierownicy. Pojechałem do urzędu w sprawie niecierpiącej zwłoki, wróciłem, zjadłem śniadanie i gdy nastało południe, przyodziałem rowerowe szaty...

..............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Przepraszam za przerwę, ale właśnie zadzwonili do drzwi Jehowi z pytaniem: "czy wie pan, że ludzie mają różne wyobrażenie nieba?" Dalszej części nie słyszałem gdyż ponownie zamknięte drzwi są na szczęście dosyć szczelne ;-) Już wracam do opisu.

Widząc za oknem mgłę wybrałem MTB, a rozpoczynając jazdę wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Przejazd przez miasto przeszedł gładko ale zanim zagłębiłem się w las, pojechałem oddać to co zapominalska rodzinka zostawiła u mnie podczas niedawnej wizyty. Zaraz po tym skierowałem swój kurs nad Rusałkę, a następnie do Strzeszynka w którym tradycyjnie wjechałem na pomost. W tym momencie słoneczko łaskawie raczyło świecić, tworząc taką atmosferę, że nie chciało się nigdzie dalej jechać.





Niestety, to nie czas, ani temperatury aby przesiadywać nad wodą godzinami. Ruszyłem więc dalej, objechałem dwa razy jezioro po dywanie z liści i skierowałem się w kierunku domu. Gdy ponownie zawitałem nad Rusałkę, mgła zaczęła ponownie gęstnieć tak, że nie było widać drugiego brzegu. Sceneria robiła się jak z ubogiego horroru. Pełnię obrazu stanowiły w większości łyse drzewa. I nie wróżę im innego stanu aż do wiosny. Taki ze mnie botanik :)





Po przyjeździe zapadła ostateczna decyzja co do licznika w góralu, który to od jakiegoś czasu stanowił wyłącznie wątpliwą ozdobę i jako nie działające urządzenie mnie wku... denerwował . Mianowicie został poddany konfrontacji z młotkiem w myśl zasady: wóz albo przewóz. I niestety ją przegrał.

Sigma 1200 raport koronera:

- wytrwał ze mną na MTB około 22000km (cztery lata)
- w zasadzie nie miałem do niego większych zastrzeżeń
- godny polecenia z podstawowymi funkcjami za rozsądną cenę
- okazał się mięczakiem w konfrontacji z młotkiem i nie nadaje na sparingpartnera dla niego :)
- był twardzielem w codziennym użytkowaniu!!!

                                       Cześć pamięci wiernemu towarzyszowi  wielu  wspólnych przejażdżek 

Kategoria MTB


  • DST 51.58km
  • Czas 01:55
  • VAVG 26.91km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

138/2016

Piątek, 11 listopada 2016 · dodano: 14.11.2016 | Komentarze 0



  • DST 51.10km
  • Czas 01:57
  • VAVG 26.21km/h
  • Temperatura 2.6°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poldek MO

Czwartek, 10 listopada 2016 · dodano: 10.11.2016 | Komentarze 4

Szron na wszystkim dookoła pozwalał myśleć o ciepłym łóżku, gorącej herbacie lub zimnym piwie, ale na pewno nie o jeździe rowerem. Zatem wyszedłem na trening rowerowy bez myślenia. Ot taka przewrotna taktyka dla zmylenia przeciwnika ;-)

Ruszyłem bez sprecyzowanego celu. Co gorsze, zdecydowanie zbyt łatwo mi szło za sprawą pomagającego wiatru. Nie do końca byłem szczęśliwy z tego powodu, bo wiedziałem że powrót będzie gorszy. Za Dopiewem lekko się zapędziłem pod Podłoziny zapominając, że dla szosy jest to ślepa droga. Rad nie rad zawróciłem, mijając Fiałkowo walnąłem foto bika z Poldkiem MO i licząc na jakieś odbicie w prawo dotarłem do Więckowic.


Odbicia nie było, ale za to mi odbiło i ruszyłem Bukowską w stronę Poznania nadal licząc na jakiś skręt aby nie męczyć się tą ruchliwą trasą. Niestety dojechałem aż do Zakrzewa nic nie znajdując po drodze. W nim zrobiłem skręt i już swoją trasą dotarłem w okolice domu. Na tym etapie brakowało mi około 13 km do absolutnego minimum. Skręciłem więc w jakąś drogę do Głuchowa licząc na poznanie nowych asfaltów. Niestety po kilkuset metrach połatane gówno na którym podskakiwałem, zwane nawierzchnią utwardzoną, definitywnie się skończyło i zaczęło klepisko. Nie pozostało mi nic innego jak zawrócić. Dokręciłem jeszcze mikro pętelkę, po której jeszcze było mało kilometrów, dołożyłem długą prostą w tę i nazad, aby ostatecznie zameldować swoje przybycie do domu ze zrobionymi pięćdziesięcioma kilometrami z haczykiem.

Jak tak dalej będzie piździć, to nie wiem jak dokulam tysiaka do zaplanowanych kilosów na ten rok. Trza twardym być :)


                                                                                    OSP Dopiewo do kolekcji 

Kategoria OSP, szosa


  • DST 63.92km
  • Czas 02:21
  • VAVG 27.20km/h
  • Temperatura 1.7°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błogosławiony

Wtorek, 8 listopada 2016 · dodano: 08.11.2016 | Komentarze 12

Wczoraj w dzień wolny pozwoliłem sobie na duuużo późniejszą pobudkę. Niespiesznie zjadłem śniadanie, uszykowałem około południa szosówkę do drogi i siebie chwilę później również. Gdy już byłem kompletnie ubrany, mój wzrok przykuły mokre chodniki za oknem. Lekko mżyło. Zatem wyszykowałem MTB i po kilku minutach jeszcze raz wyszedłem kontrolnie na balkon. Gnoiło!!! O mało co szlag mnie nie trafił, ale jazda w deszczu przy trzech stopniach powyżej zera, to średnia dla mnie frajda. Z kwaśną miną przebrałem się w domowe ciuchy i włączyłem TV.

Natomiast dzisiaj po wstaniu, miałem tyle chęci na jazdę rowerem w zimnym poranku, co nasz wielebny naczelny prezes do wywiązywania się z przedwyborczych obietnic. Aby wykonać zaplanowaną przez siebie rundkę, musiałem użyć wobec siebie gróźb karalnych i przemocy, przy których gestapowskie przesłuchanie było niczym niedzielna kawka u cioci Elwiry :)

W końcu jednak uległem własnym namowom i wystartowałem. Szron na samochodowych szybach nie podnosił mi morale. Na zakrętach uważałem aby nie nadziać się na jakiś oblodzony fragment jezdni. Kontrolnie sprawdziłem temperaturę w liczniku. Pokazywał 5.6 na plusie. Doszedłem do wniosku, że licznik wziął od kogoś łapówkę aby mnie nie dołować prawdziwymi danymi. Po kilku kolejnych kilometrach już pokazywał 1.7 stopnia. Widocznie łapówka nie była zbyt duża i nie wystarczyła na długo :) W Lusowie podobnie jak ostatnio, odbiłem na Lusówko, a w nim rzuciła mi się w oczy ustawiona przez nieznane mi osoby moja podobizna. Dokładnie tak świątobliwie i niewinnie wyglądam, tylko ktoś zapodział gdzieś napis BŁOGOSŁAWIONY, informujący o mojej nieskazitelnej duszy ;-)


                                                                              Wypisz wymaluj JA we własnej osobie ;-)

Za Rumiankiem zgłębiłem nową drogę do miejscowości Góra (niestety pozbrukiem) i... od tego momentu zachciało mi się jechać. A więc skręciłem na Kokoszczyn, minąłem Mrowino, Rokietnicę, Kiekrz, Lusowo, Zakrzewo. Osiem kilometrów przed domem niebo zrobiło się jakby ciemniejsze. Dwa kilosy dalej dopadła mnie mżawka, a po kolejnych dwóch zaczął padać deszcz. To wszystko mieściło się jeszcze w granicach normalności, ale gdy trzy kilometry przed domem spadły na mnie pierwsze płatki śniegu w tym półroczu, zaczęło do mnie docierać, że szosówka chyba zaczyna powoli kończyć swój sezon. MTB będzie chyba niedługo częściej wykorzystywany.

Na szczęście wspomnianego śniegu nie było zbyt wiele, ale zaistniała sytuacja dała mi jasno do zrozumienia, że bliżej mam do zimy niż ciepłego lata.

JAK JA NIENAWIDZĘ UBIERAĆ SIĘ W MILION CIUCHÓW!!!
Kategoria szosa