Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2017

Dystans całkowity:260.26 km (w terenie 1.00 km; 0.38%)
Czas w ruchu:10:48
Średnia prędkość:24.10 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:52.05 km i 2h 09m
Więcej statystyk
  • DST 52.77km
  • Czas 02:42
  • VAVG 19.54km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlakiem wykwintnych restauracji

Poniedziałek, 20 lutego 2017 · dodano: 22.02.2017 | Komentarze 5

Dzień wolny tak mi zamącił w głowie, że stanąłem przed ogromnym dylematem. Który rower wybrać? Po długich przemyśleniach, popartych pogodą za oknem wybrałem MTB. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że eksplorowanie terenów leśnych, raczej nie będzie brane pod uwagę ze względu na prawdopodobieństwo błota.

Mimo permanentnego lenia ruszyłem koło południa. Okolicznymi uliczkami dotarłem po siedmiu kilometrach w pobliże pierwszej napotkanej Żabki i poczułem nieodpartą chęć na hot doga. Kupiłem go, zjadłem i doszedłem do wiedzy dobrze mi znanej.

Mianowicie: Wiem, że hot dogi z Żabki są kompletnie do dupy, ale co jakiś czas je kupuję , żeby się przekonać iż są do dupy.

To zupełnie jak z bolącym zębem. Wiesz że boli, wiesz że masz w nim dziurę ale co jakiś czas dotykasz go językiem, żeby sprawdzić czy faktycznie tak jest.

Po tym posiłku chwilę poszukałem wzrokiem sklepu w którym mógłbym kupić lizol, aby zabić nim smak zjedzonego hot doga. Niestety nic nie znalazłem i musiałem sobie jakoś radzić z tym smakiem w ustach. Następnie miejskimi ulicami dotarłem nad Maltę, objechałem jezioro z którego aktualnie spuszczono wodę i w dalszej kolejności znalazłem się na Bałtyckiej, a bardziej precyzyjnie ilustrując, przy wykwintnej restauracji McDonald’s. Tu zakupiłem dwa cheesburgery w cenie równowartości mojej przyszłej emerytury.

Fajerwerków smakowych znowu nie zaznałem, mimo wszystko było znacznie lepiej niż na poprzednim popasie ;) W sumie to zacząłem się zastanawiać, czy wyszedłem na rower aby zgubić kalorie, czy je nabyć? Nie zgłębiłem tej tajemnicy, więc ruszyłem dalej. Chcąc zrobić skrót trafiłem na Wilczy Młyn. Ze skrótu co prawda wyszły nici, bo straszne tam było błoto ale za to spotkałem na tym osiedlu wypasającego się dzika. Idealny wielkością do pieca chlebowego na pieczyste hehe.


                                                                                          Dziczyzna live :)


Dalej objechałem trochę Naramowice. Niestety tylko asfaltem można było jechać, za sprawą ostatnich deszczy. Potem zahaczyłem Campus Morasko i po dokonaniu zwrotu w stronę domu zapłakałem. Moje szlochanie wywołał silny przeciwny wiatr, który od tego momentu miał mi towarzyszyć do samego domu.

Ostatecznie jednak dałem radę i tuż po wejściu na salony planowałem obiad. Wszak dawno nic nie jadłem ;-)
Kategoria MTB


  • DST 42.31km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 25.39km/h
  • Temperatura 5.3°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bunkier

Piątek, 17 lutego 2017 · dodano: 17.02.2017 | Komentarze 4

Poranny rzut oka za okno zaowocował, ujrzeniem świata skąpanego w poopadowej wilgoci. Zatem w głowie natychmiast dojrzała myśl BEZROWEROWY RELAKS przed pracą :) Po zrobieniu zakupów, podczas picia kawy coś mnie jednak pchnęło do wyciągnięcia roweru. Wrzuciłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i wyruszyłem z zamiarem zrobienia czterdziestki szosówką.

Pierwsze 500m spokojnie mogę sobie zaliczyć, jako jazda w terenie. Ostatnie 500m z resztą też, taki mam syf koło chaty. Następnie czas pokazał, że wszystko w miarę nawet poprzesychało i nie było jakiejś większej tragedii. Z trasą ciut zakombinowałem, dojeżdżając nieznanym mi dotąd asfaltem do Napachania. Tam zawróciłem, a oczom moim ukazał się pilnie strzeżony obiekt przez firmę ochroniarską.


                                                                             Bunkier Maciera & Misiera

Okoliczne legendy głoszą, iż w tym tajnym miejscu są przechowywane i strzeżone, najznamienitsze pomysły, koncepcje strategiczne, oraz gotowe teksty Antoniego i jego przydupasa.

Zrobiłem fotkę z narażeniem zdrowia i po własnym śladzie zbliżałem się z każdą minutą do domu. Niestety 15 km przed finiszem zaczął padać deszcz i sprawił, że po moim wejściu do domu, pralka przywitała mnie szerokim uśmiechem.
Kategoria szosa


  • DST 54.32km
  • Czas 02:07
  • VAVG 25.66km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po centrze

Czwartek, 16 lutego 2017 · dodano: 16.02.2017 | Komentarze 4

Koło zostało wycentrowane, założone i od rana poddane testowi. Kręciło się równo w pięknych okolicznościach przyrody, gdzie prym wiodło miłościwie nam świecące słoneczko. W pewnym momencie termometr pokazał osiem stopni na plusie ale jak na moje oko, to było jedno wielkie oszustwo, bo cały czas ogarniał mnie chłód.

Kilometry zrobiłem sprawiedliwe. Połowę przejechałem w jedną stronę i połowę dystansu w drugą.

- kondycji nie ma

- motywacji brak

- siły w odwrocie

- chęci uciekły
Kategoria szosa


  • DST 56.50km
  • Czas 02:14
  • VAVG 25.30km/h
  • Temperatura 1.9°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Luźną szprychą i luźną nogą

Wtorek, 14 lutego 2017 · dodano: 15.02.2017 | Komentarze 15

Noga zaliczyła kontuzję podczas biegania, zatem trzeba było dosiąść rower aby nie obciążać nadmiernie kończyny. Luty nie nastraja do jazdy, lecz nadludzkim wysiłkiem zmusiłem swojego lenia aby się przewietrzył.

Trasę obrałem tradycyjną i nieskomplikowaną. Koło Kiekrza spotkałem Starsząpanią z którą kawałek pokręciłem, gadając jednocześnie o różnych duperelach. W Rokietnicy nasze drogi się rozeszły, więc samotnie podążyłem w stronę domu.

Troszkę dziwnie mi się jechało bez działającego licznika, gdyż w ostatniej chwili przed wyjazdem na szybko zakładałem inne koło do roweru. Ten pośpiech został spowodowany wynikiem inspekcji wspomnianego elementu jezdnego. A dokładniej okazało się, że kilka szprych jest dramatycznie luźnych i nie chciałem kusić losu.

Centrowanie potrzebne na gwałt!!!!!!
Kategoria szosa


  • Aktywność Bieganie

Zdrowie w pizdu

Poniedziałek, 13 lutego 2017 · dodano: 14.02.2017 | Komentarze 5

Kolejny bieg wieczorny. Temp. około minus siedem. I wszystko by było pięknie, gdyby około 700 m przed końcem nie strzelił mi Achilles. Nie wykręciłem nogi, nie poślizgnąłem na lodzie, nie potknąłem o nic. Po prostu nagle huj go strzelił!!! Dokuśtykałem jakoś do domu.

Zdaję sobie sprawę, że moje bieganie się skończyło, zanim na dobre zostało rozpoczęte. Mimo iż nie jestem fanem tej formy ruchu, to jednak dzięki niej miałem nadzieję na zrzuceniem wagi. Na szczęście to chyba tylko nadwyrężenie. 

6.35 km - 36m:46s I to już chyba koniec :( !!!!!!!!!!!!



  • Aktywność Bieganie

Bieganiny ciąg dalszy

Niedziela, 12 lutego 2017 · dodano: 14.02.2017 | Komentarze 0

Bieg wieczorową porą. Zimno ale kalorie uciekają.

6,96 km - 42m:03s 


  • Aktywność Bieganie

Powrót do bram piekieł

Piątek, 10 lutego 2017 · dodano: 11.02.2017 | Komentarze 3

Wznowiłem bieganie po tym jak chciała mnie wydymać choroba. Co prawda nie dałem jej wygrać, lecz niestety wyrwała mi trzy dni z płynności funkcjonowania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że już pozbyłem się zakwasów, a teraz nie wiem jak będzie.

W każdym razie zrobiłem rozruch w pięknym słoneczku i było git.

6,24 km – 37m:21s
Kategoria wytop sadła


  • Aktywność Bieganie

Znów

Sobota, 4 lutego 2017 · dodano: 05.02.2017 | Komentarze 1

Biegowego koszmaru ciąg dalszy ze względu na mokre asfalty.

Znalazłem w bieganiu jeden plus: nawet jeśli pada, chce się trenować i człowiek mniej się zgnoi. Oczywiście nie znaczy to, że chce się biegać.

KARAĆ BIEGACZY PRZYMUSOWYMI ROBOTAMI SPOŁECZNYMI!!!

6,06 km - 36m:47s


  • Aktywność Bieganie

Wiejski tuning

Piątek, 3 lutego 2017 · dodano: 03.02.2017 | Komentarze 4

Koszmar perspektywy biegania sprawił, że...... spałem wybitnie dobrze i długo. I nie pytajcie mnie dlaczego śniłem, iż znajdowałem się w ośrodku wczasowym MSW, bo sam nie wiem.

Zakwasy dawały mi znać od momentu pobudki. Ogarnąłem zakupy, śniadanie i przyszedł czas na trening. Aby podnieść swoje morale odnośnie zrzucanych gramów. Zważyłem swoją osobę w spodniach i zanotowałem wynik w głowie. Potem wybiegłem. Naturalnie w zamyśleniu skręciłem nie tam gdzie trzeba i dzięki temu zwiedziłem nieznane mi uliczki w mojej wiosce. Po pięciu kilometrach wpadłem do Lidla po buraczki których zapomniałem kupić rano, a następnie z tym zgrabnym słoiczkiem przebiegłem jeszcze 2 km, jakkolwiek idiotycznie by to nie wyglądało.

Po powrocie zważyłem się już bez spodni. Tak szybki ubytek wagi działa zdecydowanie motywująco. To się nazwa wiejski tuning hehe.

7,43 km – 46m:00s

ZAKAZAĆ BIEGANIA POD GRAŹBĄ CHŁOSTY!!!!!!!!!!!!!
Kategoria wytop sadła


  • DST 54.36km
  • Czas 02:05
  • VAVG 26.09km/h
  • Temperatura -0.1°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nogi z waty

Czwartek, 2 lutego 2017 · dodano: 02.02.2017 | Komentarze 2

Skoro wczoraj było bieganie, to dzisiaj czas na rower. Termometr oczywiście pokazywał poniżej zera. Zjadłem cokolwiek i chciałbym powiedzieć, że zszedłem po schodach ale wówczas bym skłamał. Ja po nich spełzłem, mając zakwasy po wczorajszej inauguracji lekkoatletycznej. Gdy dosiadłem szosę odżyłem na jakiś czas. Szczególną wdzięczność okazały kończyny dolne dalej zwane nogami, za zdjęcie z nich ciężaru i przełożenie go na siodełko.

Na trasie było ślisko i mglisto, co nie przeszkodziło mi pokręcić przez Sady (pachniało w nich paloną kawą z pobliskiej palarni), Lusowo, Starzyny do Rokietnicy. Tam zawróciłem i zaczęły się „schody”. Nogi dostałem jak z waty. Ale parłem dzielnie naprzód. Gdy ponownie byłem w Sadach, uśmiech znikł mi z twarzy. Od tego momentu złapała mnie niemoc straszna i zacząłem odliczać każdy kilometr do domu. Ostatnie 10 km było niczym wyrywanie politykowi złotówki na jakikolwiek cel charytatywny. Odcięło mnie jak po pokonaniu pierwszej dwusety w życiu. Było makabrycznie.

Jednak na moje szczęście dotarłem jakoś do domu i zakończyłem dzisiejszą aktywność sportową.

Gdy teraz to opisuję, jest kilka godzin później i w zasadzie umiejętność chodzenia we mnie zanikła. Nogi nie funkcjonują! Dlatego też jeśli jest jakaś młoda zgrabna niewiasta, chętna do pomocy w poruszaniu się zniedołężniałemu chwilowo człowiekowi (mnie), to proszę o pilny kontakt ;-).

Bieganie to dżuma XXI wieku. To zło wcielone. Na pohybel mu!!!!!!!
Kategoria szosa