Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1252.35 km (w terenie 18.00 km; 1.44%)
Czas w ruchu:45:02
Średnia prędkość:27.81 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:59.64 km i 2h 08m
Więcej statystyk
  • DST 56.66km
  • Czas 01:57
  • VAVG 29.06km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czyżby ciąża?

Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 30.07.2015 | Komentarze 4

1…jeden…one… один... dzień do urlopu

W nocy już mocno wiało ale to co się działo od rana to przechodziło ludzkie pojęcie. Takie zjawisko to się normalnie do prasy nadaje aby opisać jako paranormalne. Ile takich wietrznych dni może być w roku ja się pytam, bo z moich obliczeń wychodzi, że 2015r się zamknie 367 takimi dniami. Że niemożliwe? Też tak uważam ale liczydło mi tak porachowało.

Ponarzekałem sobie w myślach i ruszyłem na podbój miernych kilometrów. Gnące się do ziemi drzewa nie kłamały. To nie był wymysł mojej wyobraźni. Wiało tak, że przestawiało mi litery na koszulce. Pod pierwsze górki kleiło mnie do 17km/h. Po wyjeździe z terenu zabudowanego osłonił mnie trochę las co przyniosło chwilową ulgę ale nie na długo. W Kiekrzu zobaczyłem rzeźbę i wiatrak które zapewne stoją tam od zawsze ale nigdy dotąd nie rzuciły mi się w oczy. Po skręcie na Przeźmierowo boczny wiatr miotał mną po całej szerokości jezdni. Dobrze, że w tym miejscu nie miała ona sześciu pasów bo wszystkie sześć bym zaliczał tak dmuchało. Po kolejnym skręcie w lewo znalazłem się na Bukowskiej i teraz to była już inna bajka. Bez żadnego wysiłku na liczniku się pojawiało 45km/h. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Tak było i tym razem, bo po zrobieniu pętli przez Junikowo musiałem przedzierać się przez calutkie miasto aby dostać się do domu.

Na końcu jazdy stwierdziłem, że w zasadzie czuję się zgwałcony przez dzisiejsze wietrzysko i kto wie czy z tego powodu nie jestem w ciąży. Prababki różne historie opowiadały i różne przedziwne przyczyny ciąż podawały więc jak dla mnie wszystko jest możliwe. Oby nie hehe.

Niestety teraz przez calutki miesiąc moja szosówka będzie stała nieużywana z powodu urlopowania się właściciela tego sprzętu, czyli mnie. Do łask wróci MTB na który czeka nowy napęd. Najprawdopodobniej zajmę się wymianą już na wyjeździe i to tylko pod warunkiem jeśli mi na to czasu wystarczy.

Może na wakacjach nie będzie tak wiało. Podobno od niedzieli ma być super pogoda.




                                                         Moje odkrywcze odkrycie ;-)





Kategoria szosa


  • DST 60.67km
  • Czas 02:05
  • VAVG 29.12km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nic o czym by warto pisać ;-)

Środa, 29 lipca 2015 · dodano: 29.07.2015 | Komentarze 5

2...1...zegar tyka

Miliony spraw do pozałatwiania przed wyjazdem, czasu coraz mniej a do tego trzeba jeszcze chodzić do pracy przez dwa dni. Opatrzność zrządziła, że obudziłem się godzinę przed czasem co dało mi 60 nadprogramowych minut z czego połowę czasu przegniłem w łóżku zastanawiając się czy iść dzisiaj na rower, czy wyjść wcześniej, pozałatwiać co mam do pozałatwiania i mieć kilka problemów z głowy. W zasadzie nie wiem skąd mi przyszła do głowy taka głupota aby nie wyjść pojeździć, skoro nie padało i było ciepło. Raz raz i już byłem wyszykowany na dole i gotowy do drogi. Trasa prawie bliźniacza z wczorajszą lecz bez odbicia w boczną drogę co zaowocowało skróceniem dystansu o 1.5km Chęci do jazdy były , wiaterek ciut odpuścił ale najważniejszym powodem który mnie ostatecznie przekonał było to, że przez miesiąc nie będę miał okazji pojeździć na szosie.

Przez miasto w okresie wakacyjnym przelatuje się nawet znośnie więc sprawnie przedostałem się na Golęcin i dalej na Mrowino. Po drodze wystąpił tylko jeden zgrzyt kiedy w Kiekrzu z bocznej uliczki wyjechał mi samochód skręcając w lewo z kierowcą patrzącym w prawo. Może się nie znam, może coś nowego zafunkcjonowało w przepisach i zwykłej ludzkiej logice ale po mojemu jeśli chce się skręcić w lewo, TO KURWA TEŻ NALEŻY SPOJRZEĆ W LEWO. Gest który wykonał po tym incydencie owy szoferzyna bardziej przypominał odganianie much z Playboya przez leniwego murzyna niż przepraszam. W Mrowinie w lewo przez Napachanie i Kiekrz z powrotem w kierunku śniadania które na mnie czekało. Uściślając czekało na mnie, ale do zrobienia hehe. Na osiedlu podjechałem jeszcze tylko do piekarni i zaraz potem mogłem uznać trening za zakończony.

Jeszcze dwa dni pracy. Brrrr!!! Koszmar!!!
Kategoria szosa


  • DST 62.66km
  • Czas 02:16
  • VAVG 27.64km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jubileusz

Wtorek, 28 lipca 2015 · dodano: 28.07.2015 | Komentarze 4

3...2...1...odliczanie do urlopu trwa.

Wczoraj udało mi się zmylić wiatr który widząc, że odpuszczam sobie rower o stałej godzinie zrobił sobie wagary. Z resztą podobnie jak ja wczoraj jeśli chodzi o pracę. Dzisiaj nie pozostawił nawet cienia wątpliwości co do tego, że nie zamierza mi dzisiaj ułatwiać kręcenia kilometrów.

Kierunek obrałem jak często u mnie bywa na Mrowino. Pierwsze podjazdy dobitnie mi pokazały, że 13h na odpoczynek mięśni to stanowczo za mało. Nogi czułem jakby były zalane betonem. Po 15km zaczęło wszystko powoli wracać do normy, także jeśli chodzi o zamykające się przede mną przejazdy kolejowe hehe. Przed Kiekrzem podjąłem decyzję aby dzisiaj zrobić pętlę przez Napachanie ale z tą różnicą, że po raz pierwszy była to pętla prawoskrętna. Pożałowałem tej decyzji. Nie dość, że od tej strony miałem znacznie więcej pod górę, to dodatkowo cały czas pod wiatr o padającym deszczu nie wspominając.

A właśnie, że wspomnę o nim. Rozpadała się ta cholera, chociaż żadna pogodynka nic o tym nie informowała. Nawet ta w TV TRWAM. Może nie była to ulewa stulecia ale zawsze deszcz to deszcz.

Po dojechaniu do Mrowina padać przestało, a chwilę później wyszło słońce. Na cześć słońca hip hip hurra!!! Dalsze kręcenie odbywało się przy radośnie wiejącym twarzowym wietrze który milkł jedynie na chwilę gdy wyprzedzało mnie jakieś duże auto. Na mniejsze nie reagował. Potem wstąpiłem do rowerowego po tubkę kleju za zaporową cenę 5zł i tak zaopatrzony obrałem kierunek dom. Na Gdyńskiej trwa wycinka drzew pod nową nitkę jezdni i zapewne również ścieżkę rowerową która jak mniemam już jest sknocona będąc na etapie deski kreślarskiej.

Lekko dzisiaj nie było ale jakoś wytrzymałem bo cały czas moje myśli krążą wokół zbliżającego się wypoczynku. Byle do sierpnia !!!!


Ps. Mojej szosie stuknęło dzisiaj 10 000km. Sto lat, sto lat niech toczy kilometry nam!!!!!!!!!!!!!!!
Kategoria szosa


  • DST 72.16km
  • Czas 02:19
  • VAVG 31.15km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

4....3....2....1... Końcowe odliczanie

Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 4

Rozpoczęło się końcowe odliczanie do urlopu. Od dzisiaj zostały mi cztery dni pracy ( z poniedziałkiem włącznie).

Zaczęło się dzisiaj zupełnie nietypowo. Obudziłem się na tyle późno, że na rower nie było już opcji przed pracą i zasadniczo przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Pracę podjąłem o czasie ale wytrzymałem w niej 1.5h wyrabiając przy tym około 5% dziennej normy jeśli chodzi o zarobek. Każdy ma prawo czasami pójść na wagary, a zbliżający się urlop sprzyja ucieczkom z pracy. Po powrocie do domu włączyłem TV, zaparzyłem kawę, a po wypiciu jej oświeciło mnie, że przecież mogę sobie pojechać gdzieś rowerem. Wyszykowanie zajęło mi mikrosekundę, a po jej minięciu już byłem w drodze. Dzisiaj padło dla odmiany na Rogoźno. Pogoda do kręcenia była dzisiaj idealna, nie było się do czego przypiąć. Tradycyjnie do Murowanej Gośliny spory ruch który sukcesywnie się zmniejszał proporcjonalnie im dalej od tej miejscowości. Po skręcie na dwudziestym kilometrze zaczęła się sielanka którą zapewniał dobrej jakości asfalt i znikome natężenie ruchu. Jazda przez odcinki leśne jest dla mnie bajeczna. Po dotarciu do dzisiejszego celu zrobiłem nawrót na przedmieściach i ruszyłem w drogę powrotną. W pewnym momencie zrobiło się ciemno co zwiastowało możliwość deszczu ale z tym to już nic nie można zrobić. Na kilka kilometrów przed domem siadł mi na kole ktoś na MTB i tak się trzymał aż do mojego zjazdu na osiedle. W sumie to nawet bym się nie zorientował ale skrzypienie jego łańcucha zwróciło moją uwagę. Szacun i plusik dla niego, że się utrzymał koła bo na tym odcinku miałem stałą prędkość 34km/h minus za to, że ani dziękuję, ani cześć, ani pocałuj mnie w dupę za wiezienie się na kole. Ostatnie 400 metrów pokonałem w początkach deszczu. Czas powrotu na sucho dopracowałem z dokładnością do jednej minuty hehe.

1000km w lipcu stał się faktem. Miodzio, bo na urlopie nie będzie za dużo czasu na rower ;-)



                                                            Tylko postraszyło deszczem

Kategoria szosa


  • DST 62.41km
  • Czas 02:08
  • VAVG 29.25km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

dr Hekyll and mr Hyde

Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 26.07.2015 | Komentarze 3

Dr Jekyll czyli okiem rowerzysty.

Co za lato. Wieje i wieje. Chociaż słowo wieje nie oddaje tego co dzisiaj się działo na trasie. Od niepamiętnych czasów miałem w niedzielę czas aby pokręcić rowerem, a skoro znalazł się czas, to należało więc skrzętnie wykorzystać okazję.

Po późnym śniadaniu zwlokłem się na dół i ruszyłem w pierwszą część trasy wybitnie pod wiatr. Moja walka z nim przypominała pojedynek Dawida z Goliatem na odkrytych przestrzeniach. Podmuchy jeśli były akurat czołowe to zatrzymywały mnie niemal w miejscu, a kiedy obrywałem nimi z boku to byłem przestawiany niczym biedny pionek na szachownicy życia. Obrałem stałą trasę do Mrowina, ale z modyfikacją przez Starzyny. I właśnie w Starzynach walcząc z wiatrem nieopatrznie spojrzałem w prawo i widząc kolor nieba przypominający gatki szeregowego z czasów PRL-u, aż mną zatrzęsło. Nie dlatego, że mogłem zmoknąć, ale dlatego iż miałem od niepamiętnych czasów wyglansowany rower na wysoki połysk i… dzisiaj jechał ze mną mój nowy gadżet czyli kask, na który się w końcu zdecydowałem ;-). Czyszczenia żadnej z tych rzeczy nie życzyłem sobie w najmniejszym stopniu. Całe szczęście, że jakoś to wszystko przeszło bokiem. W Mrowinie odbiłem w lewo i przez Napachanie dojechałem do Kiekrza, gdzie jadąc dalej w drogę powrotną sprawdziłem chęć wykazania się patrolu drogówki na wlepienie mi mandatu za jazdę obok dwustu metrowego odcinaka DDR-a. Normalnie szmat trasy dla rowerzystów tam odwalili. W każdym razie operator policyjnej suszarki odprowadził mnie tylko wzrokiem. Dobrze że „tylko”, bo na konwersację nie miałem z nim dzisiaj wybitnie ochoty o zatrzymywaniu nie wspominając. Druga część dogi na szczęście była o wiele szybsza i mniej męcząca za sprawą wiatru w plecy. Niedziela niedzielą, ale musiałem trafić na jakiś zamknięty przejazd, aby szczęście mnie nie zabiło i tak oczywiście się stało na Golęcinie. Potem już tylko przedzieranie się przez miasto na szczęście wyludnione za sprawą wolnego dnia i sezonu urlopowego. Jako bonus zaliczyłem zieloną falę na al. Solidarności, a takie rzeczy to zdarzają się tylko w Erze lub bajkach. Wbrew mocno wiejącemu wrogowi udało mi się osiągnąć normalną, przyzwoitą jak na mnie średnią z dzisiejszej jazdy.

mr Hyde czyli okiem kierowcy samochodu.

M. wpadła na pomysł aby pojechać do Decatlonu na Franowo po jakieś oczywiście niezbędne gadżety. I już zacząłem się zbierać do drogi, gdy oświeciło nas, że jacyś cholerni rowerzyści grasują w tamtej okolicy mając zorganizowane zawody triathlonowe więc bankowo ulice będą zakorkowane. Co to za pomysł aby jeździć rowerem jak można by posiedzieć w domu na kanapie z piwem i chipsami ;-). Stanie w korkach w wolny dzień przerastało moje nerwy i zostaliśmy w domu, dzięki czemu mogłem obejrzeć ostatni etap TdF. Dobra przyznaję się, że połowę przedrzemałem z powodu deficytu snu ;-) ale ostatnie 40km zarejestrowałem w skupieniu hehe.



                                                           Z czarnej chmury zero deszczu




                                                                              HALT BIKER
Kategoria szosa


  • DST 52.05km
  • Czas 02:22
  • VAVG 21.99km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiatrołomy

Wtorek, 21 lipca 2015 · dodano: 21.07.2015 | Komentarze 3

Zgodnie z wczorajszymi ustaleniami dzisiaj wybrałem się na rundkę po lesie. Wybór padł na Dąbrówkę Kościelną przez Puszczę Zielonkę. Profilaktycznie sprawdziłem prognozę pogody. Jakieś deszcze zapowiadane były na godz. 18.00 Ruszyłem moim już lekko wysłużonym, wołającym o wymianę napędu MTB. Przed kościołem w Kicinie widziałem układaną kostkę na podjeździe i to nie jakąś zwykłą, najprostszą ale pełen wypas. No ale kto bogatemu zabroni. Dalej kawałek asfaltem i w Dębogórze zagłębiłem się w puszczę. Co kawałek widać było połamane lub poprzewracane drzewa co pokazywało siłę wiatru który miotał tym wszystkim. Co ciekawe za Zielonką zniszczeń już prawie wcale nie było. Gdy zbliżałem się do Dąbrówki Kościelnej zaczęło kropić, gdy się w niej znalazłem już padało. Nie za mocno ale jednak leciało z nieba. Zrobiłem nawrót myśląc naiwnie, że jak się skryję jadąc pod drzewami to za bardzo nie zmoknę. I pewnie by tak było gdyby nie to, że zaczęło lać. Gnoiło nieprzeciętnie. To że będę wyglądał jak szmata mnie nie przerażało ale bałem się o telefon nie mając ze sobą żadnego woreczka. Piach w zębach, błoto na twarzy, wszystko mokre ale radocha była hehe. 10km przed domem przestało padać, wyszło słońce i zrobiło się przepięknie. Zanim podjechałem pod dom, odwiedziłem myjnię samoobsługową i spłukałem rower z błota. W domu miałem tylko odwagę wejść prosto w opakowaniu pod prysznic jako jedyna opcja na zrobienie najmniejszego bałaganu. Wszystko musiałem wyprać.

Telefon ocalał. Jutro ze względu na poranne obowiązki nie będzie kręcenia kilometrów.





























Kategoria MTB


  • DST 60.24km
  • Czas 02:10
  • VAVG 27.80km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiało? Nic nie pamiętam bo tak wiało ;-)

Poniedziałek, 20 lipca 2015 · dodano: 20.07.2015 | Komentarze 4

Widząc siłę wiatru wiejącego na dworze wybitnie nie chciało mi się wychodzić z obawy na zdmuchnięcie lakieru z roweru. Ale to, że mi się nie chciało absolutnie nie znaczyło brak dzisiejszej jazdy.

Ruszyłem, wyjechałem za pierwszy zakręt i potężny podmuch cofnął mnie z powrotem na domową kanapę. Zatem zebrałem się w sobie, ponownie zszedłem na parter i ponownie ruszyłem ale tym razem z kopyta, aby pokonać wicher czający się za zakrętem. W porównaniu z wczorajszym to pikuś. Na szczęście nie było mnie dnia poprzedniego w tym czasie na rowerze, a nawet nie było mnie w Wielkopolsce gdy rozpętało się piekło.

Na pierwszych podjazdach kleiło mnie do 20km/h i to tylko w porywach udawało mi się tak rozpędzić. Potem nie było nic lepiej aż do Golęcina gdzie zasłoniły mnie od wiatru drzewa (te które ocalały). I jakoś nawet jakoś się kręciło. Słowo „jakoś” należy odbierać jako optymistyczną ocenę jazdy. Przed Kiekrzem zmieniłem za namową Tomasza trasę i skierowałem się przez Starzyny. Muszę stwierdzić, że nawierzchnia jest tam idealna, kilka hopek i cholerny wiatr który oprócz spowalniania, miotał mną po całej jezdni jak pijaczyna swoimi nogami w czasie powrotu na melinę. Wbiłem się na swój odcinek tuż przed Mrowinem i kręcąc dalej podziwiałem zniszczenia po przejściu trąby powietrznej. Pojedyncze drzewa leżały połamane w środku lasu. O wyrwanych z korzeniami nawet nie wspominam. Zrobiłem nawrót w stałym miejscu i ostrząc sobie zęby na powrót w tempie ekspresowym rozpocząłem powrót. W pierwszą stronę średnia wyszła 26.12km/h hehe. Z powrotem było co prawda ciut szybciej ale Pendolino nazwać to się nie mogłem. Dziwna sprawa z tym wiatrem. Zamknięte dwa razy przejazdy pochłonęły mi mnóstwo czasu którego mi dzisiaj wybitnie brakowało. Dodatkowo okazało się, że trasa przez Starzyny jest co prawda komfortowa jeśli chodzi o nawierzchnię ale jest równocześnie krótsza o około 2km w porównaniu z moja starą trasą, a to mi się bardzo nie podoba. SKANDAL!!! Na siłę dokręcałem na osiedlu brakujące metry do pełnych 60km.

Reasumując lekko dzisiaj nie było. Kiedyś ktoś mi powiedział, że jak się jedzie pod taki silny wiatr to przynajmniej dobrze w nogi wchodzi. Patrząc na moje dzisiejsze zmagania, to w nogi mi weszła cała Wielkopolska i połowa Lubuskiego ;-)

Jutro chyba przeproszę moje MTB i ruszę do Puszczy Zielonki aby zobaczyć jak bardzo ucierpiał las i może jakieś fotki zrobię z tej okazji.
Kategoria szosa


  • DST 63.95km
  • Czas 02:12
  • VAVG 29.07km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piec w hucie im. Lenina to pikuś

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 18.07.2015 | Komentarze 3

Piekarnik!!! To jedyne słowo które mi przyszło do głowy kiedy wyszedłem rano na balkon. I bardzo dobrze, że jest gorąco bo od tego jest właśnie lato. Za chwilę będę miał urlop, a jak z niego wrócę to zapewne ciepłe dni będę mógł liczyć na palcach. Oby to były palce stonogi, wówczas będzie bosko hehe.

Ogarnąłem troszkę rower na mokro z syfu który się na nim nazbierał, napełniłem bidony lodem, uzupełniłem do pełna iso, posmarowałem łapki kremem i wyruszyłem się posmażyć na mojej stałej rundzie. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że nawet mocno wiało. Jakoś w głowie mi się zanotowało, że jak jest upalnie to nie ma prawa wiać. Niestety było inaczej, a w zasadzie jak zawsze, bo trudno mi sobie przypomnieć kilka dni bez wiatru w tym roku. Pierwszy litr płynu z organizmu wyparował zanim jeszcze wszedłem w zakręt. Tradycyjnie przez pierwsze kilometry miałem brak weny ale gdy tylko udało mi się pokonać miasto i znalazłem się za Golęcinem chęci wróciły. Dzisiaj kręciłem bez jakiejkolwiek filozofii i udziwnień więc jazda do Mrowina, tam zrobiłem nawrót i skierowałem się w drogę powrotną do domu. Ostatnio pisałem, że wahadło w Kiekrzu zniknęło. Nic bardziej mylnego. Istnieje i ma się dobrze w przeciwieństwie do asfaltu którego tam w zasadzie nie można uświadczyć. I właśnie na jego wysokości stwierdziłem, że już oba bidony mam suche. Wizyta w najbliższym sklepiku uwolniła mnie od ciężaru 1.25zł w zamian za dużą butelkę wody co pozwoliło na dalsze kontynuowanie jazdy. Cień, słońce, cień, słońce tak przebiegała dalsza jazda z czego w cieniu było znacznie przyjemniej. Na Koszalińskiej jak często ostatnio ustawiła się policja z suszarką i… suszyli. Wiadomo wakacje wakacjami ale budżet trzeba reperować. 10km przed finiszem zachciało mi się zmienić minimalnie trasę co zaowocowało spotkaniem kumpla. Przegadaliśmy pół godziny po której już musiałem ruszyć w stronę domu.

Dzisiaj padł u mnie rekord sezonu w spożyciu płynów. Wypiłem cztery bidony podczas pokonywania 64km. Nieźle hehe.



                                       Czy mi się wydaje czy licznik w rowerze oszalał ;-) ???





Kategoria szosa


  • DST 19.51km
  • Czas 01:03
  • VAVG 18.58km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak mus to mus

Piątek, 17 lipca 2015 · dodano: 17.07.2015 | Komentarze 3

Okazało się, że musiałem zawieść papiery w pewne miejsce i koniecznie musiały być dostarczone do wieczora. Jako posiadacz silnej alergii na jazdę samochodem w dzień wolny od pracy to po zarobieniu ciasta na pizzę wsiadłem drugi raz tego samego dnia na rower i z M. ruszyliśmy na krótką rundkę ale tym razem MTB. Kwity zawieźliśmy, przyjechaliśmy z powrotem i mogłem się ze spokojem zabrać za zrobienie tego wspaniałego Włoskiego dania. Dodam, że M. dokręcała wokół bloku brakujące metry. Dla mnie dodatkowe 500m byłoby nie do zrobienia, taki kozak to ja nie jestem więc 19.5km musiało mi wystarczyć hehe.



                                                      Fajnie jak jest do czego wracać w domu ;-)




Kategoria MTB


  • DST 69.30km
  • Czas 02:22
  • VAVG 29.28km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kupić? Nie kupić?

Czwartek, 16 lipca 2015 · dodano: 17.07.2015 | Komentarze 7

Wakacje. Czas mojej zazdrości wobec tych wszystkich którzy są na etapie edukacji i coś takiego jak praca jeszcze nie zaprząta im głowy. Cholera mnie bierze kiedy rano wstaję, jest ładna pogoda i mam świadomość, że muszę ruszyć tyłek do pracy. Dlatego postanowiłem sobie zrobić dzisiaj wagary jako protest wobec wyzyskującego mnie kapitalizmu ;-).

Pogoda dzisiaj była idealna. Słońce schowane lekko za chmurami, ciepło i bezwietrznie (prawie). Kierunek standard i też standardowe wykonanie. Golęcin, Strzeszyn, Kiekrz, Rokietnica, Mrowino. Następnie skręciłem w lewo i się lekko zdziwiłem bo do tej pory zawsze ale to zawsze na tym odcinku wiatr mnie popychał. Dzisiaj jednak było zdecydowanie inaczej. Jeszcze większe było moje zdziwienie gdy odnotowałem jakieś krople deszczu na sobie który nie miał prawa padać, bo nie było z czego. Żadnych sensownych chmur nade mną nie było. Zaiste dziwy nad dziwy. Przetoczyłem się przez Napachanie, Chyby, Baranowo przedarłem się przez wiecznie zapchane autami Przeźmierowo i wpadłem z powrotem do Poznania. Zaokrągliłem pętlę jadąc przez Junikowo, a tam zawitałem do sklepu zamówić nowy kask. Tak do końca nie mogłem się dogadać z obsługą, a co bardziej istotne, stwierdziłem że chyba wcale zmiana na nowy nie jest mi tak niezbędna do szczęścia. Ot, taka fanaberia mi się zalęgła w głowie. Po wizycie w sklepie obrałem już kurs na śniadanie czekające w domu mając przed sobą rozkosz przedzierania się przez całe miasto na szosówce.

Wyszły z tego wszystkiego nawet sensowne kilometry w jako takim czasie.
Kategoria szosa