Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
  • DST 45.42km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 21.29km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Koniec sezonu... nurkowego

Środa, 23 listopada 2016 · dodano: 23.11.2016 | Komentarze 14

Nastały bajecznie piękne dni do jazdy rowerem, zatem spakowałem sprzęt, rower zostawiłem w domu i wyskoczyłem w niedzielę nad jezioro zakończyć sezon mojego drugiego hobby, czyli nurkowania. Było na tyle doskonale, że wróciłem dopiero we wtorek wieczorem, akurat w czas aby obejrzeć klęskę Legii w LM. Warto było :)





 To tylko kac tak źle wygląda nie ja. Woda o temperaturze 7 stopni nie ma z tym nic,wspólnego :)


Pobudka na trening po kilku dniach wolnego przypominała wyrywanie zęba bez znieczulenia. Ale jednak wstałem. I pierwsze co zobaczyłem za oknem to...., że niewiele widziałem. Oczywiście za sprawą mgły. Następstwem tego było pozostawienie szosówki odłogiem w domu i zabranie w plener MTB. Trasa do Strzeszynka przebiegła bez zakłóceń, ale za to na miejscu ktoś namalował jakieś dziwne napisy. I to akurat tuż przed zimą, gdy rowerzystów i pieszych tam coraz mniej. Ok, od planowania takich rzeczy są mądrzejsze głowy na stanowiskach niż moja.


W samym Strzeszynku objechałem dwa razy jezioro, ponownie bez przeszkód pokonałem drogę przez miasto i zameldowałem się w domu na śniadanie.

Mgła, szeleszczące liście pod kołami, walka słońca z zachmurzeniem, las. Czy można chcieć czegoś więcej? TAK, KOJEJNEGO DNIA WOLNEGO. Niestety nie dla psa kiełbasa, więc teraz już siedzę w robocie :(
Kategoria MTB


  • DST 46.62km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 23.31km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Banalna misja

Piątek, 18 listopada 2016 · dodano: 18.11.2016 | Komentarze 6

Obudziło mnie stukanie czegoś o coś za oknem. Niestety wyjrzenie na zewnątrz nie rozwiązało zagadki, czemu miełem zawdzięczać pobudkę. W zamian za to, pierwszy lepszy podmuch zerwał mi szlafmycę z czoła, która odfrunęła w siną dal ;-) Ten wybryk znamionował, że na zewnątrz wieje silny wiatr.

Gdy doszedłem ze sobą do ładu, dotarło do mnie, że MUSZĘ ruszyć tyłek z domu, za sprawą misji do wykonania, a pogoda wcale mnie do tego nie zachęcała. Mus to mus, więc wyruszyłem stabilnym MTB. Najpierw pokonałem całe miasto i wylądowałem w garażu, gdzie przechowuję opony zima/lato. Przyszykowałem komplet do późniejszego zabrania, zebrałem w jedno miejsce rzeczy na wyjazdowy przesunięty weekend i pojechałem dalej przekazać klucze od mojej przechowalni. Po tych czynnościach nareszcie wjechałem do lasu w którym trochę mniej wiało i dojechałem do Strzeszynka. Następnie pojechałem błotnistą drogą, która diabli wiedzą gdzie się kończyła. Niestety, a może stety rzuciłem w pewnym momencie okiem za godzinę i oczy dostałem wielkie niczym koło młyńskie. Dodatkowo doszedłem do wniosku, iż ktoś mi zaiwanił kawał czasu. W takim wypadku nie było już mowy o objeżdżaniu jeziora, tylko swoimi śladami wróciłem do domu. Pech chciał, że w drodze powrotnej miałem pod wiatr, a wiało momentami tak, że asfalt falował niczym wzburzone morze.

Podsumowując: gdyby nie owa misja którą musiałem wykonać, nikt za żadne skarby by mnie z chaty dzisiaj nie wygonił. Człowiek ma prawo do odrobiny luksusu, lecz niestety nie zawsze jest mu to dane.
Kategoria MTB


  • DST 50.90km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:27
  • VAVG 20.78km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sigma 1200 - raport koronera

Poniedziałek, 14 listopada 2016 · dodano: 14.11.2016 | Komentarze 2

O godzinie 6:30 byłem już na dworze i skrobiąc szyby w aucie dochodziłem powoli do wniosku, że chyba jest mróz. Termometr potwierdził to zjawisko zaraz po tym, jak mój nos nabrał barwy dojrzałej śliwki węgierki, a język odkleił się od kierownicy. Pojechałem do urzędu w sprawie niecierpiącej zwłoki, wróciłem, zjadłem śniadanie i gdy nastało południe, przyodziałem rowerowe szaty...

..............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

Przepraszam za przerwę, ale właśnie zadzwonili do drzwi Jehowi z pytaniem: "czy wie pan, że ludzie mają różne wyobrażenie nieba?" Dalszej części nie słyszałem gdyż ponownie zamknięte drzwi są na szczęście dosyć szczelne ;-) Już wracam do opisu.

Widząc za oknem mgłę wybrałem MTB, a rozpoczynając jazdę wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Przejazd przez miasto przeszedł gładko ale zanim zagłębiłem się w las, pojechałem oddać to co zapominalska rodzinka zostawiła u mnie podczas niedawnej wizyty. Zaraz po tym skierowałem swój kurs nad Rusałkę, a następnie do Strzeszynka w którym tradycyjnie wjechałem na pomost. W tym momencie słoneczko łaskawie raczyło świecić, tworząc taką atmosferę, że nie chciało się nigdzie dalej jechać.





Niestety, to nie czas, ani temperatury aby przesiadywać nad wodą godzinami. Ruszyłem więc dalej, objechałem dwa razy jezioro po dywanie z liści i skierowałem się w kierunku domu. Gdy ponownie zawitałem nad Rusałkę, mgła zaczęła ponownie gęstnieć tak, że nie było widać drugiego brzegu. Sceneria robiła się jak z ubogiego horroru. Pełnię obrazu stanowiły w większości łyse drzewa. I nie wróżę im innego stanu aż do wiosny. Taki ze mnie botanik :)





Po przyjeździe zapadła ostateczna decyzja co do licznika w góralu, który to od jakiegoś czasu stanowił wyłącznie wątpliwą ozdobę i jako nie działające urządzenie mnie wku... denerwował . Mianowicie został poddany konfrontacji z młotkiem w myśl zasady: wóz albo przewóz. I niestety ją przegrał.

Sigma 1200 raport koronera:

- wytrwał ze mną na MTB około 22000km (cztery lata)
- w zasadzie nie miałem do niego większych zastrzeżeń
- godny polecenia z podstawowymi funkcjami za rozsądną cenę
- okazał się mięczakiem w konfrontacji z młotkiem i nie nadaje na sparingpartnera dla niego :)
- był twardzielem w codziennym użytkowaniu!!!

                                       Cześć pamięci wiernemu towarzyszowi  wielu  wspólnych przejażdżek 

Kategoria MTB


  • DST 51.58km
  • Czas 01:55
  • VAVG 26.91km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

138/2016

Piątek, 11 listopada 2016 · dodano: 14.11.2016 | Komentarze 0



  • DST 51.10km
  • Czas 01:57
  • VAVG 26.21km/h
  • Temperatura 2.6°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poldek MO

Czwartek, 10 listopada 2016 · dodano: 10.11.2016 | Komentarze 4

Szron na wszystkim dookoła pozwalał myśleć o ciepłym łóżku, gorącej herbacie lub zimnym piwie, ale na pewno nie o jeździe rowerem. Zatem wyszedłem na trening rowerowy bez myślenia. Ot taka przewrotna taktyka dla zmylenia przeciwnika ;-)

Ruszyłem bez sprecyzowanego celu. Co gorsze, zdecydowanie zbyt łatwo mi szło za sprawą pomagającego wiatru. Nie do końca byłem szczęśliwy z tego powodu, bo wiedziałem że powrót będzie gorszy. Za Dopiewem lekko się zapędziłem pod Podłoziny zapominając, że dla szosy jest to ślepa droga. Rad nie rad zawróciłem, mijając Fiałkowo walnąłem foto bika z Poldkiem MO i licząc na jakieś odbicie w prawo dotarłem do Więckowic.


Odbicia nie było, ale za to mi odbiło i ruszyłem Bukowską w stronę Poznania nadal licząc na jakiś skręt aby nie męczyć się tą ruchliwą trasą. Niestety dojechałem aż do Zakrzewa nic nie znajdując po drodze. W nim zrobiłem skręt i już swoją trasą dotarłem w okolice domu. Na tym etapie brakowało mi około 13 km do absolutnego minimum. Skręciłem więc w jakąś drogę do Głuchowa licząc na poznanie nowych asfaltów. Niestety po kilkuset metrach połatane gówno na którym podskakiwałem, zwane nawierzchnią utwardzoną, definitywnie się skończyło i zaczęło klepisko. Nie pozostało mi nic innego jak zawrócić. Dokręciłem jeszcze mikro pętelkę, po której jeszcze było mało kilometrów, dołożyłem długą prostą w tę i nazad, aby ostatecznie zameldować swoje przybycie do domu ze zrobionymi pięćdziesięcioma kilometrami z haczykiem.

Jak tak dalej będzie piździć, to nie wiem jak dokulam tysiaka do zaplanowanych kilosów na ten rok. Trza twardym być :)


                                                                                    OSP Dopiewo do kolekcji 

Kategoria OSP, szosa


  • DST 63.92km
  • Czas 02:21
  • VAVG 27.20km/h
  • Temperatura 1.7°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Błogosławiony

Wtorek, 8 listopada 2016 · dodano: 08.11.2016 | Komentarze 12

Wczoraj w dzień wolny pozwoliłem sobie na duuużo późniejszą pobudkę. Niespiesznie zjadłem śniadanie, uszykowałem około południa szosówkę do drogi i siebie chwilę później również. Gdy już byłem kompletnie ubrany, mój wzrok przykuły mokre chodniki za oknem. Lekko mżyło. Zatem wyszykowałem MTB i po kilku minutach jeszcze raz wyszedłem kontrolnie na balkon. Gnoiło!!! O mało co szlag mnie nie trafił, ale jazda w deszczu przy trzech stopniach powyżej zera, to średnia dla mnie frajda. Z kwaśną miną przebrałem się w domowe ciuchy i włączyłem TV.

Natomiast dzisiaj po wstaniu, miałem tyle chęci na jazdę rowerem w zimnym poranku, co nasz wielebny naczelny prezes do wywiązywania się z przedwyborczych obietnic. Aby wykonać zaplanowaną przez siebie rundkę, musiałem użyć wobec siebie gróźb karalnych i przemocy, przy których gestapowskie przesłuchanie było niczym niedzielna kawka u cioci Elwiry :)

W końcu jednak uległem własnym namowom i wystartowałem. Szron na samochodowych szybach nie podnosił mi morale. Na zakrętach uważałem aby nie nadziać się na jakiś oblodzony fragment jezdni. Kontrolnie sprawdziłem temperaturę w liczniku. Pokazywał 5.6 na plusie. Doszedłem do wniosku, że licznik wziął od kogoś łapówkę aby mnie nie dołować prawdziwymi danymi. Po kilku kolejnych kilometrach już pokazywał 1.7 stopnia. Widocznie łapówka nie była zbyt duża i nie wystarczyła na długo :) W Lusowie podobnie jak ostatnio, odbiłem na Lusówko, a w nim rzuciła mi się w oczy ustawiona przez nieznane mi osoby moja podobizna. Dokładnie tak świątobliwie i niewinnie wyglądam, tylko ktoś zapodział gdzieś napis BŁOGOSŁAWIONY, informujący o mojej nieskazitelnej duszy ;-)


                                                                              Wypisz wymaluj JA we własnej osobie ;-)

Za Rumiankiem zgłębiłem nową drogę do miejscowości Góra (niestety pozbrukiem) i... od tego momentu zachciało mi się jechać. A więc skręciłem na Kokoszczyn, minąłem Mrowino, Rokietnicę, Kiekrz, Lusowo, Zakrzewo. Osiem kilometrów przed domem niebo zrobiło się jakby ciemniejsze. Dwa kilosy dalej dopadła mnie mżawka, a po kolejnych dwóch zaczął padać deszcz. To wszystko mieściło się jeszcze w granicach normalności, ale gdy trzy kilometry przed domem spadły na mnie pierwsze płatki śniegu w tym półroczu, zaczęło do mnie docierać, że szosówka chyba zaczyna powoli kończyć swój sezon. MTB będzie chyba niedługo częściej wykorzystywany.

Na szczęście wspomnianego śniegu nie było zbyt wiele, ale zaistniała sytuacja dała mi jasno do zrozumienia, że bliżej mam do zimy niż ciepłego lata.

JAK JA NIENAWIDZĘ UBIERAĆ SIĘ W MILION CIUCHÓW!!!
Kategoria szosa


  • DST 47.51km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 22.80km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Misja guma

Piątek, 4 listopada 2016 · dodano: 04.11.2016 | Komentarze 5

Pierwotnie wybór padł na szosę. Już nawet dopompowałem w niej koła, ale po kontrolnym pobycie na dworze zmieniłem zdanie. Pogoda była zbyt ładna, a jesień jest zbyt krótka aby zaprzepaszczać jazdę po lesie, wśród opadających liści. W dodatku gdy żółty dywan miał przyjemnie szeleścić pod kołami, a słońce czasami niemrawo wyłaniać momentami sponad chmur. Zniosłem mój kawał żelastwa na zewnątrz i ruszyłem, mając jeszcze w pamięci wykonanie misji ekstra.

Na Ogrodach podczas wyprzedzania jegomościa na składaku, usłyszałem chrobot plastiku i wiązkę przekleństw. Gdy spojrzałem na przyczynę hałasu, okazało się, że gościowi, odpadła jakaś lampka i rozsypała na kilkanaście elementów. Sadząc po odgłosach miałem wrażenie, iż rzeczona lampka była wielkości dużego spadającego drona. I chyba taka była ;-) W rzeczywistości 70% tych odgłosów wydobywał z siebie wspomniany rower. Cóż, nówka to nie była ;-)

Po tym traumatycznym przeżyciu wjechałem w las, okrążyłem Strzeszynek i wróciłem nad Rusałkę, skąd obrałem kurs na centrum w celu zakupu dętki do szosówki, czyli wspomniana misja ekstra . Jak już przebiłem się do sklepu, to na drzwiach zobaczyłem kartkę informującą o jego zamknięciu aż do poniedziałku. Z namaszczeniem pocałowałem klamkę i obrałem kierunek dom. Bukowską, Grunwaldzką, tajemniczym przesmykiem pod torami, aż znalazłem się na Fabianowskiej. A na niej zakwitłem jadąc za jakąś wlokącą się maszyną budowlaną, której nie można było wyprzedzić, nie doprowadzając do kolizji z autami jadącymi z przeciwka. Aż tu nagle mnie olśniło, że przecież jadę MTB. Myk na chodnik, prawą stroną łyknąłem zawalidrogę, hyc z powrotem na asfalcik, wykonałem dwa zakręty i już byłem pod domkiem. He technika :)

Naprawdę chciało mi się jazdy góralem :)
Kategoria MTB


  • DST 51.41km
  • Czas 02:00
  • VAVG 25.70km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zniesmaczony jesienią

Czwartek, 3 listopada 2016 · dodano: 03.11.2016 | Komentarze 6

Gdy już byłem gotowy do treningu, wyszedłem na balkon w celu rozeznania ewentualnego kaprysu pogodowego. Nogi pode mną się ugięły za sprawą granatowego nieba na horyzoncie. I w dodatku dokładnie na kierunku mojej zaplanowanej trasy. Zatem zmieniłem przyodziewek na przeciwdeszczowy i ruszyłem dziarsko przed siebie. Przy czym słowo „dziarsko” można było zastosować tylko na odcinku do osiedlowej furtki, potem to już była walka, która przypominała ślimaka pędzącego w zastygającej smole. To wszystko oczywiście za sprawą mocnego jesiennego wiatru.

Po dziesięciu kilometrach, miałem takiej jazdy serdecznie dość. Mikrony mego uporu dzieliły mnie od tego, aby rower sprzedać w najbliższej zagrodzie i za uzyskane w ten sposób fundusze wrócić taksówką do domu. Jednak z braku widocznej jakiejkolwiek zagrody dotarłem do Lusowa, a w nim skręciłem na Lusówko. Od tego momentu doznałem rozkoszy jazdy po raz pierwszy tymi asfaltami. Oczy się cieszyły nowymi widokami. Niestety za Lusówkiem nawierzchnia była kiepska, na szczęście tylko na odcinku około 2 km (tam moje koła dalekie były od śpiewania pieśni pochwalnych, dotyczących jakości nawierzchni). Minąłem Jankowice, Rumianek (w perspektywie widziałem odbicie na jeszcze inne kierunki treningów w cieplejszej przyszłości), wpadłem do Tarnowa Podgórnego i pchany przez wiatr wjechałem ponownie do Lusowa. Ostatnie 15 km było nawet znośne. Zapewne temperatura nawet lekko podskoczyła. Nie byłem jednak na tyle ciekawy aby to dokładnie sprawdzić w liczniku, moimi zgrabiałymi paluszkami. Wystarczy, że domowy termometr w chwili wyjazdu pokazywał dwie kreski powyżej zera. Ostatecznie jakoś się dotoczyłem do domu, mając na końcówce wyraźną wizję gorącego prysznica.

Na szczęście opady mnie ominęły, a kurteczka przeciwdeszczowa okazała się zbędna. Za to dzięki niej byłem cały mokry od środka. Nie ma to jak ugotować się na zimno w ceracie. Normalnie rozkosz ;-)
Kategoria szosa


  • DST 46.18km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 21.31km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

133/2016

Poniedziałek, 31 października 2016 · dodano: 31.10.2016 | Komentarze 5

Wpis tylko statystyczny
Kategoria MTB


  • DST 51.20km
  • Czas 01:54
  • VAVG 26.95km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Namierzony

Piątek, 28 października 2016 · dodano: 29.10.2016 | Komentarze 2

Oj pospało mi się, pospało. A przez to zacieśniły ramy czasowe. Po ogarnięciu porannych tematów, ruszyłem nakręcić trochę kilometrów. Początek był jak zsyłka na bezkresny wschód, jak bieg po dnie jeziora, niczym ucieczka związanego więźnia. Słowem było ciężko. I gdy tak przesuwałem rower metr po metrze dotarło do mnie, że nie zdążę zrobić całego dystansu. Obliczenia sprawiły iż postanowiłem go skrócić do pięciu dyszek. Minąłem Zakrzewo, wjechałem do Lusowa zapatrzony w swoje przednie koło i gdy podniosłem głowę zobaczyłem patrol drogówki przy drodze. Niby nic nadzwyczajnego, ale jeden z nich podniósł w moją stronę urządzenie do pomiaru prędkości. Myślałem że namierza jakieś auto jadące za mną. Było jednak inaczej, gdyż będąc w zasięgu jego głosu krzyknął do mnie z uśmiechem: 33!!!

Spojrzałem na licznik i faktycznie tyle jechałem. Zdążyłem tylko odkrzyknąć – wiem że słabo, bo jadę pod wiatr ;-) Nie muszę dodawać, że wiatr w tym momencie mi nie przeszkadzał, ale marketing to marketing hehe. W miejscowości Góra skropił mnie deszcz i tam też zrobiłem nawrót. Kawałek dalej w Tarnowie Podgórnym ponownie lekko zmokłem. Morale jednak nie ucierpiało, bo wracając pchał mnie wiatr. Gdy ponownie przyjeżdżałem przez Lusowo, drogówki już nie było. Szkoda bo sprężyłem się na tym odcinku licząc na lepszy pomiar ;-)

Przysłowie mówi: do trzech razy sztuka. I natura to w pełni wykorzystała, zsyłając na mnie trzy kilometry przed domem ulewę. Jedno jest pewne, suchą oponą nie dane mi było wrócić tego dnia.

Obawiam się, że to by było na tyle ze sportu w miesiącu październiku. Cieniutki to był miesiąc :(


Kategoria szosa