Info
Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Październik1 - 2
- 2018, Wrzesień3 - 3
- 2018, Lipiec3 - 5
- 2018, Czerwiec13 - 4
- 2018, Maj14 - 3
- 2018, Kwiecień17 - 8
- 2018, Marzec10 - 5
- 2018, Luty1 - 0
- 2017, Grudzień1 - 0
- 2017, Listopad5 - 0
- 2017, Październik11 - 6
- 2017, Wrzesień15 - 11
- 2017, Sierpień5 - 1
- 2017, Lipiec14 - 42
- 2017, Czerwiec14 - 55
- 2017, Maj14 - 25
- 2017, Kwiecień15 - 47
- 2017, Marzec15 - 98
- 2017, Luty11 - 45
- 2017, Styczeń7 - 41
- 2016, Grudzień17 - 99
- 2016, Listopad12 - 70
- 2016, Październik13 - 57
- 2016, Wrzesień16 - 77
- 2016, Sierpień11 - 26
- 2016, Lipiec17 - 166
- 2016, Czerwiec15 - 103
- 2016, Maj14 - 94
- 2016, Kwiecień21 - 172
- 2016, Marzec11 - 81
- 2016, Luty12 - 80
- 2016, Styczeń3 - 40
- 2015, Grudzień14 - 85
- 2015, Listopad12 - 76
- 2015, Październik19 - 89
- 2015, Wrzesień21 - 122
- 2015, Sierpień4 - 15
- 2015, Lipiec21 - 63
- 2015, Czerwiec15 - 50
- 2015, Maj22 - 100
- 2015, Kwiecień14 - 106
- 2015, Marzec14 - 97
- 2015, Luty12 - 77
- 2015, Styczeń10 - 33
- 2014, Grudzień3 - 7
Wpisy archiwalne w kategorii
MTB
Dystans całkowity: | 7184.82 km (w terenie 1683.21 km; 23.43%) |
Czas w ruchu: | 315:34 |
Średnia prędkość: | 19.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.00 km/h |
Liczba aktywności: | 167 |
Średnio na aktywność: | 43.02 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
- DST 52.42km
- Teren 30.00km
- Czas 02:25
- VAVG 21.69km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Lokomotywa
Poniedziałek, 10 października 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 5
Miała być setka. Już nawet wstawiłem wodę na makaron, który miał być moim śniadaniem, gdy dostałem kaprys wyjścia na balkon. A za nim kap, kap, kap. Cholerny deszczyk sobie padał niwecząc moje plany. Zatem zmieniłem plany żywieniowe, podjechałem do sklepu po bułki i na śniadanie zjadłem jajecznicę. Po południu gdy pogoda troszkę się opamiętała, dosiadłem MTB i pojechałem do lasu.Zanim jednak tam dotarłem, obejrzałem lokomotywę pod stadionem Lecha, której uroczyste odsłonięcie będzie miało miejsce w ten weekend. Następnie pokonując miasto zobaczyłem znak UWAGA NIEWIDOMI namalowany na ścieżce rowerowej którą jechałem. Tak wiem, że okulista w zeszłym tygodniu stwierdził u mnie lekkie pogorszenie wzroku, ale takie ostrzeżenie dla innych odnośnie mojej osoby, uważam za lekką przesadę ;-)
Po tym traumatycznym przeżyciu zgłębiłem się w las, przez Golęcin i Rusałkę dotarłem do Strzeszynka. Objechałem dwa razy jezioro, wróciłem kawałek, objechałem Rusałkę, a następnie spocząłem w punkcie gastronomicznym pod parasolem. Zamówiłem coś do picia, podelektowałem się i ruszyłem w stronę domu. Oczywiście zanim do niego dotarłem, odstałem swoje na dwóch zamkniętych szlabanach.
Miało być sto, wyszło pięćdziesiąt ale za to pokręcone w terenie.
Słowo daję, Lewandowscy to już wszędzie się afiszują. Dobrze że Robert także na liście strzelców w reprezentacji :)
Kategoria MTB
- DST 46.36km
- Czas 02:02
- VAVG 22.80km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Klucząc
Piątek, 7 października 2016 · dodano: 08.10.2016 | Komentarze 5
Na tapetę weszła dzisiaj misja „KLUCZ”. Pod tym kryptonimem skrywała się tajna akcja zakupu/odbioru klucza do skrzynki pocztowej z firmy, która dystrybuuje takie precjoza. Owa firma ma swoją siedzibę na głębokim zadupiu Poznania, a co za tym idzie, jest zawsze mocno nie po drodze. Zatem aby zaoszczędzić czas i paliwo, znalazłem wolny poranek i postanowiłem tam pojechać rowerem.Na tą okazję wybrałem MTB wiedząc, że czeka mnie walka z miejskim ruchem. Elegancko wyjechałem mojej wiochy, przebrnąłem Dębiec i zagłębiłem w Hetmańską na końcu której przez przypadek znalazłem komisariat wodny.
Natomiast kawałek dalej, oczom moim objawił się niczym z filmu - Bronx. Taki nasz lokalny :)
Mapa trasy zainstalowana w mojej głowie, doprowadziła mnie idealnie do celu na ulicy Tarnowskiej. Klucze kupiłem i minimalnie zmienioną drogą rozpocząłem powrót. Zaowocowało to nowym OSP do kolekcji.
Chyba będę musiał zrobić nową kategorię na tę okoliczność. Obciążony dodatkowym balastem, poszwendałem się trochę bokami w drodze do domu w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego miejsca, jeszcze nie spenetrowanego przez moje opony. Nowe były, ciekawe nie :(
Czasu ostatnio mi brakuje na wszystko. Wpis dodaję 36 godzin po jeździe, a to już jest skandal!!!
- DST 40.40km
- Czas 02:26
- VAVG 16.60km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Sielanka
Sobota, 24 września 2016 · dodano: 24.09.2016 | Komentarze 5
M. przypomniała sobie, że też ma rower :( Skutkowało to planem na wspólny sobotni wyjazd. I gdy nadszedł ten moment z dziką radością ubierałem się przez pół godziny, drugie tyle napełniałem bidon i przez kwadrans zakładałem buty. A wszystko to było obliczone na zniechęcenie. Niestety jej cierpliwość była nieograniczona.Zatem ruszyliśmy. Najpierw przez miasto na Ogrody, aby zaraz za nimi wjechać na Rusałkę. Powoli niespiesznie przemierzyliśmy pierwsze jezioro, następnie lasem dojechaliśmy do Strzeszynka, okrążyliśmy drugie jezioro i w zenicie wycieczki nastąpił zwrot przez lewą szprychę w kierunku powrotnym. Od tego momentu wszystko powieliliśmy drugą stroną jezior, a za nimi ponownie zagłębiliśmy się w miasto. Koło stadionu Lecha trwały prace związane z przyjazdem dzisiejszej nocy lokomotywy, która ma przypominać fundamenty klubu. Może jutro ją obejrzę. Teraz od domu dzieliły nas tylko dwie długie proste. Zostały pokonane w oka mgnieniu, za sprawą głodu który już mocno dawał nam znać.
Nie wiem jak u innych, ale głód u mnie nie może zbyt długo gościć. Staram się go natychmiast zaspokajać. A potem dziwią mnie wskazania domowej wagi hehe..
Kategoria MTB, w ślimaczym tempie
- DST 41.21km
- Czas 01:55
- VAVG 21.50km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Gleba sezonu
Piątek, 16 września 2016 · dodano: 17.09.2016 | Komentarze 3
Zachciało mi się dzisiaj MTB. Ot tak z niczego, po prostu miałem taką potrzebę. Wyprowadziłem zasypany różnymi duperelami, dawno nie używany rower na grubych kołach z odległych kazamatów i przysposobiłem do jazdy. Plan na dzisiaj – poszukać jakiś leśnych duktów, nadających się do jazdy z M.No to obrałem kierunek Gołuski, a następnie szlajałem się po okolicy, wjeżdżając na nieznane mi szutrowe drogi. W pewnym momencie dotarłem do jakiejś nowo budowanej drogi i o dziwo, nawet trwały na niej prace.
Nieznana budowla
Znowu gdzieś błądziłem, aż znalazłem się w pobliżu miejscowości Glinki, a tam zobaczyłem ciekawy obiekt, niestety bez żadnego opisu. Za to oznaczony, że jest monitorowany i chroniony. Wokół niszczały stare budynki, zapewne po PGRach. Zawróciłem i pomknąłem do Konarzewa, stamtąd do Podłozin. Zanim jednak do nich dotarłem, we łbie mi zaświtał kaprys żeby pokręcić się drogą serwisową przy A2. Kaprys wcieliłem w życie i na pewniaka wykonałem ten manewr przez kamyczki zalegające na łuku drogi.
Następne co pamiętam, to rower umykający mi spod tyłka i chwilę potem „stop klatka” ze mną na glebie w roli głównej. Ból przyszedł po chwili, trochę więcej czasu zabrało pozbieranie się i ponowny powrót do pionu. Kolejna myśl to: żyję :) Gdy już miałem 95% pewności, że nic nie złamałem, wówczas zająłem swoje myśli i czyny rowerem leżącym na skrzyżowaniu. Oparłem go o znak i zacząłem rozplątywać łańcuch, który dziwnie przypominał tropikalne pnącze owinięte na korbie.
Uważny obserwator zauważy piękny ślad mojego szlifu ;-)
Z palców kapało coś czerwonego, prawa strona mnie napierdzielała, a do domu daleko. A skoro daleko, to oddaliłem się jeszcze bardziej, dotarłem do Podłozin i zagłębiłem w las. Po nim przejechałem około kilometra i zawróciłem, gdyż trzęsienie na nierównościach było lekko mówiąc mało komfortowe w obecnej sytuacji. Na tym etapie nakręciłem 25 km i... chciałem już do domu, aby umyć ranki i usiąść wygodnie przed pracą. Powrót odbył się niestety pod wiatr i trochę ten odcinek 16 km się dłużył. W końcu wylądowałem w domu i dokonałem bilansu strat. Najważniejsze, to że kask i buty nie ucierpiały. Rower zyskał bardziej porysowany prawy róg, ale w jego przypadku to jak z facetem. Każda blizna zdobi :) Koszulka jest chyba do uratowania, brak dziur na wylot, a reszta wyjdzie po praniu. Spodenki i tak nie były już za ciekawe. Rękawiczki spełniły swoje zadanie, ochroniły dłonie i są nadal zdatne do użytku. Jeśli chodzi o mnie to: zarobiłem krwiak pod paznokciem kciuka, zdarłem palec wskazujący, mocno zbiłem i porysowałem biodro, pozdzierałem przedramię, bark, łydkę. Mogło być gorzej.
Po przeanalizowaniu wszystkiego wychodzi na jedno. To była zemsta MTB za prawie dwa miesiące bezczynnego stania. Wiem i czuję się za to winny. Od kiedy szosówka wtargnęła w moje życie, góral wyjeżdża na spacery sporadycznie, a ostatnio miał prawo czuć się jak niechciana szmata. Jak dziewczyna rzucona przez chłopaka, który odszedł do innej, ładniejszej, młodszej chudszej. Mimo, iż w zeszłym roku MTB dostało nowy napęd, a niedawno zreanimowane hamulce i nowy amor, to jednak nie wystarczyło. To było jak zakup swojej byłej kochance sukienki i rzucenie na odchodnym MASZ, CIESZ SIĘ I SPADAJ. Tak nie można, to stanowczo za mało.
Nie nie kochani, tak się nie da. Jeśli macie drugi rower, weźcie GO czasami na spacer, zróbcie nim kilka kilometrów, a ON na pewno się jakoś odwdzięczy. W innym wypadku może być różnie.
Paluchy
Udo
Łydka
Przedramię
Kategoria MTB
- DST 41.78km
- Czas 02:50
- VAVG 14.75km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Wartą warto
Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 23.07.2016 | Komentarze 2
Jak się rzekło, tak się stało i nadszedł dzień rodzinnej wycieczki. Do łask wrócił MTB wraz z nowym amorem i hamulcami po serwisie. Na początek przejechaliśmy przez całe Komorniki, aby po chwili zacząć przemierzać Greiserówkę, wraz z nieodłącznym stukotem kół na łączeniach betonowych płyt. Gdy płyty zakończyły swój radosny koncert, zaczęliśmy jechać leśnymi ścieżkami które zawiodły nas do Puszczykowa, gdzie wpadliśmy na lody.I tu muszę nadmienić, że albo smak u mnie został przez kogoś zmieniony, albo ta lodziarnia jedzie już tylko na renomie, bo w smaku przypominały chińską zupkę w proszku. Długo moja noga tam nie postanie.
Po tym „wykwintnym” deserze zjechaliśmy na szlak nadwarciański z którego niechcący zboczyliśmy w pewnym momencie i rozpoczęliśmy tym samym walkę z komarami i zielskiem o dotarcie do cywilizacji. Na kolana rzucił mnie znak informujący o zakazie jazdy rowerem nad Wartą na jakimś tam odcinku.
Na szczęście dopięliśmy celu wyjeżdżając na asfalt w Luboniu. Od tego momentu luźną nogą podążyliśmy do domu.
Jako ciekawostkę dodam, że oglądając Tour de France po obiedzie, (leżąc oczywiście), gdy kolarze mieli do mety 32km lekko przymknęło mi się oko. Gdy je otworzyłem do mety mieli już tylko 12km. Następny mój kontakt z rzeczywistością był, gdy w TV leciał jakiś film, a M. poinformowała mnie o zakończonym etapie. Cóż i tak bywa :)
Czy ktoś wie jak to się dzisiaj skończyło ;-)?
Z tego miejsca ewakuowaliśmy się bardzo szybko. Samotne brzozy mają dziwną moc i sprawiają, że samoloty lądują w dziwnym stylu, a ja nie chciałem mieć dzisiaj kupy złomu radzieckiej produkcji na głowie ;-)
Kategoria MTB, w ślimaczym tempie
- DST 44.50km
- Teren 15.00km
- Czas 02:02
- VAVG 21.89km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Klocek zaginiony w akcji
Poniedziałek, 13 czerwca 2016 · dodano: 14.06.2016 | Komentarze 4
Poniedziałek był moim wolnym dniem od pracy. Na dworze padało co chwilę, a mnie się nigdzie nie spieszyło. Po południu zacząłem jednak zerkać na pogodę aby w końcu coś jednak pokręcić. Około godz. 15:00 nastąpiło okienko pogodowe, więc szybciutko zarzuciłem na siebie ciuchy i zabrałem tknięty przeczuciem MTB. Plan jazdy zakładał zbadanie południowych części okolic w celu przyszłych rodzinnych wycieczek rowerowych z M.Przez Komorniki jakoś się przedarłem i skręciłem koło hotelu Green. Gdy go minąłem, a przede mną rozpostarła się betonowa droga z płyt, zaczęło kropić. Nic mnie to nie zraziło i jechałem dalej, aż dotarłem do jakiegoś parku przyrodniczego czy czegoś podobnego. Nie zadałem sobie trudu przeczytania co to jest, bo na tym etapie już lało. Następne kilka kilometrów pokonałem lasem i wyjechałem koło Puszczykowa. Teraz miałem dwie opcje:
- jechać prosto do domu
- brnąć dalej skoro i tak już byłem cały mokry
Naturalnie wybrałem opcję na zgnojenie, zatem wjechałem do Puszczykowa, dojechałem do tamtejszej przystani rzecznej i rozpocząłem jazdę terenową wzdłuż Warty. Deszcz lał nieprzerwanie,a pod kołami mlaskało błoto. Z resztą po chwili błoto było już wszędzie, poza telefonem który chwilę wcześniej owinąłem w wyżebraną z apteki siateczkę foliową. W pewnym momencie zobaczyłem ludzi przy ognisku. Podszedłem, zapytałem czy mogę się ogrzać i otrzymałem zapewnienie kiwnięciem głowy, że tak. Pogadać nie pogadaliśmy gdyż okazali się być obcokrajowcami. Co oni tam robili? Pewnie nigdy nie dane mi będzie dowiedzieć.
Gdy rękawiczki zaczęły już parować ruszyłem w dalszą drogę. Tylni hamulec przestał działać, za to tarczka cały czas o coś tarła, a koło obracało się z wyraźnym oporem. Z bagniska wyjechałem na wysokości Łęczycy i zaraz potem byłem w Luboniu. Tam odwiedziłem Orlena i spłukałem rower, skupiając uwagę na hamulcach. Niestety koło nadal tarło, a gdy je zdjąłem celem diagnozy wówczas zobaczyłem (w zasadzie to właśnie nie zobaczyłem) klocek hamulcowy którego ewidentnie brakowało. Ups :(
Ostatni etap pokonywałem już bez błota na biku i bez dość istotnego elementu wyposażenia. Przód na szczęście jeszcze jakoś hamował. Możliwie najkrótszą drogą wracałem do domu. W tym stanie nie musiałem nawet omijać żadnych kałuż, było mi to kompletnie obojętne. Nawet odnosiłem wrażenie, że w bidonie od jakiegoś czasu mi przybywało płynu. Pić tego już niestety nie miałem odwagi ;-)
Po wejściu do domu zdjąłem tylko buty i w całym rynsztunku wmaszerowałem pod prysznic.
Czy było warto tak się zgnoić? OCZYWIŚCIE :)
Kategoria MTB
- DST 33.54km
- Czas 02:02
- VAVG 16.50km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Rundka z perspektywą powrotu z weekendu
Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 31.05.2016 | Komentarze 4
W czwarty dzień długiego weekendu na rower miały ochotę już tylko trzy osoby. Reszta pojechała do Chyciny na relaks i nurkowanie. Ja się załapałem do tych chętnych jazdy jednośladem. Plan był prosty i nieskomplikowany. Dołączyć do reszty posiedzieć nad wodą i wrócić.Gdzieś na trasie
500 metrów po starcie zjechaliśmy w boczną drogę i brukiem zmierzaliśmy do Templewa. Droga została wybrana z pełną premedytacją aby Marzena mogła zobaczyć starą zaporę, będącą w połowie brukowanej drogi. Obiekt zaliczyliśmy, minęliśmy Templewo i wjechaliśmy do Chyciny. Zanim dołączyliśmy do towarzystwa, obowiązkowo wypiliśmy colę w wioskowym sklepie i dopiero po chwili podjechaliśmy nad jezioro. Dzień był na tyle ciepły, a woda znośnie ciepła, że nie mogłem oprzeć się pokusie i po raz pierwszy w tym roku zaliczyłem kąpiel w jeziorze.
Czas niestety nie jest z gumy, a dodatkowo tego dnia niestety trzeba już było wracać do domu, więc po rzuceniu hasła „ODWRÓT ” pojechaliśmy trochę dalszą trasą, ale za to bez bruku. Lecz żeby nie było zbyt kolorowo, silny centralnie w twarz wiatr umilał nam jazdę do samego końca.
Nawet coś pokręciłem w czasie tego weekendu, co mnie osobiście bardzo zaskoczyło :)
Kategoria MTB
- DST 72.64km
- Teren 10.00km
- Czas 04:54
- VAVG 14.82km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Niezaliczony Pomnik Wilka
Sobota, 28 maja 2016 · dodano: 31.05.2016 | Komentarze 5
Monika po przeglądnięciu różnych opcji zwiedzania, wybrała do zaliczenia Pomnik Wilka. Jest to (podobno, ale o tym za chwilę) miejsce w którym kiedyś zabito ostatniego wilka żyjącego w okolicy. Teraz pojawiły się tu te zwierzęta ponownie.Wyruszyliśmy sześcioosobową grupą.
Niektórzy nieświadomi dystansu. Co za pech ;-). Pierwsze 10km asfaltem przebiegło gładko i w Pieskach skręciliśmy w las, aby po kilku kilometrach znaleźć się planowo w Kęszycy Leśnej uzupełniając zapasy w miejscowym sklepie. Kawałek dalej w Kęszycy zatrzymała nas na krótko jakaś procesja, a przerwę wykorzystaliśmy na zapoznanie z miejscowymi końmi, połączonym z dokarmianie trawą.
Gdy po chwili ruszyliśmy, przed nami pojawił się teren poligonu wojskowego, a nie znając objazdu zagłębiliśmy się w niego. Czołgów nie było, wojska nie było, za to górki i piach mocno utrudnił nam jazdę. Powrót na asfalt w okolicy Kuźnika wszyscy przyjęliśmy z niekłamaną radością. Po zasięgnięciu języka u leśniczego, na pewniaka zagłębiliśmy się w las aby zobaczyć Pomnik Wilka czyli cel naszej wyprawy. Trochę pobłądziliśmy, ale cofając trafiliśmy na właściwy trop, który niestety zakończył się drogowskazem oznajmiającym, iż dzieli nas od pomnika 200 metrów. Na nic nasze poszukiwania. Objechaliśmy wszystko dookoła i nie znaleźliśmy. Trochę zniesmaczeni dojechaliśmy ponownie do głównej drogi. Po powrocie dowiedzieliśmy się, że trzeba go było szukać w głębi lasu, ale gdzie i w którą stronę nic już tam nie informuje, a żadna ścieżka do niego nie prowadzi. Trochę to wszystko dziwne.
Mijając Wyszanowo stanęliśmy w Bukowcu na przerwę w dobrze zaopatrzonym sklepie i odpoczęliśmy w cieniu.
OSP Bukowiec
Gdy już ponownie ruszyliśmy, minęliśmy Stary Dwór, Szumiącą, a przed Kaławą zaczął dawać znać niektórym kryzys i zmęczenie. Na tym etapie do powrotu było już tylko 16km i wszelkie prośby o pierogi w napotkanej knajpce zostały odrzucone. Było już późno.
Ostatni etap dla niektórych to było jak walka, wojna i bitwa w jednym. Ale dali radę i chwała im za to. Dojechaliśmy wszyscy do mety robiąc 75km
- DST 52.73km
- Teren 10.00km
- Czas 03:22
- VAVG 15.66km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Znów na lubuskim bruku
Piątek, 27 maja 2016 · dodano: 31.05.2016 | Komentarze 4
Boże Ciało przebiegło na intensywnej integracji, a więc następny dzień w którym to postanowiliśmy pojeździć rowerami po okolicy, spokojnie można było nazwać Boże Rany ;-)Naszym celem było obejrzenie już kiedyś przez nas oglądanego mauzoleum w Gliśnie. Z tą różnicą, że stery przewodnika przejął Krzychu. Z Wielowsi przez Buszno dojechaliśmy bez większych przeszkód do Trzemeszna Lubuskiego. Tutaj zaczęły się pierwsze schody. Popytaliśmy ludzi i według ich wskazówek ruszyliśmy dalej. Było normalnie, aż do momentu dotarcia do przejazdu kolejowego, a co za tym poszło – olśnienia Krzysia, że już wie gdzie jesteśmy i zna dalszą drogę. Co jednak najważniejsze, miało nie być bruku.
Fakt, bruku nie było..... przez pierwszy kilometr. Potem zaczął się CHOLERNY BRUK, który nas wytrząsł przez kolejnych 5km.
Pod koniec tej katorgi było pewne, że Krzychu zostanie zamordowany, nieznany pozostawał tylko czas i miejsce przestępstwa za nasze cierpienia :)
W końcu oczom naszym objawiło się Glisno w którym trwały przygotowania do jakiejś imprezy rolniczej.
Nie mogło się obyć bez błądzenia po lesie, czego wynikiem było znalezienie jakiegoś oczka wodnego
Tam też spotkaliśmy Jurka z którym byliśmy umówieni. Po krótkiej wizycie w miejscowym sklepiku skierowaliśmy się do Lubniewic aby już na miejscu ponownie posłuchać Krzycha i pojechać skrótem. Drobiazgiem było to, że musieliśmy brodzić w piasku plaży, prowadząc rowery zakopane po osie. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze nadzieję na uratowanie życia naszemu przewodnikowi/zwiadowcy, to po tym brodzeniu w piasku zapewne się już jej wyzbył.
W Lubniewicach usiedliśmy w jakiejś knajpce, coś wypiliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przez Osiecko, Sokolą Dąbrowę, Templewo, Pieski dotarliśmy do Zarzynia, a po wyjeździe z niego wyprzedził nas wędkarz na skuterze. To było aż nazbyt kuszące. Nie wytrzymałem presji rowerowej rodzinnej sielanki i po krótkim sprincie na MTB dogoniłem go, trzymając się już dalej jego koła. Koleś zobaczył w lusterkach co jest grane dopiero po kilometrze i wydawał się być mocno zaskoczony. Gdy przyspieszenie przez niego nic nie dało, zwolnił i resztę drogi pokonaliśmy jadąc koło siebie, gadając o różnych nieistotnych rzeczach.
W Wielowsi kiwnęliśmy sobie na pożegnanie, a ja jeszcze wstąpiłem do sklepu, kupiłem worek węgla i z tym zakupem po pachą pokonałem ostatnie 500 metrów. Żeńska część wycieczki dotarła na metę po chwili.
Kategoria MTB
- DST 25.71km
- Teren 1.00km
- Czas 01:07
- VAVG 23.02km/h
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB
Czwartek, 19 maja 2016 · dodano: 20.05.2016 | Komentarze 0
Opis w poprzednim wpisie Kategoria MTB