Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

MTB

Dystans całkowity:7184.82 km (w terenie 1683.21 km; 23.43%)
Czas w ruchu:315:34
Średnia prędkość:19.20 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:43.02 km i 2h 12m
Więcej statystyk

Wycieczka na weekendzie majowym nr.4

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 2

Chycina - Międzyrzecz - Głębokie - Chycina ------------ wypad na gofra  ze śmietaną ;-)





Wycieczka na weekendzie majowym nr.3

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 0

Chycina - Glisno - Chycina ----------- w poszukiwaniu kolejnego mazoleum



Wycieczka na weekendzie majowym nr.2

Czwartek, 30 kwietnia 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 0

Chycina - Pieski - Kęszyca Leśna - Chycina 



Wycieczka na weekendzie majowym nr.1

Środa, 29 kwietnia 2015 · dodano: 04.05.2015 | Komentarze 0

Chycina - Lubniewice - Jarnatów - Chycina ---------- w poszukiwaniu mauzoleum.



  • DST 22.09km
  • Teren 19.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 14.41km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rodzinnie

Sobota, 18 kwietnia 2015 · dodano: 18.04.2015 | Komentarze 2

Jada z M. po puszczy na totalnym relaksie ;-). 

Wszelką krytykę proszę kierować do  wyżej wymienionej. Jeśli ktoś ma odwagę hehe. Ja nie bylem dzisiaj na tyle bohaterski aby się przeciwstawić.
Tak po  prostu, chciałem żyć i dostać  obiad ;-)
Kategoria MTB


  • DST 48.00km
  • Teren 47.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 22.86km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dla znajomych "Cykluś Stefek"

Poniedziałek, 13 kwietnia 2015 · dodano: 13.04.2015 | Komentarze 12

Na dworze tak wiało, że siedząc w domu widziałem jak mi się szyby w oknach wyginają niczym bańki mydlane. Gnące się drzewa unaoczniały siłę wiatru, który przez media został okrzyknięty szumną nazwą „Cyklon Stefan”, dla przyjaciół „Cykluś Stefek”, a unoszące się w powietrzu przedszkole, osiedlowy market i jamnik sąsiada tylko potwierdziły, że to nie żadna popierdułka. Posiedziałem w domu na tyłku do popołudnia, czekając czy może coś w tym temacie się zmieni. Niestety jak wiało, tak wiało i decyzja mogła być tylko jedna. Idę na rower ;-).

Z oczywistych względów wybór padł na MTB. Ubrałem się w miarę przyzwoicie, bo w końcu wczoraj była niedziela – dzień świąteczny ;-), zostawiłem gołe nogi mając nadzieję, że w ten sposób zachęcę słońce do wyjścia zza chmur i wyszedłem z domu. Na dworze dostałem taki podmuch, że mało co mi roweru nie wyrwało razem z barkiem. To była pierwsza chwila zwątpienia czy dobrze robię. Drugi taki moment przeżyłem kilometr dalej, jak mnie wiatr zatrzymał w miejscu, a na dokładkę zaczęło zacinać deszczem, ale że zwątpienie rzecz ludzka to pognałem dalej, bo te kilka kropek które wylądowały na kasku nie były w stanie mnie zatrzymać.

Walka z wiatrem momentami była strasznie zażarta lecz parłem na przód niczym walec tworzący nową ścieżkę rowerową, ku uciesze rowerowej gawiedzi. Na dwunastym kilometrze coś mi lekko nie pasowało do ustalonego planu jazdy i kolejny kilometr trwało, aż się zorientowałem gdzie popełniłem błąd, czyli gdzie nie pojechałem prosto, tylko skręciłem. Nie jestem z tych co się cofają i dopiero w Potaszach skręciłem, jak się późnie okazało w nieznane mi ścieżki. Tak sobie kręcąc w nieznane pojawiła się miejscowość Kamińsko, objawił się idealnie gładki asfalt na tym zadupiu, potem Pławno i po kilku kilometrach dobrze znana Zielonka. W sumie tu miałem dzisiaj dojechać, ale dokręciłem jeszcze do Dąbrówki Kościelnej i dalej obrałem kurs powrotny szlakiem Poznańskiego Pierścienia Rowerowego. Nie wiem o co chodziło z tym wiatrem dzisiaj, ale jadąc dłuższymi odcinkami na wprost, kierunek wiatru co chwilę się zmieniał. 10 km od domu trafiłem na odcinek drogi na którym odechciało mi się wszystkiego, a dalszej jazdy w szczególności. Skumulowało się tam wszystko co najgorsze przeciwko rowerzyście. Już lekko podmęczony, brnąłem tam pod jakieś podjazdy, nawierzchnia przypominała tarkę do prania babci Halinki, pokrytą miejscami grząskim piachem z kamieniami, trzęsło mną tak, że wszystkie drobne monety wypadały ze skarpetek z drzew leciały szyszki, gałązki większe i mniejsze, do tego wszystkiego jak by było mało, wiał strasznie mocny czołowy wiatr. Do kompletnego Armagedonu brakowało tylko pędzącego koło mnie na ośle Beduina z szablą w ręku, wykrzywioną z wściekłości czerwoną twarzą i krzyczącego PRECZ Z PROHIBICJĄ!!!!!!!

Przeczołgałem się przez ten niegościnny odcinek, potem przez odkrytą polanę gdzie nadal batożyły mnie rózgi cyklonu i dalej już znowu osłonięty lasami kierowałem się ku domowi. Po drodze jeszcze udało mi się spotkać jednego koziołka, który nie był na tyle cierpliwy aby poczekać, aż mu pstryknę fotkę i dalej już nie licząc wiatru i zbierających się granatowych chmur dotarłem do domu.

Niestety będąc pod klatką okazało się, że M. wróciła przed czasem z pracy, a to oznaczało, że zastała zostawiony przeze mnie syfik, który miałem zamiar ogarnąć po moim powrocie, a przed jej powrotem. Nie jestem samobójcą, więc najpierw zadzwoniłem do lubej czy pomimo pozostawionego bałaganu, mogę bezpiecznie wrócić do domu. Otrzymałem zapewnienie, że już wszystko sprzątnięte, gniewu nie ma i mogę bezpiecznie wchodzić do mieszkania ;-) To się nazywa dobra organizacja i to lubię hehe.

Gołe nogi okazało się, że słońca nie przywołały, ale za to przewiało mnie tak, że długo stałem pod prysznicem aby się rozgrzać.


Proszę nie mówcie leśniczemu, że to ja kopnąłem ze złości w to drzewo, bo znowu ktoś będzie mi chciał mandat wystawiać ;-)



Kategoria MTB


  • DST 44.20km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 25.26km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miało być dzisiaj pięknie, a było zajebioszczo ;-)

Czwartek, 9 kwietnia 2015 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 16

Nie ma lekko. Awaria skutecznie wyeliminowała szosówkę z użytkowania, więc do wyboru pozostały mi tylko MTB i MTB. Wbrew pozorom wybór nie był taki oczywisty i zanim cokolwiek ustaliłem, to zalałem jogurtem musli oraz zaparzyłem kawę aby było czym popić to ohydztwo. Po porannych rozważaniach i przemyśleniach doszedłem do wniosku, że nie ma nad czym dumać, tylko trzeba się ruszyć i zrobić rundkę wokół Strzeszynka. Po raz drugi w tym sezonie założyłem na siebie zestaw „Wiosna 2015 Premium Yellow Edition” i ruszyłem w bój.

Pierwsza długa prosta nakazała mi sprawdzenie czy aby czasami nie jechałem na flaku, bo tak ciężko mi się pedałowało. Niby nic nie było. Na drugiej długiej prostej nadal lekko nie było i wówczas dotarło do mnie, że po zrobionych ostatnio kilkuset kilometrach szosówką na cienkich oponkach, teraz tym walcem jedzie się inaczej (czytaj ciężej), a dodatkowo wiaterek z rana „przyjemnie” dmuchał z przeciwka. Mimo wszystko nie miałem prawa narzekać, bo jednak należałem do tych szczęśliwców co mieli inny rower w zapasie. Jechałem standardową trasą wzdłuż Warty i żeby nie było zbyt kolorowo na wysokości Starej Rzeźni łańcuch zaczął wyprawiać dziwne harce. Niestety, nie udało mi się ustalić na czym polegał problem, ale sprawiał wrażenie, że zaraz spadnie i się już nie podniesie. Najprawdopodobniej zaszkodziło mu wczorajsze czyszczenie całego napędu, a jak wiadomo nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu oraz częste mycie skraca życie ;-). W drodze do półmetka napęd jeszcze kilka razy dawał o sobie znać, po czym w końcu mu się to znudziło nie widząc zapewnień z mojej strony o rychłej wymianie (chyba oszalał ten, kto sądził, że przed zimą cokolwiek do MTB dokupię hehe).

Przez Rusałkę dotarłem do Strzeszynka, gdzie strażacy standartowo mieli ćwiczenia podwodne. Objechałem jezioro spotykając dzisiaj wyjątkowo mało rowerzystów i skierowałem się ku domowi.

Co by nie mówić, pogoda dzisiaj była doskonała do delektowania się wszelkimi urokami wiosny i by było zapewne jeszcze piękniej gdybym nie musiał iść dzisiaj do pracy. Ale ten ból zna większość osób, które już pokończyły wszelakie edukacje i znalazły się w kieracie dorosłego życia.

Dostałem info ze sklepu, że zamówione koło już przyszło i dzięki uprzejmości M. która odebrała je wracając z pracy zapewne jeszcze dzisiaj znajdzie się w domu. Jak się wyrobię, to je uzbroję i może jutro szurnę się na szosówce.


Kategoria MTB


  • DST 0.31km
  • Czas 00:02
  • VAVG 9.42km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie dystans, ale jakość i cel się liczy ;-)

Piątek, 3 kwietnia 2015 · dodano: 03.04.2015 | Komentarze 9


No nie wytrzymałem. Czwartego dnia bez choćby namiastki roweru bym nie zdzierżył. Miałem 10 minut do zamknięcia sklepu i pragnienie. Oczywiście, że mogłem pójść pieszo, mogłem nawet się poczołgać do tego wodopoju i bym zdążył. Ale po co miało być prościej, skoro mogło być bardziej skomplikowanie. Wyciągnąłem rower i pomknąłem po browarki. Zakupiłem dwie sztuki i wróciłem co koń wyskoczy do domu. Zrobiłem w sumie 314 metrów. Nie moja wina, że sklep mam tak blisko.

Że niedaleko dzisiaj pojechałem?

Że średnia do kitu, bo sprzedawca się guzdrał z wydaniem reszty?

Że w dresie na MTB?

To wszystko się nie liczy, bo ważny jest zapał, hart ducha i nieugiętość w dążeniu do celu. Życzenia będę składał jutro, choćbym miał zrobić krótszy dystans niż dzisiaj ;-)







Kategoria MTB


  • DST 21.30km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:07
  • VAVG 19.07km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oślundrany błockiem po sam czubek kasku

Wtorek, 31 marca 2015 · dodano: 31.03.2015 | Komentarze 7

Kręciłem się w poniedziałek po chacie i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Widok gnących się za oknem drzew niczym gimnastyczka na olimpiadzie, nie zachęcał do wyjścia z domu. Na forum rowerowym przeczytałem, że kilku śmiałków co dzisiaj wyjechali, wracali do domu ze stratami.

Jednemu wiatr skręcił ramę roweru w kokardkę, drugiemu wyrwało kierownicę i wracał bez steru do domu, a inny był zmuszony przejechać przez miasto na golasa, po tym jak wicher zerwał z niego całą odzież. A przytoczyłem tu tylko łagodniejsze przypadki. Dodatkowo deszcz obficie zawiewał, doprawiając momentami śniegiem wszystko do smaku.

Poddałem się i pojechałem autem do centrum pozałatwiać jakieś pierdołki niecierpiące zwłoki. Wracając zrobiłem zakupy, a jak zasiadłem na kanapie po powrocie, to wciągnąłem jakiś film który był głupszy niż dłuższy, mimo grającego w nim dobrego aktora.
W międzyczasie przyszła z pracy M. Gadka, kawusia, kanapeczka i oczywiście nabijanie się ze mnie, że taka pogoda i mnie uziemiło. Aż się we mnie zagotowało.

Mnie uziemiło??? NIEDOCZEKANIE!!! W skrytości skompletowałem ciuchy rowerowe drugiego gatunku, aby nie było szkoda jak polegną czasami w walce z błotem i zacząłem się ubierać. Monika na to wszystko zrobiła oczy wielkości koła młyńskiego i patrzała naprzemiennie: to na mnie, to na strugi deszczu za oknem. Ostatkiem desperacji zapytała:

- chyba nie mówisz poważnie? Nawet tego nie skomentowałem.

Jeszcze chwyciła się ostatniej deski ratunku i zapytała:

- ale co z kolacją? Ja na to, że jak wrócę to się zrobi, bo jeszcze głodny nie byłem hehe.


I tym sposobem wyparowałem z domu ku wołającej mnie Puszczy Zielonce. Na parterze spotkała mnie sąsiadka, popatrzała na mnie i stwierdziła, że idzie większa chmura i zaraz będzie bardziej lało. W odpowiedzi usłyszała, że to dobrze bo będzie więcej błota hehe.
Ruszyłem w lasy, deszcz zacinał, wiatr zawiewał, a moje ciuchy przemokły po około pięciu minutach. Zaplanowałem sobie 20km i w trakcie tego dystansu starałem się nie omijać żadnej kałuży, ani skupiska błota. Ciężkie warunki jazdy unaoczniły fakt powolnego konania niektórych podzespołów MTB.

Amortyzator który jeszcze jako tako pracuje jak jest sucho, w deszczu współpracy zasadniczo odmówił. Biegi przeskakiwały dowolnie w zależności od siły pedałowania, lewy but ciągle się wypinał, a biorąc pod uwagę, że bloki w butach były niedawno wymieniane, to oznacza, że pedały już też mają dosyć. Tylna opona bieżnik ma na wykończeniu i przyczepności w tym błocku większej nie zauważyłem.

Mimo fatalnej pogody sarny hasały w kilku miejscach, ciesząc moje zabłocone oczy. Mijani biegacze dziwnie na mnie spoglądali. Dość powiedzieć, że zaplanowany dystans zrobiłem w całości, a wracając w pierwszej kolejności zaliczyłem myjnię samochodową, aby spłukać rower z błota. Następnie zjawiłem się w domu, gdzie zostałem kategorycznie skierowany pod prysznic w całym opakowaniu, tak jak przyjechałem, aby zapobiec roznoszeniu błota po domu. W sumie dawno już tak nie brałem prysznica, a w kasku tym bardziej ;-)

Podsumowując. Wypad uznałem za udany i dający tyle radochy jak mało kiedy. Chwile spędzona nad doprowadzeniem siebie i rzeczy do stanu używalności zostały wliczone w koszty imprezy.

Politowanie w oczach M. bezcenne.

Ps. podobno leśniczy szuka tego co mu za dużo piachu z lasu wywiózł.


DZIEŃ KOLEJNY

Wstałem przed budzikiem, a to już było co najmniej dziwne. Nastawiony był tak, aby pokręcić trochę rowerem w razie sprzyjającej pogody. Niby nie padało, jednak nowo zainstalowana w telefonie pogodynka miała swoje zdanie na temat dzisiejszej aury. Zaufałem jej i zamiast roweru przebiegłem 10km co było dobrym posunięciem mając na uwadze to, że po piętnastu minutach szalała piękna wiosenna śnieżyca.

Wczoraj Ktoś zadał pytanie: Po co biegać? Odpowiedź zamieszczam poniżej ;-)



Biega sie po to aby móc zjeść takie mistrzowskie śniadanie, nie martwiąc się o kalorie ;-). A to nie była nawet połowa porcji hehe

Kategoria MTB


  • DST 29.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 17.40km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Najnudniejszy wpis od czasu ostatniego zlodowacenia na naszych terenach.

Sobota, 28 marca 2015 · dodano: 28.03.2015 | Komentarze 9

Niemoc i niechęć do wszystkiego mnie dzisiaj dopadła okrutna. Może to leń, może przesilenie wiosenne. Ale jeśli bym miał zrobić zakład o dolara, to wybrałbym, że jestem przepracowany. Na samą myśl o tych obowiązkach wstrząsają mną dreszcze. Dlatego, aby się ciut zrelaksować, wybrałem się z M. na bardzo, ale to bardo spokojną rundkę nad Rusałkę.
Trzeba przyznać, że przy takiej spokojnej jeździe bardzo łatwo o zaśnięcie na siodełku ;-). Po drodze zrobiłem kilka fotek lokalnych artystów i na więcej mi sił już nie wystarczyło.

Bardziej nudnego tekstu jaki dzisiaj spłodziłem, ludzkość nie poznała od czasu wprowadzenia glinianych tabliczek do powszechnego użytku w szkolnych jaskiniach z czego jestem i nie jestem dumny.

Oczywiście zaraz ktoś pomyśli, że mogłem nic nie pisać skoro mi się nie chciało.
Pewnie, że nie musiałem. Ale mogłem i to zrobiłem. Na złość Putinowi ;-)


                                        GDZIE TEN CHOLERNY WEEKEND MAJOWY????????????????????








Kategoria MTB