Info
Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Październik1 - 2
- 2018, Wrzesień3 - 3
- 2018, Lipiec3 - 5
- 2018, Czerwiec13 - 4
- 2018, Maj14 - 3
- 2018, Kwiecień17 - 8
- 2018, Marzec10 - 5
- 2018, Luty1 - 0
- 2017, Grudzień1 - 0
- 2017, Listopad5 - 0
- 2017, Październik11 - 6
- 2017, Wrzesień15 - 11
- 2017, Sierpień5 - 1
- 2017, Lipiec14 - 42
- 2017, Czerwiec14 - 55
- 2017, Maj14 - 25
- 2017, Kwiecień15 - 47
- 2017, Marzec15 - 98
- 2017, Luty11 - 45
- 2017, Styczeń7 - 41
- 2016, Grudzień17 - 99
- 2016, Listopad12 - 70
- 2016, Październik13 - 57
- 2016, Wrzesień16 - 77
- 2016, Sierpień11 - 26
- 2016, Lipiec17 - 166
- 2016, Czerwiec15 - 103
- 2016, Maj14 - 94
- 2016, Kwiecień21 - 172
- 2016, Marzec11 - 81
- 2016, Luty12 - 80
- 2016, Styczeń3 - 40
- 2015, Grudzień14 - 85
- 2015, Listopad12 - 76
- 2015, Październik19 - 89
- 2015, Wrzesień21 - 122
- 2015, Sierpień4 - 15
- 2015, Lipiec21 - 63
- 2015, Czerwiec15 - 50
- 2015, Maj22 - 100
- 2015, Kwiecień14 - 106
- 2015, Marzec14 - 97
- 2015, Luty12 - 77
- 2015, Styczeń10 - 33
- 2014, Grudzień3 - 7
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2015
Dystans całkowity: | 1120.11 km (w terenie 82.00 km; 7.32%) |
Czas w ruchu: | 42:19 |
Średnia prędkość: | 26.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.00 km/h |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 58.95 km i 2h 13m |
Więcej statystyk |
- DST 61.35km
- Czas 02:09
- VAVG 28.53km/h
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Myślałem
Sobota, 17 października 2015 · dodano: 18.10.2015 | Komentarze 5
Myślałem, że w tym sezonie nie będę już miał okazji wypowiedzieć słów: za ciepło się ubrałem.A jednak.
Nauczony kilkoma ostatnimi dniami, oblekłem się w cieplejsze wdzianko i po dwóch dniach przerwy ruszyłem coś pokręcić. Już pierwszy kilometr unaocznił mi, że to co miałem na sobie stanowczo przerosło otaczające mnie warunki atmosferyczne z temperaturą na czele, lecz daleki byłem od cofnięcia się i przebrania. To się nazywa lenistwo ;-).
Start odbył się w doskonale znanym kierunku - Kiekrz. Miasto jak miasto, nic ciekawego nie miało do zaoferowania podczas przejazdu, chyba że nadmienić przepięknie mieniące się szkło na mojej drodze podczas pokonywania Solidarności. Sam się później dziwiłem, że nie złapałem laczka bo wszystkich kawałków nie byłem w stanie ominąć.
Podczas oczekiwania na podniesienie szlabanu przy Golęcinie pogadałem z jegomościem dosiadającym zajechanego górala. Głównym tematem była jego przednia opona która miała w sobie tyle powietrza co średniej wielkości dmuchana tabliczka czekolady. Podobno już siedem razy zmieniał dętkę w tym roku i zawsze przeciera się przy zaworku. Twardziel.
Kolejne kilometry mijały mi wśród opadających liści. Za to kocham jesień. Między innymi oczywiście bo powodów do zakochania w jesieni mam dużo więcej, jak choćby dojrzewająca żurawina błotna na przepyszne nalewki hehe.
Na Psarskim zrobiłem zwrot w prawo by poprzez Suchy Las i Morasko skierować się do Biedruska. Na odcinku przed jednostką wojskową znowu dopadł mnie deszcz opadającego listowia. Przez Bolechowo wjechałem do Murowanej aby po chwili znaleźć się ponownie w Bolechowie. Potem była już tylko długa prosta do domu, a gdy w jego okolicy stwierdziłem, że zabraknie mi pół kilometra do okrągłego dystansu, pojechałem kawałek dalej do wjazdu nr2 na osiedle.
W taka pogodę jazda na rowerze to sama przyjemność. Oby choć jeszcze kilka dni takiej pogody zanim na stałe nam zagości chłód, szarość i wszystko co nieprzychylne.
Kategoria szosa
- DST 44.86km
- Teren 20.00km
- Czas 01:57
- VAVG 23.01km/h
- Temperatura 7.0°C
- Sprzęt scott scale 80
- Aktywność Jazda na rowerze
Góralu!!!! - czy Ci nie żal?
Środa, 14 października 2015 · dodano: 14.10.2015 | Komentarze 4
…że to nie Ty dzisiaj pojeździsz. Tak zaśpiewałem sobie gdy z samego rana załatałem kapcia w MTB który istniał już przynajmniej od czerwca. Ma się to tempo hehe. I do mojego MTB były właśnie skierowane słowa piosenki.Po chwili jednak zastukała mi piłeczka w czerep jak u Pomysłowego Dobromira. Dlaczego nie MTB?- nawiedziła mnie myśl. W zasadzie chciało mi się nawet do lasu. I tak oto znienacka powstał plan leśnej rundki.
Gdy ruszyłem, z miejsca odczułem co znaczą walcowate opony z konkretnym bieżnikiem, nawet jeśli jest już on mocno podjechany. Jak bym ciągnął wóz z węglem.
Jako pierwszy dzisiejszy cel obrałem miejsce pracy M. która zapomniała z domu telefonu, a jak wiadomo w dzisiejszych czasach człowiek bez telefonu jest jak bez ręki. Głupio by wyglądała w pracy bez ręki ;-). Następnie pokonałem Park Sołacki i dojechałem do Rusałki gdzie tworzy się nowa historia pt. nowe alejki z Pozbruku, a dodatkowo trwają jakieś prace mające chyba na względzie uatrakcyjnienie tego miejsca, będącego kiedyś wiodącym w okolicach Poznania.
Przyjemnie było się zagłębić w las. Ale szczerze mówiąc – pisząc liczyłem, że będzie już bardziej kolorowo. Jak widać pierwszy przymrozek jesieni nie czyni. Przed Strzeszynkiem zaskoczyła mnie nowa, jasna, sypka nawierzchnia po której mi przyszło jechać. Kawałek dalej spotkałem sprawców tego cudactwa. Zagadałem i dowiedziałem się, że asfaltu na szczęście tu nie będzie, a jak przyjdzie deszcz to się wszystko ładnie ubije i będzie super. Zobaczymy.
W samym Strzeszynku tradycyjnie wjechałem na pomost, powłóczyłem wzrokiem dookoła i ruszyłem dalej objeżdżając jezioro, a co za tym idzie rozpocząłem drogę powrotną do domu. Co kawałek natykałem się na napisy mające dopingować biegaczy niedzielnego maratonu. Od Sołacza lekko zmienioną trasą przez Solidarności, Wilczak i Bałtycką dotarłem do mety.
Niestety, panujące temperatury sprawiają, że picie w bidonie średnio nadaje się do spożycia.
I tu muszę się pochwalić, że wczoraj dotarł do mnie zamówiony mały termos 0.5l Rano zrobiłem mu test. Zalałem go wrzątkiem, wystawiłem na balkon i po przyjeździe sprawdziłem jak trzyma ciepło (3h). Nie wiem jaka temperatura była przed moim wyjściem ale po przyjściu nie przekraczała siedmiu stopni. Kontrola utrzymywania ciepła wypadła bardzo pomyślnie gdyż po polaniu własnego palca wskazującego usłyszałem: auuuu kur…. jakie gorące. To ja krzyczałem ;-).
Taaaaaak znaczy się trzyma ciepło, nada się na zimne dni :)
Towar do budowy ścieżki
Tajemnicza ścieżka
Zasadzka na mnie ;-)
Kategoria MTB
- DST 66.10km
- Czas 02:24
- VAVG 27.54km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Czy ktoś coś wie o nadchodzącej wiośnie?
Poniedziałek, 12 października 2015 · dodano: 12.10.2015 | Komentarze 5
Brrrr. Zimno jak diabli. Po dwóch dniach przerwy ruszyłem pełen nadziei, że będzie ciepło, słonecznie i ogólnie cacy. Niestety. Kalendarz nie kłamie – połowa października, a warunki pogodowe dostosowują się do niego.Ruszając miałem jakąś wizję trasy która pękła jak bańka mydlana w momencie gdy zapomniałem skręcić w Serbską. Gdy już się ocknąłem z zamyślenia, nie chciało mi się zawracać i wprowadziłem plan „B”. Przez Piątkowo, Podolany i Strzeszyńską dojechałem do Koszalińskiej.
Rany Julek jak piździło, a przede mną był jeszcze kawał drogi.
Przez Psarskie dojechałem ponownie do Obornickiej i przez Meteorytową skierowałem się na Biedrusko gdzie droga wśród opadających złotych liści wyglądała przepięknie i byłoby jeszcze piękniej gdyby tak nie piździło. Na tym etapie stopy już miałem wychłodzone. Przejechałem Bolechowo, otarłem się o Murowaną Goślinę i pojechałem do Mściszewa testować nową drogę. To była bardzo fajna droga, aż do momentu…. gdyby się szybko nie skończył asfalt i zaczęły się jakieś szutry po których rzecz jasna moim sprzętem pojechać nie mogłem. Tak więc pozostał mi nawrót pod cholerny wiatr który sprawiał, że strasznie piź…. Reszta wyrazy znana redakcji ;-)
Tym razem przekulałem się przez calutką Murowaną i skierowałem w stronę domu. Nareszcie (choć raz) obliczenia co do wiatru się sprawdziły i całą pozostałą drogę wiało mi w plecy.
Jeśli bym miał postawić dolara to obstawiłbym, że wiatr wcale nie chciał mi pomagać, tylko postawił sobie za punkt honoru przewiać mi nerki ale na to był za cienki, a moja kurtka za gruba. Nie z nami takie numery Bruner ;-).
Podjazd na osiedle tradycyjnie mnie zabił, a gdy znalazłem się pod domem sąsiad wrzątkiem odkleił mnie od roweru. Co będzie gdy ochłodzi się jeszcze bardziej?
Szosowcy z okolic Zakopanego mają dużo gorzej po tym jak spadł im dzisiaj śnieg.
JA NIE CHCĘ ZIMY!!!!!!!!!!!!!!!
Do pełni szczęścia okazało się, że najprawdopodobniej zgubiłem pudełko w którym zawsze woziłem klej, łatki, spinkę do łańcucha i 20zł na drobne wydatki. A trzynasty jest podobno dopiero jutro.
Kategoria szosa
- DST 53.85km
- Czas 01:45
- VAVG 30.77km/h
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
O takim jednym co przechytrzył wiatr :)
Piątek, 9 października 2015 · dodano: 09.10.2015 | Komentarze 5
Plan wykręcenia dzisiejszych kilometrów był tak tajny, że nawet ja nie zostałem o nim poinformowany ;-). A to wszystko po to aby oszukać przebrzydły wiatr. Szkic jazdy został mi dostarczony rano przez kuriera który był tak dalece zakonspirowany, że ON sam (kurier) nawet nie wiedział o własnym istnieniu. Za to list został napisany takim szyfrem, że nie potrafił go przeczytać nawet ten kto go napisał. Pełna konspiracja.Początkowo wszystko wyglądało normalnie. Normalna kawa, niczym się nie różniące od innych porcji musli, tak samo się przyszykowałem do jazdy. Również podobnie jak zazwyczaj obrałem kierunek jazdy. Od początku wiatr mi pomagał dmuchając w plecy. Pokonałem miasto, minąłem Golęcin, Strzeszyn, Kiekrz. Wahadło w Rokietnicy zdaje się być już symboliczne bo prace są już na ukończeniu i coraz więcej aut ignoruje czerwone światło. W Mrowinie ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłem przyczajonego policjanta który mierzył prędkość. Gdy go zapytałem czy to mi mierzy? - coś odpowiedział ale nie wiem co bo akurat słuchałem Karierę Nikodema Dyzmy, a wątek erotyczny właśnie się tam rozgrywający pochłaniał całą moją uwagę ;-).
W Mrowinie zamiast zwyczajowo zawrócić pojechałem do Kaźmierza gdzie na jego wyjeździe ukazała mi się sprzedaż płodów rolnych z własnego pola (kupiłem trochę w drodze powrotnej). Dalej przez Sokolniki Wielkie i Komorowo (zbieg okoliczności ze słuchaną książką?) dotarłem do Pólkowa.
Ku mojemu zdziwieniu prawie na całym odcinku od Kaźmierza był całkiem fajny asfalt. Będę musiał uwzględnić tę trasę w przyszłości.
Wiatr cały czas sobie ostrzył zęby na przeszkadzanie mi w drodze powrotnej. Niestety. W Pólkowie był koniec mojej dzisiejszej jazdy, gdyż tam właśnie odbierałem moje auto od naprawy i po zapakowaniu roweru do środka, drogę powrotną pokonałem jak to niektórzy nazywają „blachosmrodem”.
W ten oto sposób doskonały, pokonałem wiatr który chcąc nie chcąc był mi dzisiaj tylko i wyłącznie sprzymierzeńcem, a oznak wrogości czyli wiania w pysk został pozbawiony przez niecny plan jazdy bez powrotu rowerem.
Sprytnie? – oczywiście że sprytnie. Główka pracuje hehe.
Kategoria szosa
- DST 74.45km
- Czas 02:44
- VAVG 27.24km/h
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Pod wiatr i pod wiater
Czwartek, 8 października 2015 · dodano: 08.10.2015 | Komentarze 4
Wczesny poranek dawał jeszcze jakieś złudzenia odnośnie wiatru. Nie abym zaraz chciał się zrywać z samego rana, skoro dzisiaj znowu siedziałem na przymusowym wolnym ale gdy już się ruszyłem przed południem zrobić kilometry, wiało chyba jeszcze gorzej niż wczoraj. Z trasą nie kombinowałem za bardzo, a jedyną zmianę wprowadziłem skręcając w Rokietnicy do Pamiątkowa. Łudziłem się, że może od zeszłego sezonu coś się poprawiło odnośnie jakości asfaltu ale niestety było dokładnie tak samo. Czyli nieciekawie.Wiatr masakrował mnie masakrycznie tak, że masakra ;-). Tylko na nielicznych krótkich odcinkach pomagał ale jakby nieśmiało, wstydliwie. Przed Pamiątkowem spotkałem się z szalonym niemym dopingiem dwójki….? No właśnie kim, czym oni byli? Zrobiłem im fotkę i pognałem – wróć, popełzłem dalej z prędkością rosnącej pieczarki.
Całą powrotną drogę wyszarpywałem szosie z mozołem metr po metrze w kierunku domowego ogniska. Cały czas wiatr zaciekle dbał o to, aby rześkie powietrze owiewało mi twarz.
Thank you wind!!!!!!!!!!! Oby Ciebie tak zawiało!!!!!!!!!
Zmordowany nieziemsko dotarłem w swoje rewiry. Aby nie było zbyt łatwo dojechałem do trzeciego podjazdu na osiedle i walnąłem sobie do kompletu „drogę przez mękę”. Byłem tak wypompowany, że w połowie wzniesienia musiałem zrzucić na mały blat. Co za wstyd.
Na dodatek gdy już byłem zapakowany w windzie, przypomniało mi się, że nie kupiłem po drodze towaru na żurek. Czyli dokręciłem jeszcze dodatkowo ponad kilometr cofając się do rzeźnika hehe.
Czy ktoś widział już wiosnę??????????
Jestem tym wiatrem tak zdegustowany, że zaraz naprawię dętkę w MTB i jutro ruszę w lasy. Cholera, tylko przy tej suszy piach tam będzie po pachy :).
Kibole
Kategoria szosa
- DST 68.67km
- Czas 02:27
- VAVG 28.03km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Zerwikaptur
Środa, 7 października 2015 · dodano: 07.10.2015 | Komentarze 3
Już samo wyjście rano po bułki było nie lada wyzwaniem ale gdy pomyślałem w jakich warunkach przyjdzie mi jechać to aż człowiekiem wzdrygało. Znaczy się mną tym człowiekiem jako istotą ciepłolubną.Przymusowe wolne sprawiło, że zacząłem jazdę lekko po południu. Oczywiście z w mordę windem momentami takim, że zrywało kaptury stojącym na przystankach członkom Ku Klux Klanu ;-). Z trasą nie kombinowałem bo chciałem aby może choć troszkę mnie las osłonił. (Naiwniak ze mnie.) Dopóki nie opuściłem terenu zabudowanego, wiatr miałem wszędzie i z każdej możliwej strony. No może z wyjątkiem włosów których w zasadzie nie posiadam hehe. Za Golęcinem o dziwo wiało mi w plecy ale jakoś dziwnie mało mi pomagał. Dotarłem do Mrowina, a nawet kawałeczek dalej do głębszego Mrowina aby zobaczyć czy spotkam kumpla na nowo wybudowanym osiedlu gdzie kupił mieszkanie. Kumpla nie było ale za to pozostał strach przed drogą powrotną pod wiatr.
Jak się okazało strach był uzasadniony. Jechało się strasznie ciężko i bez jakiejś specjalnej przyjemności. Wszystko co złe jednak kiedyś się kończy, a mnie skończyło się szybko za sprawą dostawczaka za którym się schowałem. O dziwo kierowca nie przyspieszał powyżej 50km/h, delikatnie hamował i sygnalizował zmiany kierunku jazdy. Jestem przekonany na 100%, że wiedział iż za nim jadę. Miałem wrażenie jakby to robił specjalnie dla mnie aby mi pomóc.
Przypadek? Kierowca rowerzysta w jednej osobie? – tego zapewne się nigdy nie dowiem.
Na wahadle gdzie obecnie trwa czyszczenie asfaltu furgonetka zatrzymała się na czerwonym, mnie się to nie udało, a wyprzedzając Go podziękowałem za podciągnięcie mnie pod wiatr. Wydawało mi się, że się uśmiechnął. A może jednak tak zrobił.
Odcinek do miasta walczyłem z wiatrem, na Golęcinie minąłem przyczajonych policjantów w krzaczorach, następnie przetestowałem nowy asfalt na Małopolskiej. Kolejnym celem był serwis rowerowy gdzie niestety nie udało mi się wycentrować koła, za to kupiłem w celu przetestowania olej do łańcucha Shimano na warunki suche. Po wizycie w serwisie gdzie pooglądałem dwie szosówki z wyższej półki jechałem znowu pod wiatr i ślamazarnym tempem dotarłem do domciu.
Wizja gorącego prysznica towarzyszyła mi od ostatnich dziesięciu kilometrów. I pomyśleć, że taka wizja może w określonych warunkach przewyższyć wizję czteropaka piwa. Sam się szczerze dziwię ;-).
Za przepowiedzianą na dzisiaj pogodę ktoś będzie wisiał.
KTOŚ!!!!!!
Tomasz nie bój się. Nie będzie bolało ;-)
Ekipa z przystanku autobusowego ;-)
Kategoria szosa
- DST 81.78km
- Czas 02:51
- VAVG 28.69km/h
- VMAX 65.00km/h
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Na sernik z galaretką!!!!!!!!!!!!!
Poniedziałek, 5 października 2015 · dodano: 06.10.2015 | Komentarze 4
Jak dalej będzie taka pogoda i nie będzie nic padać to podobno będzie nam grozić susza. Nie chodzi mi tutaj o rolników którzy bez względu na to czy zbiory są obfite czy nie, zawsze narzekają. A jak jest totalnie wszystko do dupy, wówczas państwo im dopłaca do interesu. Ci to potrafili się w życiu ustawić. Bardziej mnie martwi w tym wszystkim fakt, że jeśli będzie za mało wody to nie będzie z czego robić piwa ;-)W każdym razie dla mnie jako zwykłego zjadacza chleba kręcącego na rowerze, oprócz tego jednego mankamentu, wszystko pasuje.
Poniedziałek. Czyli teoretycznie dzień wolny od pracy ale niestety prawie zawsze znajdzie się coś co muszę zrobić i przez to nie mam całego dnia wolnego tylko i wyłącznie dla siebie. Dzisiaj nie było inaczej bo późnym popołudniem musiałem zrobić bla, bla, bla…. Za to gdy odrobiłem zaległości w spaniu, podniosłem się z barłogu, coś wrzuciłem w trzewia aby żołądek się nie nudził to mogłem ruszyć się polansować na szosie. Ostatnio lubię ruszyć i dopiero wówczas się zastanawiać gdzie pojechać.
Dzisiejszy plan jazdy zakładał brak planu jazdy ;-).
Pokrętne? – zapewne.
Na pierwszym kilometrze skrystalizował się plan podjazdu na Osową Górę. Dzięki temu miałem przed sobą przedzierane się przez całe Rataje, a na deser osławiona Starołęcka która była dzisiaj dziwnie wyludniona. Zapewne podziałało rozwieszenie przeze mnie w okolicy ogłoszeń o panującej dżumie. Cel uświęca środki hehe.
Przez Czapury, Wiórek, Sasinowo, Rogalinek dotarłem do Mosiny w której chcąc nie chcąc wdrapałem się na Osową dysząc przy tym jak zawsze. Za to przy zjeździe z pyska mi nie schodził banan powstały dzięki pędowi powietrza. Szczerze mówiąc to myślałem, że uda mi się wykręcić nowy rekord Vmax. Niestety wykręciłem 65km/h i to było wszystko na co dzisiaj było mnie stać.
Podczas mojej ostatniej jazdy ze Zgrupką Luboń jakaś niewiasta zapytała mnie jaki mam rekord podjazdu na Osową Górę. Odparłem jej na to, że nigdy nie mierzyłem ale w moim przypadku do takiego pomiaru bardziej by się nadawał kalendarz niż stoper buhahahaha.
Po zjeździe zaświtała mi genialna myśl. Mianowicie skoro wczoraj siostra była u ciotki zaproszona na placek to…. zapewne jeszcze coś zostało. Z punktu mój wewnętrzny GPS samoczynnie mnie nastawił na azymut Palędzie, a rower niczym dobry wiejski koń poniósł mnie w wiadomym kierunku. Za Komornikami ciężko zgrzeszyłem wbijając się na ścieżkę rowerową za co zostałem pokarany na jej końcu. Nie ma to jak zakończyć DDR-a szutrowym wyjazdem ulicy z ostrymi kamykami. Brawo!!! Dalej wietrząc nosem wspomniany domowy wypiek, dotarłem krętymi drogami do Palędzia i wbiłem się do rodzinki na niezapowiedzianą gościnę. Po chwili już siedziałem przed sernikiem z galaretką i gorącą herbatą. Zasiedziałem się tak bardzo, że wcale mi się nie chciało wracać do domu.
Niestety w końcu ruszyłem przez Skórzewo i wpadłem do Poznania aby znowu pławić się w urokach zakorkowanej motoryzacji. Gdy pokonywałem Park Sołacki ze zdziwieniem zauważyłem, że ulica Małopolska została przywrócona do użytku, a co za tym idzie jest na niej asfalt gładki jak…. po prostu bardzo gładki ;-). Niestety zbyt późno to zauważyłem aby się tam wbić ale następny razem nie omieszkam z niej skorzystać.
Przez Winogrady, Wilczak i cholerną Bałtycką przez którą ostatnio szybciej można się przeczołgać niż przejechać, przedarłem się za przejazd który zaraz za mną się zamknął, a co z tym idzie nikt mi przez jakiś czas nie siedział na tyłku. Skoro była dzisiaj Osowa to do kompletu zaliczyłem jeszcze trzeci wjazd na osiedle który o mało mnie nie wykończył ale za to zwiastował koniec dzisiejszej jazdy.
Bardzo fajna pętelka dzisiaj wyszła. Taka akurat.
Zjazd z DDR-a dla szosówki idealny.
Kategoria szosa
- DST 54.51km
- Czas 01:54
- VAVG 28.69km/h
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Łoj cuś cinżko dzisiej
Piątek, 2 października 2015 · dodano: 02.10.2015 | Komentarze 2
Długo myślałem czy aby na pewno mi się chce dzisiaj cokolwiek. Ale nawet gdybym nie chciał to ciężko bym zgrzeszył nie wychodząc na rower. Nie chcąc być wyczytany na niedzielnej sumie z ambony jako sprawca ciężkiego grzechu, zebrałem się w sobie i z rowerem zarzuconym przez ramię zameldowałem się przed blokiem w stanie gotowości podróżnej. Jeszcze robiąc pierwszy kilometr nie miałem sprecyzowanej trasy ale po chwili skierowałem się na Czerwonak i z wiatrem w plecy kręciłem przed siebie. Za Owińskami skręciłem na Bolechowo i dalej przez Biedrusko. Niestety nie przez poligon bo na legalu można tamtędy pomykać tylko w weekend, a już kilku zapłaciło mandaty za jazdę tamtędy w zwykły dzień. Jeśli o mnie chodzi to z miejsca mogę wysypać z rękawa tysiąc przykładów na co mogę wydać kasę, zamiast na jakikolwiek mandat. A nawet dwa tysiące ;-). W tym tygodniu pokonywanie wzniesień idzie mi nad wyraz ciężko i dzisiaj nie chciało być nic inaczej. Trasę jakby na złość sobie samemu wybrałem pofałdowaną. Jakby tego wszystkiego było mało, będąc w Suchym Lesie przejeżdżając koło ulicy podjazdowej nie mogłem sobie odmówić wjechania pod nachylenie 12%. Jak nogi mają boleć to niech wiem przynajmniej po czym. Nie powiem ale niestety musiałem dzisiaj uruchomić na tym odcinku małą tarczę. Podjazdową zaliczyłem pomknąłem przez Jelonek do Kiekrza i tutaj wbiłem się w swoją najczęściej uczęszczana trasę którą znam tak dobrze, że gdy pojawia się na niej nawet najmniejsza plamka oleju, zaraz rzuca mi się to w oczy hehe. Na Bałtycką ze względu na korki spuszczam dzisiaj zasłonę milczenia. Na Gdyńskiej rozpierducha która potrwa jeszcze kilka miesięcy. W końcu jakoś dziwnie umęczony dotarłem do domu. Dzisiejszą pętelkę muszę lekko dopracować bo wyszło mi około 7km mniej niż zazwyczaj robię. Trzeba to przedyskutować z mapą ;-) Kategoria szosa
- DST 61.36km
- Czas 02:11
- VAVG 28.10km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt scott speedster 30
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszej pracy stanowczo mówię NIE!!!!!!!!!!!!!!!!
Czwartek, 1 października 2015 · dodano: 01.10.2015 | Komentarze 3
Nogi ciężkie, powietrze gęste, za oknem zimno, palce sztywne, czasu napisać cokolwiek sensownego nie ma krztyny czasu. Pogoda dopisuje, humor jest i jeśli bym miał postawić dolara to jutro też ruszę dupsko na rower.Jak dzisiaj spojrzałem w swoje statystyki to aż sam się zaskoczyłem. We wrześniu wykręciłem minimalnie ponad 1500km co jest największym moim dystansem zrobionym w ciągu jednego miesiąca. Ponadto w dniu dzisiejszym mam już więcej przejechane kilometrów niż w całym poprzednim roku, czyli gorzej niż rok temu już nie będzie. Jupi, jupi jaj!!!!!!!!!!!!
Odnośnie dzisiejszej jazdy to: wyruszyłem, przejechałem 61km i cało wróciłem. Po powrocie powziąłem męską decyzję. NIE IDĘ DO PRACY BO MI SIĘ NIE CHCE!!!!!!!!!!!!!!!! Fajnie być takim stanowczym ;-)
Kategoria szosa