Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
  • DST 58.98km
  • Czas 02:04
  • VAVG 28.54km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Świecąc oczami

Środa, 14 września 2016 · dodano: 15.09.2016 | Komentarze 4

Tydzień na rano w pracy, skutecznie wybił mi z głowy nadmiar roweru. Dzisiaj pojawił się cień szansy na jakiekolwiek kilometry, więc w tempie ekspresowym, po robocie zjadłem cokolwiek, wrzuciłem na grzbiet jakiś rowerowy ciuch i koło 18:00 zacząłem kręcenie. Temperatura jeszcze trzymała swoje wysokie parametry, było trochę duszno, ale radocha była. W Napachaniu pstryknąłem tamtejsze OSP, które jak dotąd umykało moim zmysłom odpowiedzialnym za widzenie. Następnie dotarłem do Mrowina, gdzie uwieczniłem chowające się słońce za horyzontem. I nic, ale to absolutnie nic mi jeszcze w głowie nie zaświtało, że przestrzeliłem z godziną powrotu.


                                                                                      OSP Napachanie




                                                                                      Tuż przed zmrokiem

W Tarnowie Podgórnym zastał mnie już mocny zmrok, co zaowocowało wymuszeniem na mnie pierwszeństwa przez niewiastę za kółkiem. Nawet nie miałem o to do niej pretensji, gdyż zdawałem sobie sprawę z mojego braku oświetlenia z przodu, a co za tym idzie, tego iż jestem słabo widoczny. Mea culpa. Na serwisówce Dąbrowskiego było już niefajnie, bo zrobiło się dość ciemno. Teraz moim zmartwieniem byli w pierwszej kolejności kierowcy jadący z przeciwka , wyprzedzający inne auta i w dalszej perspektywie przedstawiciele prawa z bloczkami mandatowymi. Na szczęście tył roweru był dobrze oświetlony.

W Zakrzewie na chwilę odetchnąłem za sprawą latarni ulicznych, potem nastąpiła chwila strachu na drodze serwisowej S5, gdzie ledwo ominąłem biegacza z przeciwka. Było blisko uff. Na ostatnim wiadukcie miałem chwilę radości za sprawą jasno świecącego księżyca, ale tę radość szybko zasłoniły drzewa, szczelnie okrywając jezdnię swoim cieniem. Szczerze mówiąc gówno widziałem na ostatnim odcinku do Plewisk.

W samych Plewiskach był już luksus. Świecące latarnie, dobra widoczność. Było na tyle fantastycznie, że zdołałem zakupić w żabce dwa browary, abym miał przy czym obejrzeć i czym wznosić toast za każdą zdobytą bramkę w dzisiejszym meczu. Jak życie potem pokazało, kupiłem stanowczo za mało. Na następny mecz kupię całą skrzynkę :)

Co do samego meczu, to nie zawiodłem się. Legia po słownych manifestacjach i prężeniu cherlawej klaty, poległa z kretesem. Po trzeciej bramce ostrzyłem sobie język na dwucyfrówkę. Niestety przeciwnikom nie chciało się biegać, aby tyle nastrzelać :)

Najważniejsze, że coś pokręciłem :)



Kategoria szosa, OSP


  • DST 18.50km
  • Czas 00:52
  • VAVG 21.35km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dojazd na wyścig

Poniedziałek, 12 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 2

Dojechaliśmy cało i zdrowo :)
Kategoria szosa


  • DST 116.30km
  • Czas 03:04
  • VAVG 37.92km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Challenge 2016

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 10

Z Krzysiem dojechaliśmy luźną nogą na Maltę, skąd miał się odbyć start wyścigu. Mieliśmy godzinę czasu do rozpoczęcia naszego dystansu (120 km), więc pojeździliśmy po miasteczku zawodów, aby zobaczyć czy wpadnie nam w oko coś ciekawego. Nic takiego nie nastąpiło, ale za to był serwis Shimano. Wyczułem okazję i poprosiłem serwisanta o wyregulowanie tylnej przerzutki, na co mi nie wystarczyło czasu od wakacji. Fachowiec wziął mój rower na warsztat, dwa razy zakręcił korbą, raz coś podkręcił i oddał sprzęt w moje ręce. Lekko się zdziwiłem, bo cała operacja nie trwała więcej niż 30 sekund. Przez moment zachodziłem w głowę czy faktycznie wyregulował i taki z niego Kozak, czy zrobił to na odczepnego gdyż usługa była darmowa? Po przejechaniu krótkiego odcinka doszedłem do wniosku, że jednak fachowiec. Mi więcej czasu zajmuje spuszczenie powietrza z koła :)

Następnym naszym krokiem był zakup wody i nawodnienie organizmu, bo już upał pokazywał swoją moc. Przeczekaliśmy nadmiar czasu w cieniu, a następnie ruszyliśmy na start. Trochę zajęło nam odszukanie sektora „B”, ze względu na brak oznaczeń, ale ostatecznie stanęliśmy wśród wielu zapaleńców współzawodnictwa sportowego. Gdy zbliżała się magiczna godzina wypuszczenia wszystkich hartów na trasę, ogłoszono przesunięcie startu o 10 minut z przyczyn technicznych. Przeczekaliśmy ten czas w cieniu, następnie znowu podeszliśmy do naszego sektora i życzyliśmy sobie z Krzysiem powodzenia.

W końcu nadszedł moment startu. Oczywiście od początku był ogień. Dwa pierwsze zakręty nerwowe, następnie długa prosta aż do Solnej, a na niej przesuwałem się do przodu aby nie zostać w czarnej dupie na końcu. Kolejno pokonaliśmy Śródkę, Hlonda, Gnieźnieńską i wyjechaliśmy z miasta. Na tym etapie trwały jeszcze przetasowania, aby po kilku kilometrach wszystko się podzieliło i było jasne, że nasz sektor został podzielony na minimum trzy grupy. Ja byłem w drugiej i nie było źle. Przez pierwsze kilometry średnia oscylowała koło 45 km/h aby później na szczęście trochę stracić na impecie.

Po 35 km zgodnie z przewidywaniami pojawiło się pulsowanie w głowie spowodowane zwiększonym wysiłkiem w upale. Przewidziałem taką sytuację, zabrałem ze sobą pigułkę i zażyłem. Po chwili wszystko wróciło do normy i tak już zostało do końca.

36 km – pierwsza strefa hydro. Łapię iso i wkładam do koszyczka. Staram się podgonić grupę, bo nie wszyscy zwolnili i po dziesięciu sekundach już nie mam napoju, bo wypada na asfalt. Czule go odprowadziłem wzrokiem i sięgnąłem po własny zapas, który wiozłem na plecach. Dodam, że startowałem z 3x0.75 zapasu nawodnienia, więc strata dodatkowego picia nie była wielka. Gdzieś za Tucznem pojawia się auto jadące z przeciwka, którego nie miało prawa tam być. Kierowca łaskawie w ostatniej chwili zjechał na bok, a swoje uwielbienie dla kolarzy dał poprzez wyciągniętą w naszą stronę przez okno rękę z wysuniętym środkowym palcem. Chyba tylko szybkiemu tempu peletonu zawdzięcza, że nikt błyskawicznie nie zareagował i nie poleciał w jego stronę duży zestaw bidonów. Ciężki przypadek z kolesia.

60 km – doganiają nas harty z sektora „C”. To musiało w końcu nastąpić. Osobiście nie mam nic przeciwko aby siąść im na koło i bez skrupułów to robię :) Od czasu do czasu widać wóz serwisowy Shimano pomagający pechowcom. Niestety również są kolizje, które będę widywał aż do mety. Chyba już jesteśmy po nawrocie na Gnieźnieńskiej.

70  km – zjadam profilaktycznie drugi żel, abym z „braku prądu” nie zaparkował w pewnym momencie pyskiem w asfalcie.

76 km – drugi punkt hydro, kolejne wywrotki. Sokolim wzrokiem wytypowałem butelkę z wodą trzymaną przez wolontariusza, namierzyłem niczym snajper i po chwili już była moja. Wypiłem połowę, reszta znalazła swoje miejsce na rozgrzanej głowie.

90 km – nieoczekiwanie pojawił się trzeci punkt hydro, którego nie było w planach wyścigu. Kolejna flaszka wody padła moim łupem. Niestety znowu były wywrotki. Pięć kilometrów dalej zjadam ostatni żel i mam po nim wizję swojej osoby na podium. Po czasie okazało się, że był z Kolumbii, a skład specyfiku nieznany. Grunt, że wizje po nim były fantastyczne, lecz niestety nierealne ;-)

100 km – uff, nareszcie wjechaliśmy do Poznania z tej samej strony co wyjeżdżaliśmy, cały czas dużą grupą. Staram się trzymać czołówki, ale gdy podganiam grupę stając na pedałach, łapią mnie od jakiegoś czasu skurcze w udach. Na Warszawskiej stawka ciągnie się jak z gumy, nogi mnie palą, harty skaczą do przodu, a ja jak ratlerek kąsam własne zęby i ledwie nadążam za wszystkimi. Nie poddaję walki przed czasem.

110 km – Antoninek. Znak 5 km do mety. Stawka nieco zwolniła, ja wyszarpałem kilka pozycji do rankingu ambitnych amatorów. Na Światopełka widzę latający rower i kolarza na glebie. Po jego minie wnioskuję, że w tym momencie mógłby zabić prowodyra jego gleby, jeśli takowy był. Browarną mocno w dół i pod górę, skręt w prawo który znam doskonale i który biorę po wewnętrznej zyskując jeszcze kilka pozycji, a następnie ostatnia prosta. Próbuję dojść dwójkę kolarzy będących przede mną ale...

...116,3 km wyprzedzam tylko jednego i META!!! Zjeżdżam pod strefę finishera, odbieram medal i czekam na Krzycha, który przybywa niebawem.




Gratulujemy sobie i po chwili dołącza do nas Monika z Wojtkiem, którzy nam kibicowali. Po chwili idziemy po jedzenie i napoje w w/w strefie. Trochę przypomina to system kartek z minionej epoki. Cokolwiek dostaję, zaraz mam to odhaczone na opasce zawodnika. Gdy zaryzykowałem pytanie o dodatkowe piwo, wzrok wolontariuszki o mało co mnie nie wbił w glebę. Pytanie o trzecie w takiej sytuacji już nie miało sensu, o czwarte było bezpodstawne, piąte wydawało się nierealne :). Spędziliśmy tam około 15 minut i nastąpiła ewakuacja. Odebraliśmy swoje rowery i ruszyliśmy do auta, którym przyjechał Wojtek i zawiózł nas do domu. Nie dla tego, że nie mieliśmy sił na powrót o własnych siłach, ale moi goście mieli kawał drogi do domu, a jeszcze chciałem uszykować kolację, zanim ruszą w drogę.

Z samego wyścigu jestem bardzo zadowolony. Wykręciłem czas 3:04:31, co dało mi średnią 37,78 km/h. Mam nadzieję, że za rok znowu będzie mi dane pojechać w tej imprezie.



                                   Tuż przed zapakowaniem do auta. Rower nie wielbłąd, też musi pić :)









  • DST 35.49km
  • Czas 01:19
  • VAVG 26.95km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Serwisówkami do serwisu po serwis

Czwartek, 8 września 2016 · dodano: 08.09.2016 | Komentarze 4

W zwykłych okolicznościach dałbym sobie spokój dzisiaj z rowerem, ale że okoliczności były niezwykłe, to mój tyłek znalazł się na siodełku. Tymi okolicznościami była potrzeba wyregulowania tylnej przerzutki, gdyż po pracy wszystkie punkty są już zawsze zamknięte.

Bez napięcia na dystans ruszyłem spróbować szczęścia w dwóch serwisach. Ale zanim dojechałem do pierwszego, przed Lusowem skręciłem w drogę, która zawsze mnie kusiła nieznanym kierunkiem. Gdy już nią jechałem, rozpostarły się przede mną serwisówki, którymi także jeszcze nigdy nie jechałem. Najpierw obadałem lewą flankę, potem prawą, a następnie pojechałem prosto aby wynurzyć się w Przeźmierowie. Skoro tam dotarłem, to dojechałem do pierwszego na mojej liście sklepu rowerowego i tak jak myślałem zastałem go zamkniętym. Zawróciłem i jadąc tą mieściną, wyhaczyłem okiem Jurka machającego mi z auta. Zatrzymałem rower, usiedliśmy na przystanku i przegadaliśmy dobre pół godziny. Następnie pojechałem do Skórzewa i w drugim serwisie otrzymałem odpowiedź od gościa przeżuwającego bułkę za ladą, że od ręki nie ma opcji i trzeba rower zostawić. Podziękowałem i prościutko pojechałem do domu, gdyż zrobiłem się mocno głodny, tym samym kończąc dzisiejszą rundkę śmiesznym kilometrarzem. Teraz dwa dni przerwy i w niedzielę szybka setka z tysiącami kolarzy.

Plan na niedzielne ściganie mam mocno sprecyzowany, a mianowicie robić wszystko aby się nie wychylać i nie stanąć na podium :) Idę w zakład o każde pieniądze, że mi się to uda zrealizować hehe.
Kategoria szosa


  • DST 64.29km
  • Czas 02:14
  • VAVG 28.79km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kopia

Środa, 7 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 9

W zasadzie dzisiejsza jazda, to kopia z dnia wczorajszego. No może nie idealna, gdyż jakieś różnice były. To było kopiowanie w stylu naszego ministra MON, który do ksera wkłada raport z wypadku w Smoleńsku informujący o katastrofie komunikacyjnej z winy załogi samolotu, a wyciąga kopię mówiącą o podłożeniu bomby przez szczerbatego Iwana w walonkach, strasznym wybuchu i dobiciu wszystkich przez brzozę będącą na liście płac PO ;-)

U mnie istotną różnicę stanowił dojazd do paczkomatu po odbiór zamówionej opony. Niestety akcja się nie udała za sprawą słońca, które tak świeciło w ekran paczkomatu, że nic na nim nie było widać. Ręce mi na ten stan rzeczy opadły i niestety będę musiał podjechać jeszcze raz.
Kategoria szosa


  • DST 63.78km
  • Czas 02:12
  • VAVG 28.99km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Oryginał, kopia jutro

Wtorek, 6 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 0

Nic ciekawego poza brakiem czasu na cokolwiek
Kategoria szosa


  • DST 124.38km
  • Czas 04:09
  • VAVG 29.97km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy ze Zgrupką

Niedziela, 4 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 11

Sobota. Nastał w końcu ten czarny dzień, kiedy wróciłem z urlopu, czyli wszystko znowu stało się do dupy. Mój umysł płakał, ciało ryczało, samopoczucie wyło w niebogłosy. Na szczęście wyczytałem w czeluściach internetowych, że Zgrupka Luboń robi w niedzielę objazd trasy wyścigu, mającego miejsce za tydzień w Poznaniu.

Następnego dnia budzik mnie wyrwał z wyra, coś zjadłem i ruszyłem na miejsce ich tradycyjnego spotkania, wraz z pierwszym pianiem koguta. O 8:00 gdy wszyscy chętni już byli na miejscu, wyjechaliśmy na objazd trasy. Przez miasto jakoś mi poszło, na trasie w kierunku Gniezna nie było najgorzej. Po zjeździe z głównej drogi zaczęły się hopki, na których zacząłem powoli umierać, będąc po urlopie obżarty jak świnia, opity piwem niczym wioskowa moczymorda i utuczony nie mniej niż przeciętny amerykański miłośnik fast foodów :). W sukurs przyszedł deszcz który sprawił, że doszedłem lekko do siebie.

Odcinek koło Tuczna nie nadaje się nawet do zelżenia, a co tu mówić o ściganiu czołówki niedzielnej imprezy. Trup będzie tam padał gęsto :(

Po ponownym wyjeździe na trasę gnieźnieńską było pod wiatr i to wystarczyło abym za Pobiedziskami stracił kontakt z grupą, której już nie dałem rady dojść. Jedyne co mnie mogło w tej sytuacji pocieszyć to fakt, iż byłem jednym z bodaj czterech urwanych. Niestety żadna to dla mnie radość. Doczłapałem się pod biedrę na starołenie, pożegnałem z tymi co jeszcze tam byli i zmęczony powlokłem do domu.

Szczerze mówiąc nie myślałem, że moja forma jest w tak katastrofalnym stanie, ale nie będzie mi żaden specjalny trening przed wyścigiem, psuł zabawy na urlopie ;-) Jako bonus wpadła kolejna setka w tym roku.


Kategoria 100 i więcej, szosa


  • DST 143.28km
  • Czas 05:09
  • VAVG 27.82km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

11/2016 - z setą do ruskich

Środa, 31 sierpnia 2016 · dodano: 31.08.2016 | Komentarze 6

Skoro się znalazłem w Krynicy Morskiej, to postanowiłem zobaczyć, czy mnie czasami nie ma na granicy z ruskami.

W zasadzie  czułem obrzydzenie do nastawiania budzika w czasie urlopu na godzinę 5:20, ale zrobiłem to chcąc mieć co nieco jeszcze z dzisiejszego dnia. Pokręciłem się rano po pokoju, zjadłem coś i polazłem d auta po rower, aby o koło 6:20 wyruszyć w traskę. Początkowo drogi były puste, co wprawiało mnie w dobry nastrój. Za Sztutowem skręciłem z głównego szlaku samochodowego i od tego miejsca przez dłuższy czas jechałem podrzędnymi drogami. Po minięciu Rybiny natknąłem się na znak informujący o nieprzejezdnej drodze na moim szlaku. Zignorowałem to i wygrałem na tym, gdyż nie mogły tamtędy przejechać tylko auta, ja zaś rowerem przez na wpół rozebrany mostek przemknąłem bez żadnych problemów. Wiele kilometrów podziwiałem liczne mostki nad ciekami wodnymi, wiejskie klimaty i wszechogarniającą ciszę, zakłócaną momentami odgłosami zwierząt domowych. W takiej sielance dojechałem do Jagodna, gdzie żarty się skończyły, a zaczęły górki.

Ktoś mi niedawno powiedział, że tu już będzie płasko. A skoro tak, to ja się grzecznie kurwa pytam, dlaczego na jednym ze zjazdów "po tym płaskim" wykręciłem swój nowy rekord prędkości 70,44km/h i to w dodatku bez pedałowania?

Tak zachowują się rowery amatorów, gdy nie ma hopek? Naturalnie nie była to jedyna hopa, ale za to najszybsza :). Oczywistym jest, że za każdy zjazd musiałem później słono zapłacić podjazdem. W Tolkmicku się znacznie wypłaszczyło, a po wjeździe do Fromborka powoli wypełzał mi na twarz uśmiech.

Braniewo powitało mnie pierwszą dzisiaj napotkaną sygnalizacją świetlną. Gdy do niej dojeżdżałem było zielone, po chwili już widniało na niej żółte. Na ten widok przyspieszyłem i.... zamknąłem oczy, gdyż jako człowiek na wskroś prawy i szanujący wszelakie przepisy, nie mogę patrzeć jak jest łamane prawo ;-)



Po dalszych 6km dojechałem na granicę polsko - rosyjską, tam zrobiłem pamiątkowa fotkę i ruszyłem w drogę powrotną do Fromborka, skąd miałem połączenie tramwajem wodnym na drugą stronę Zalewu Wiślanego, którym zamierzałem wrócić aby nie tracić całego dnia na rower. W Braniewie zrobiłem krótki postój na hot doga, kawę i zapas wody, a po przerwie i dziesięciu kilometrach wjechałem po raz drugi dzisiaj do Fromborka.


Jak wiadomo Kopernik wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię. Tylko dlaczego je wstrzymał nad katedrą, gdy robiłem zdjęcie???



Mając godzinę czasu w nadmiarze, usiadłem w pobliskim lokalu i wypiłem COŚ zimnego. Rejs przez zalew opóźnił się lekko z powodu awarii jednostko pływającej, ale ostatecznie zostałem przetransportowany na drugi brzeg do miejscowości Piaski. Stamtąd miałem jeszcze 12km z czego 9km będzie mi się śniło po nocach, ze względu na wysoką jakość dziur i niską łat w asfalcie. Już mnie przechodzą dreszcze na myśl o tamtym odcinku drogi. Mam tylko nadzieję, że moje koła mi to kiedyś wybaczą :)

Po dotarciu do mety nastąpił błyskawiczny prysznic i razem z M. poszliśmy na połowy ciepłej rybki z jakiejś przydomowej wędzarni.

Wykręciłem dzisiaj 143km, a jak wiadomo gol strzelony na wyjeździe liczy się podwójnie ;-)

Wisienkami na torcie są nowe zaliczone gminy: Nowy Dwór Gdański, Elbląg obszar wiejski, Tolkmicko, Frombork, Braniewo obszar miejski/wiejski

                                                             
                                                                              Oczywiście nie mogło zabraknąć OSP :)




  • DST 42.28km
  • Czas 01:30
  • VAVG 28.19km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

10/2016 agresja ze wschodu

Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 27.08.2016 | Komentarze 2

Kończy sie powoli urlop, a dzisiaj był nasz ostatni pełny dzień w Kazimerzu Dolnym. Miasteczku pełnym niby galerii, dziwnych niby artystów i restauracji z cenami za obiad przypominającymi całkowity koszt wesela w Monako. Zobaczyliśmy przez tydzień, to co było do zobaczenia w okolicy i na długo będę miał spokój z tą częścią naszego kraju.


Na koniec w celowniku wylądowały trzy gminy, do zdobycia minimalnym kosztem sił. Wystartowałem do Puław w których znalazłem się około 20 minut później. Dzięki drogowskazom odnalazłem most na Wiśle i.... teraz uwaga!!! Stanąłem przed mostem na chodniku aby strzelić fotkę. W tym czasie minął mnie łysy gostek na marketowym MTB w połowie zjedzonym przez rdzę.

Do tej pory wszystko normalne? Owszem.

Na moście nadal jadąc chodnikiem/poboczem? - dogoniłem tego samego człapiącego powoli rowerzystę, a że wlókł się niemiłosiernie, to ponownie stanąłem i cyknąłem fotkę Wisły. Następnie ponownie go dogoniłem w połowie mostu i spokojnie trzymałem się za nim, gdyż nie było miejsca na wyprzedzenie, a mi się nigdzie nie spieszyło. W pewnym momencie jadący przede mną gwałtownie zahamował, mimo że przed nim nie było nikogo. Ominąłem go, stanąłem i pytam:

Po co to zrobiłeś? - bo tak!
Ale o coś Tobie chodzi? - tak chciałem!

I cały czas miał dziwną agresję wymalowaną na twarzy. Chwilę mierzyliśmy sie wzrokiem, a po dwóch chwilach życzyłem mu mimo wszystko dobrego dnia.


                                                                        Nawet się gnój załapał w kadr


Kurwa, czegoś tak dziwnego jeszcze nie przeżyłem ze strony innego rowerzysty. Jak bym mu wymordował wszystkie chomiki w domu. Przez chwilę kołatała mi ta sytuacja w głowie, ale dzielnie dojechałem do gminy Janowiec, milimetr za tablicą zawróciłem i pognałem na kwaterę, gdyż były do zaliczenia jeszcze dwie atrakcje w okolicy.

Trzy gminy wpadły mimo zapobiegawczych starań człowieka z Puław: Puławy obszar miejski/wiejski oraz Janowiec


                                                             To samo miejsce od strony powrotnej



Kategoria Gminy, szosa


  • DST 54.06km
  • Czas 02:00
  • VAVG 27.03km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

9/2016 po gmin kilka

Piątek, 26 sierpnia 2016 · dodano: 26.08.2016 | Komentarze 2

Założenie konta na "Zalicz gminę" skutkuje tym, że nawet jak człowiek tak do końca nie jest przekonany do ruszenia dupska, to zaliczenie kolejnej gminy motywuje. I tak było dzisiaj.

W pierwszej kolejności pojechałem zaliczyć gminę Wilków. Pominę fakt, że musiałem się do niej czołgać 6.5km pod górę. Ale się wdrapałem. Co ciekawe, na granicy powiatów jakość asfaltu różniła się od siebie drastycznie.


Na dodatek na tym odcinku zapach uprawianych malin doprowadzał moje zmysły do szału. Niestety na każdym polu byli zbieracze :( Następne pojechałem drogą na Nałęczów. W czasie pokonywania odcinka wśród pól, idący z przeciwka starszy człowiek uśmiechnął się do mnie i krzyknął: JAK DOBRZE BYĆ MŁODYM!!! Młody już nie jestem, ale do wyboru zostały mi dwie na szybcika wyselekcjonowane odpowiedzi.

- pierwsza autorstwa  byłego prezydenta bliźniaka: SPIEPRZAJ DZIADU

- druga używana przez ludzi gorszego sortu: DZIĘKUJĘ

Jako drugi sort podziękowałem nieznajomemu i pognałem przed siebie. Za Celejowem skręciłem na Karmanowice celując w drugą dzisiaj gminę Kurów. Znaków informujących o granicy gmin nie znalazłem, ale napotkana starsza kobiecina z wyraźną życzliwością mnie o tym zapewniła, gdy ją o to zapytałem. Dalej dzięki GPS wdarłem się opłotkami w czeluści gminy Końskowola, robiąc przy okazji zdjęcie OSP w Stokach. Gdy dojechałem ponownie do Celejowa skończyły się typowo wiejskie klimaty, które wręcz uwielbiam, a w zamian pozostało 15km drogi już mi znanej, ale na szczęście niezbyt ruchliwej.


Zaliczanie nowych gmin ma dla mnie tę zaletę, że jadę nieznanymi drogami, mając zawsze szansę zobaczyć coś nowego.

Kategoria Gminy, szosa, OSP