Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
  • DST 116.30km
  • Czas 03:04
  • VAVG 37.92km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bike Challenge 2016

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 10

Z Krzysiem dojechaliśmy luźną nogą na Maltę, skąd miał się odbyć start wyścigu. Mieliśmy godzinę czasu do rozpoczęcia naszego dystansu (120 km), więc pojeździliśmy po miasteczku zawodów, aby zobaczyć czy wpadnie nam w oko coś ciekawego. Nic takiego nie nastąpiło, ale za to był serwis Shimano. Wyczułem okazję i poprosiłem serwisanta o wyregulowanie tylnej przerzutki, na co mi nie wystarczyło czasu od wakacji. Fachowiec wziął mój rower na warsztat, dwa razy zakręcił korbą, raz coś podkręcił i oddał sprzęt w moje ręce. Lekko się zdziwiłem, bo cała operacja nie trwała więcej niż 30 sekund. Przez moment zachodziłem w głowę czy faktycznie wyregulował i taki z niego Kozak, czy zrobił to na odczepnego gdyż usługa była darmowa? Po przejechaniu krótkiego odcinka doszedłem do wniosku, że jednak fachowiec. Mi więcej czasu zajmuje spuszczenie powietrza z koła :)

Następnym naszym krokiem był zakup wody i nawodnienie organizmu, bo już upał pokazywał swoją moc. Przeczekaliśmy nadmiar czasu w cieniu, a następnie ruszyliśmy na start. Trochę zajęło nam odszukanie sektora „B”, ze względu na brak oznaczeń, ale ostatecznie stanęliśmy wśród wielu zapaleńców współzawodnictwa sportowego. Gdy zbliżała się magiczna godzina wypuszczenia wszystkich hartów na trasę, ogłoszono przesunięcie startu o 10 minut z przyczyn technicznych. Przeczekaliśmy ten czas w cieniu, następnie znowu podeszliśmy do naszego sektora i życzyliśmy sobie z Krzysiem powodzenia.

W końcu nadszedł moment startu. Oczywiście od początku był ogień. Dwa pierwsze zakręty nerwowe, następnie długa prosta aż do Solnej, a na niej przesuwałem się do przodu aby nie zostać w czarnej dupie na końcu. Kolejno pokonaliśmy Śródkę, Hlonda, Gnieźnieńską i wyjechaliśmy z miasta. Na tym etapie trwały jeszcze przetasowania, aby po kilku kilometrach wszystko się podzieliło i było jasne, że nasz sektor został podzielony na minimum trzy grupy. Ja byłem w drugiej i nie było źle. Przez pierwsze kilometry średnia oscylowała koło 45 km/h aby później na szczęście trochę stracić na impecie.

Po 35 km zgodnie z przewidywaniami pojawiło się pulsowanie w głowie spowodowane zwiększonym wysiłkiem w upale. Przewidziałem taką sytuację, zabrałem ze sobą pigułkę i zażyłem. Po chwili wszystko wróciło do normy i tak już zostało do końca.

36 km – pierwsza strefa hydro. Łapię iso i wkładam do koszyczka. Staram się podgonić grupę, bo nie wszyscy zwolnili i po dziesięciu sekundach już nie mam napoju, bo wypada na asfalt. Czule go odprowadziłem wzrokiem i sięgnąłem po własny zapas, który wiozłem na plecach. Dodam, że startowałem z 3x0.75 zapasu nawodnienia, więc strata dodatkowego picia nie była wielka. Gdzieś za Tucznem pojawia się auto jadące z przeciwka, którego nie miało prawa tam być. Kierowca łaskawie w ostatniej chwili zjechał na bok, a swoje uwielbienie dla kolarzy dał poprzez wyciągniętą w naszą stronę przez okno rękę z wysuniętym środkowym palcem. Chyba tylko szybkiemu tempu peletonu zawdzięcza, że nikt błyskawicznie nie zareagował i nie poleciał w jego stronę duży zestaw bidonów. Ciężki przypadek z kolesia.

60 km – doganiają nas harty z sektora „C”. To musiało w końcu nastąpić. Osobiście nie mam nic przeciwko aby siąść im na koło i bez skrupułów to robię :) Od czasu do czasu widać wóz serwisowy Shimano pomagający pechowcom. Niestety również są kolizje, które będę widywał aż do mety. Chyba już jesteśmy po nawrocie na Gnieźnieńskiej.

70  km – zjadam profilaktycznie drugi żel, abym z „braku prądu” nie zaparkował w pewnym momencie pyskiem w asfalcie.

76 km – drugi punkt hydro, kolejne wywrotki. Sokolim wzrokiem wytypowałem butelkę z wodą trzymaną przez wolontariusza, namierzyłem niczym snajper i po chwili już była moja. Wypiłem połowę, reszta znalazła swoje miejsce na rozgrzanej głowie.

90 km – nieoczekiwanie pojawił się trzeci punkt hydro, którego nie było w planach wyścigu. Kolejna flaszka wody padła moim łupem. Niestety znowu były wywrotki. Pięć kilometrów dalej zjadam ostatni żel i mam po nim wizję swojej osoby na podium. Po czasie okazało się, że był z Kolumbii, a skład specyfiku nieznany. Grunt, że wizje po nim były fantastyczne, lecz niestety nierealne ;-)

100 km – uff, nareszcie wjechaliśmy do Poznania z tej samej strony co wyjeżdżaliśmy, cały czas dużą grupą. Staram się trzymać czołówki, ale gdy podganiam grupę stając na pedałach, łapią mnie od jakiegoś czasu skurcze w udach. Na Warszawskiej stawka ciągnie się jak z gumy, nogi mnie palą, harty skaczą do przodu, a ja jak ratlerek kąsam własne zęby i ledwie nadążam za wszystkimi. Nie poddaję walki przed czasem.

110 km – Antoninek. Znak 5 km do mety. Stawka nieco zwolniła, ja wyszarpałem kilka pozycji do rankingu ambitnych amatorów. Na Światopełka widzę latający rower i kolarza na glebie. Po jego minie wnioskuję, że w tym momencie mógłby zabić prowodyra jego gleby, jeśli takowy był. Browarną mocno w dół i pod górę, skręt w prawo który znam doskonale i który biorę po wewnętrznej zyskując jeszcze kilka pozycji, a następnie ostatnia prosta. Próbuję dojść dwójkę kolarzy będących przede mną ale...

...116,3 km wyprzedzam tylko jednego i META!!! Zjeżdżam pod strefę finishera, odbieram medal i czekam na Krzycha, który przybywa niebawem.




Gratulujemy sobie i po chwili dołącza do nas Monika z Wojtkiem, którzy nam kibicowali. Po chwili idziemy po jedzenie i napoje w w/w strefie. Trochę przypomina to system kartek z minionej epoki. Cokolwiek dostaję, zaraz mam to odhaczone na opasce zawodnika. Gdy zaryzykowałem pytanie o dodatkowe piwo, wzrok wolontariuszki o mało co mnie nie wbił w glebę. Pytanie o trzecie w takiej sytuacji już nie miało sensu, o czwarte było bezpodstawne, piąte wydawało się nierealne :). Spędziliśmy tam około 15 minut i nastąpiła ewakuacja. Odebraliśmy swoje rowery i ruszyliśmy do auta, którym przyjechał Wojtek i zawiózł nas do domu. Nie dla tego, że nie mieliśmy sił na powrót o własnych siłach, ale moi goście mieli kawał drogi do domu, a jeszcze chciałem uszykować kolację, zanim ruszą w drogę.

Z samego wyścigu jestem bardzo zadowolony. Wykręciłem czas 3:04:31, co dało mi średnią 37,78 km/h. Mam nadzieję, że za rok znowu będzie mi dane pojechać w tej imprezie.



                                   Tuż przed zapakowaniem do auta. Rower nie wielbłąd, też musi pić :)










Komentarze
lipciu71
| 13:13 czwartek, 15 września 2016 | linkuj Pilni uczniowie zawsze są łasi na pochwały,;-)
Trollking
| 20:30 wtorek, 13 września 2016 | linkuj Chylę kask, bez żadnego ale. Rzadko przechodzą mi przez klawiaturę pochwały, ale tu się należą zdecydowanie :)
lipciu71
| 10:14 wtorek, 13 września 2016 | linkuj Oj tam, średnia jak średnia jakaś być musiała hehe. Ale nie powiem, działo się :) I nie trzeba jechać wyścigu, aby brać udział w kolizji.

Tomaszowa żółć bezcenna ;-)
Trollking
| 22:23 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj Pozytywnie Cię nienawidzę za tę średnią, to chyba oczywiste? :)

Brawo, brawo, brawo! Mistrzostwo! :)

Co do kolizji na trasie na imprezach tego typu oraz co do samej idei imprez w tym temacie to chyba znasz moje - mało pochlebne - zdanie.

Fota z mety jak z finiszu jakiegoś Td....... walka o milimetry. Super :)

A w ogóle to przemawia przeze mnie żółć za średnią :)
lipciu71
| 19:41 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj Kilka milionów piw mniej w życiu i z przodu by były same jedynki ;-)
Jurek57
| 19:29 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj Ty ... a za Tobą tysiące , ekstra ! :-)
lipciu71
| 19:21 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj open 357/1630

wiekowo 28/96

Jest git :)
Jurek57
| 18:53 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj A klasyfikacja ?
lipciu71
| 18:49 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj Dzięki, lekko nie było ale radocha jest jak diabli :)
Jurek57
| 18:48 poniedziałek, 12 września 2016 | linkuj No ... pięknie !
37 z hakiem to nie byle co na 120 km .
Gratulacje !!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa htrza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]