Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

MTB

Dystans całkowity:7184.82 km (w terenie 1683.21 km; 23.43%)
Czas w ruchu:315:34
Średnia prędkość:19.20 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:167
Średnio na aktywność:43.02 km i 2h 12m
Więcej statystyk
  • DST 41.20km
  • Czas 01:56
  • VAVG 21.31km/h
  • Temperatura -5.0°C
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Toczka w toczkę

Czwartek, 29 grudnia 2016 · dodano: 29.12.2016 | Komentarze 5

Dzisiaj prawie tak samo jak wczoraj, poza kilkoma małymi różnicami:

- większy mróz

- glajda w lesie zamarzła

- jeziora pokryła cienka tafla lodu

Poza tym świeciło słońce i jechało się super.

Mam dziwne wrażenie, że rok 2016 się powoli kończy. Zatem jest to wyraźny znak dla wszystkich sportowców, że trzeba zakupić w monopolowym płyn do spryskiwania migdałków ;-)







Kategoria MTB


  • DST 40.41km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 20.20km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

10k ciepnięciem na kryche

Środa, 28 grudnia 2016 · dodano: 28.12.2016 | Komentarze 2

Życie cały czas uczy aby nic sobie nie planować, bo później i tak nic z tego nie wychodzi. Zatem nic nie planując powziąłem rano decyzję, że przejadę się na MTB, lecz gdy po pół godziny zobaczyłem za oknem słońce, zmieniłem zamiar i w głowie zaplanowałem pięćdziesiątkę szosówką. Na tę okazję dopompowałem w niej oponki, wrzuciłem na siebie jakieś ciepłe ciuchy i byłem gotów do wyjścia z domu. Gdy już chwytałem klamkę drzwi, zadzwonił telefon. To była M. która postanowiła mnie poinformować, że drogi są bardzo śliskie i jeśli wybieram się na szosę, to mam dobrze przemyśleć ten zamiar. Dało mi to do myślenia, czy czasami nie mam w domu ukrytych kamer, bo w taki zbieg okoliczności nie bardzo mogłem uwierzyć. Pobieżna lustracja otoczenia nie wykazała takich urządzeń :)

Mimo wszystko rower zmieniłem i wyruszyłem na trasę. Na większości asfaltów faktycznie był szron, ale nie brakowało też oblodzonych odcinków, które na grubych oponach pokonywałem w miarę stabilnie. Sprawdziło się stare powiedzenie, że baba ma zawsze rację :)

Bez gleby dotarłem nad Rusałkę, a przed Strzeszynkiem powitał mnie nowy element krajobrazu w postaci podgryzionego przez bobra drzewa, które nieciekawie było pochylone nad ścieżką. Chyba bym nie chciał aby któregoś pięknego dnia, to cudo spadło mi na dekiel. Może mu leśniczy mandat za to wystawi?




Na jeziorze Strzeszyńskim była całkiem spora fala i nikogo wokół jak okiem sięgnąć. Objechałem akwen, przy stadninie zrobiłem fotkę naszemu małemu lokalnemu bagienku i następnie przetoczyłem się wzdłuż drugiego jeziora. Ciekawostkę stanowiła wszędobylska breja, która zalegała na większości zalesionego terenu, w przeciwieństwie do totalnego zlodowacenia wszystkiego na terenie zabudowanym. Ten niecodzienny aspekt spowodował, że całkiem zgrabnie usyfiłem zarówno rower jak i siebie. Pralka wynudziła się przez święta, więc teraz może trochę popracować ;)


Dojeżdżając do domu, poczułem przyjemne ukłucie samozadowolenia. Powodem tego było przekroczenie dziesięciu tysięcy kilometrów w roku 2016. Co prawda zrobiłem to prawie rzutem na taśmę, dużo później niż w zeszłym roku, ale jednak zrobiłem. No i fajnie :)
Kategoria MTB


  • DST 32.97km
  • Czas 01:45
  • VAVG 18.84km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie będzie Barbara pluć mi w twarz :)

Wtorek, 27 grudnia 2016 · dodano: 27.12.2016 | Komentarze 7

Straszyli, że Orkan Barbara nas nawiedzi i niestety mieli rację. Po tym, jak całą noc huczało mi wietrzysko nad głową, rano z niepokojem ruszyłem sprawdzić czy mam jeszcze balkon, czy też może mi go wywiało. Na szczęście był na miejscu. Szczęście było tym pełniejsze, że na wspomnianym balkonie stało jedno piwo, a z tą stratą bym się tak łatwo nie pogodził :)

Długo celebrowałem moment wyjścia na rower po świątecznym lenistwie, połączonym z obżarstwem. W końcu nastało popołudnie. Dni teraz są strasznie krótkie, więc na przekór szalejącej za oknem Baśce, ruszyłem na poświąteczną rundkę. Dochodząc jednocześnie do wniosku że: Nie będzie baba pluć mi w twarz, ni do jazdy zniechęcała ;-)

O szosówce nawet nie pomyślałem, bo życie mi miłe. Dosiadłem MTB i obrałem kierunek na Wielkopolski Park Narodowy (WPN). Dojazd do niego był jako taki. Następnie kilka kilometrów przejechałem po sławnych płytach, które niestety jak na moje oko są ciut zbyt wąskie i mijanki z autami nie należą do zbyt komfortowych. Najważniejsze, że przez większość trasy byłem osłonięty drzewami i jazda była prawie normalna. Dojechałem do Muzeum Przyrodniczego i zjechałem nad jezioro Góreckie, gdzie podczas krótkiego podziwiania krajobrazu wydmuchało mnie niemiłosiernie.


                                                                                      Jezioro Góreckie

Po tej krótkiej przerwie ruszyłem w drogę powrotną, podczas której "zapuszczałem żurawia" w boczne ścieżki, godne dokładniejszego spenetrowania przy innej okazji. W ten oto sposób trafiłem nad jezioro Jarosławieckie z pustym kąpieliskiem, co jak na koniec grudnia musi się wydawać dla każdego dziwnym zjawiskiem ;-)


                                                                                Jezioro Jarosławieckie





                                             A ten znak powinien mieć wytatuowany każdy rodzic ;-)


Kawałek dalej spotkałem zagwozdkę. Podumałem nad tym chwilę i ostatecznie ruszyłem przed siebie, za cholerę nie wiedząc do jakiej wiochy w końcu wjeżdżam. Wybrałem tę po prawej, bo miała ciekawszy odcień zieleni  :)


Gdy wyjechałem z lasu, przede mną rozpostarła się perspektywa pięciu kilometrów po nieosłoniętym terenie. Pierwszą część pokonałem mając orkan z boku, dzięki czemu walczyłem o to, aby nie wjechać do rowu. Potem byłem sprytny i pojechałem kawałek z wiatrem w plecy, co było naprawdę komfortowe. Niestety ostatni kilometr to była walka o przeżycie, a zdobywanie każdego centymetra asfaltu, mając wiejącą Barbarę prosto w pryszcz na nosie, przypominało zdobywanie Stalingradu, patrząc z perspektywy wojaka Hansa. Z tą różnicą, że mi się jednak udało dotrzeć do celu, jakim był zaciszny pokój z ciepłą kawusią :)

Teraz już jestem po kawie, ale wiatr nadal mi huczy w łepetynie :)
Kategoria MTB


  • DST 41.09km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:01
  • VAVG 20.38km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przedświątecznie

Czwartek, 22 grudnia 2016 · dodano: 25.12.2016 | Komentarze 2

Masakra czasowa przed świętami. Ale dla wszystkich:


Najserdeczniejsze życzenia cudownych Świąt Bożego Narodzenia
Kategoria MTB


  • DST 41.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 20.72km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mroźniście

Wtorek, 13 grudnia 2016 · dodano: 13.12.2016 | Komentarze 4

Stanowczo minus kilka stopni na zewnątrz i szron na wszystkim, to nie byłby dobry pomysł na szosowe oponki. Zatem na dzisiejszą przejażdżkę wybrałem grubasa z serdelkowatymi oponami. Mając świadomość temperatury panującej za oknem, długo zastanawiałem się gdzie na sobie zainstalować kaloryfer, aby oprócz grzania nie robił zbyt wielkich oporów w przepływie powietrza, przez moją grubaśną sylwetkę. No i nic nie wymyśliłem :(

Odziany na cebulkę ruszyłem przed siebie. Ciekawa jazda rozpoczęła się od Rusałki, gdzie wszystko skrzypiało pod kołami. Za stadniną koni doszedł moich uszu ciekawy dźwięk. Przystanąłem, rozejrzałem i namierzyłem jego źródło w postaci dwóch łabędzi człapiących po cienkiej tafli zamarzniętego bajora. Każdy ich krok wprawiał lód w rezonans, wydając charakterystyczne odgłosy. Następnie na Strzeszynie załapałem się na wypalanie niepotrzebnych resztek iglaków przez jakieś służby leśne. W pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś daje znaki dymne. Ale tego dymu było tyle, iż wysyłana musiała by być tym sposobem przynajmniej jednotomowa encyklopedia ;-)




Kawałek dalej obowiązkowo zaliczyłem pomost, tym razem cały zaszroniony i pomknąłem na objazd jeziora.



Wyjątkowo dużo biegaczy wyruszyło tego rześkiego poranka na swój rozruch, za to rowerzystów jak na lekarstwo. Cóż przynajmniej nie było tłoku jak latem hehe. Objechałem w drodze powrotnej drugie jezioro, ponownie przemknąłem przez miasto i w chwilę po zameldowaniu w domu, rozkoszowałem się gorącym prysznicem.

Kilometry robione w tak pięknych okolicznościach przyrody, są niczym balsam na moją duszę rasowego mieszczucha.

Straszą mrozami przed świętami. Ale ja im nie wierzę :)



Kategoria MTB


  • DST 26.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:07
  • VAVG 23.28km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miesięcznica

Sobota, 10 grudnia 2016 · dodano: 10.12.2016 | Komentarze 2

Tak sobie rano zmarszczyłem brew i przyszło mi do głowy pytanie, a nawet dwa:

- czy ja jestem jakiś gorszy?

- czy mnie na to nie stać?

A owe pytania zadałem sobie odnośnie własnej, dzisiaj utworzonej miesięcznicy, ustalonej zbiegiem okoliczności na dziesiątego każdego miesiąca. Dotyczyć ona będzie tego, że w tym dniu zawsze wyjdę na rower albo nie wyjdę, a to wszystko w zależności od mojego kaprysu. I choćby miliony rodaków protestowały przeciw takiemu działaniu, zdania nie zmienię i w tym dniu obowiązkowo zrobię jakieś kilometry, albo nie ;-)

Dzisiaj postanowiłem pojeździć, aczkolwiek niewiele. Wybór padł na MTB, gdyż większość kilometrów była do pokonania w ruchu miejskim i dodatkowo tylko w jedną stronę. A to wszystko za sprawą odbioru auta z warsztatu. Przez miasto przebiłem z gracją miesięcznicy...? – tzn. baletnicy, a potem nastały schody. Nie jakieś wielkie ale zawsze schody. A zaczęło się od tego, że od Wilczaka zaczęło kropić. I skropiło pięknie cały syf zalegający na asfalcie, który moje koła radośnie podrzucały do góry i większość tego kleidła lądowała na mnie. Następnie lekko zabłądziłem przy nowym wiadukcie na Gdyńskiej, jadąc cały czas ścieżką rowerową, aż do momentu gdy ta się nagle skończyła. Ale poradziłem sobie :) Od Koziegłów błoto opryskało mnie jeszcze bardziej, a dzieła zabrudzenia dopełniła gliniasta maź, zalegająca na leśnych duktach przed Miękowem, który był moim celem.

Po powrocie do domu, pralka nie była zachwycona moim widokiem ;-)
Kategoria MTB


  • DST 46.39km
  • Teren 25.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 20.62km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ponownie w teren

Niedziela, 4 grudnia 2016 · dodano: 04.12.2016 | Komentarze 8

Wpis robiony na kolanie, bo puzzle muszą zawisnąć na ścianie :)


Kategoria MTB


  • DST 45.60km
  • Teren 17.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 20.73km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

BikeTrans

Piątek, 2 grudnia 2016 · dodano: 02.12.2016 | Komentarze 11

Zasadniczo zrobione dzisiaj kilometry, mogę spokojnie nazwać transportowymi, bowiem rower transportował mnie z punktu "A" do punktu ''B". W pierwszym punkcie zostawiłem auto w warsztacie i ruszyłem w stronę domu. Dodam, że na nowej tylnej oponie :) Z Miękowa przez Czerwonak i Koziegłowy dotarłem do Poznania, gdzie na rogatkach miasta, zostałem mile połechtany klaksonem ciężarówki. Ja twierdzę że niesłusznie, ale szofer był chyba innego zdania. Reasumując: kumplami nie zostaliśmy hehe. I gdy byłem już na wysokości Golęcina, zachciało mi się zrobić pętelkę wokół Strzeszynka, bo czas do zmroku dawał szanse powrotu za jasności. Jak postanowiłem tak zrobiłem, chlapiąc się uroczo błockiem z leśnych ścieżek. Złapałem nawet jakieś promienie słońca.





Pod koniec jazdy nawet wiatr ustał, co mnie niezmiernie ucieszyło. Jeszcze bardziej mnie ucieszyło to, że nigdzie nie musiałem jechać rowerem w nocy, bo wietrzysko zapewne by mnie porwało w odległe strony, niczym bocian niemowlaka ;-) Pierwsze kilometry w grudniu zrobione.

Po przyjeździe do domu wymieniłem drugą oponę, która nadeszła dzisiaj kurierem. Teraz mam dwie nowe gumy i czuję się bezpiecznie ;-)


                                           Czy to naprawdę jakaś nieprawidłowość w oponie ;-)???

Kategoria MTB


  • DST 23.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 18.40km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB czyli Prawo i Bezprawie

Środa, 30 listopada 2016 · dodano: 30.11.2016 | Komentarze 4

Wczoraj wieczorem gdy już wiedziałem, że następnego dnia będę eksploatował MTB ze względu na zapowiadane opady śniegu, zabrałem się do nasmarowania wyczyszczonego w poniedziałek łańcucha. I gdy pierwsza kropla smaru prawie spadła na pierwsze ogniwo, moim oczom ukazała się pewna nieprawidłowość. Było nią pęknięte ogniwo łańcucha. Na szczęście tylko to, zaraz przy spince. Zatem skróciłem ciut napęd, założyłem, przesmarowałem, a następnie przeanalizowałem jego przebieg w czasie i kilometrach. Wyszło tego około 2000 km, więc NIE MIAŁ PRAWA tak się skatować. Ale sięgając głębiej pamięcią przypomniałem sobie, że przy ostatniej wymianie napędu, zostałem namówiony na lepszy, niewiele droższy i bardziej PRO łańcuch HG93. Niestety okazał się mniej wytrzymały.

Skoro już robiłem za serwisanta, oświeciło mnie lekkie bicie przedniego koła podczas ostatniego powrotu. Sprawdziłem szprychy, wyregulowałem hamulce. Ale podczas dogłębnej inspekcji opony zobaczyłem, że guma zaczyna się rozrywać przy obręczy. Zostawiłem jak było, spuściłem tylko trochę powietrza aby zmniejszyć ciśnienie i liczyłem na to, że jeszcze jedną jazdę wytrzyma. W sumie MIAŁA PRAWO powoli odmówić posłuszeństwa. Nasmarowałem jeszcze amora, zamówiłem na Allegro oponę na przód, walnąłem browara i poszedłem spać.

Następnego dnia wstałem lekko przed czasem, coś zjadłem i ruszyłem na rundkę mając nadzieję zrobić 50 km. W drodze do Strzeszynka sypnęło planowo śniegiem, potem wbiłem się w lasy, dotarłem jak zawsze na pomost i objechałem jezioro. I gdy zamykałem powoli pierwszą pętlę, usłyszałem psssss. Ok laczek pomyślałem, zdarza się. Zrzuciłem tylną oponę (raczej obstawiałem przed wyjazdem defekt przodu) i sprawdziłem czy jakieś ciało obce w niej jeszcze nie tkwi. Nic nie było. Ale coś mnie tknęło i spojrzałem na nią pod światło. KURWA MAĆ, BYŁO PRZEZ NIĄ WIDAĆ CAŁY ŚWIAT. Kilka dziurek i jedna wielka japa. ZASADNICZO OPONA MIAŁA PRAWO MIEĆ JUŻ DOŚĆ :) Desperacko postanowiłem założyć nową dętkę i jakoś dojechać do domu, skracając tym samym trening. Niestety zapas okazał się uszkodzony, mimo iż fabrycznie nowy. TO NIE MIAŁO PRAWA MIEĆ MIEJSCA. Teraz to już kurwy latały po całym lesie. Co za pierdolony pech!!! Na domiar złego, gdy próbowałem wydzwonić mój wóz techniczny, okazało się, że jestem w czarnej dupie cywilizacyjnej i nie miałem zasięgu. W końcu uzyskałem połączenie z M. która w swej dobroci uzyskała chwilowe uwolnienie z pracy i po mnie przyjechała. Lecz zanim to nastąpiło, musiałem iść kawał drogi z buta do drogi. I to w dodatku z rowerowego buta, który jak wiadomo zbyt wygodny do pieszej wędrówki nie jest. Odwiozłem M. do pracy, zabrałem auto i wróciłem do domu.

Nie mam kurwa więcej pytań wysoki sądzie na temat dzisiejszego pierdolonego poranka!!!

Kategoria MTB


  • DST 46.75km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 22.62km/h
  • Sprzęt scott scale 80
  • Aktywność Jazda na rowerze

Znajdź różnice

Piątek, 25 listopada 2016 · dodano: 28.11.2016 | Komentarze 11

Cholera roboty tyle, że nie ma kiedy filmu w pracy obejrzeć, a co dopiero napisać cokolwiek sensownego ;-)

Za to walnąłem fotkę w tym samym miejscu co miesiąc temu. Ktoś widzi jakieś różnice :)?


                                                                               
Kategoria MTB