Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi lipciu71 z miasteczka Poznań i okolice. Mam przejechane 33628.42 kilometrów w tym 1743.21 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.33 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Follow me on Strava

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lipciu71.bikestats.pl
  • DST 53.40km
  • Czas 02:00
  • VAVG 26.70km/h
  • Sprzęt scott speedster 30
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zapasy z wiatrem

Środa, 18 marca 2015 · dodano: 18.03.2015 | Komentarze 2

Wiatr!!! Wietrzysko!!! Przebrzydły wicher ciągle wieje za oknem (za drzwiami również, jak by się kto pytał ;-)), ale za to słońce nareszcie pokazuje na co je stać.


To wszystko wprowadziło do mojej głowy mętlik jak mam się ubrać. Z jednej strony cieńsze ciuchy już powoli wyłażą z szafy, bo chcą już się na mnie znaleźć, z drugiej strony rozum podpowiada, że jeszcze nie czas na krótkie gatki. Dylematy normalnie jak u blondynki przed lustrem.


W końcu ubrałem się jak dotychczas, wysiorbałem herbatę do końca z ulubionego kubka i zlazłem na dół. Dzisiaj jazda z misją, bo miałem do zawiezienia słoik Tołpygi w zalewie octowej dla kumpla z własnej poniedziałkowej produkcji. Ruszyłem z tym słoikowym garbem na plecach. Oj za dobrze mi się jechało z samego początku, a to zwiastowało tylko dwie okoliczności: jestem w wybitnej formie od rana lub silny wiatr miałem centralnie w plecy. Osobiście na moją formę bym nie stawiał hehe.


Z lekkością baletnicy pokonałem odcinek do Makro by na jego wysokości zostać klaksonowany przez starszego jegomościa w produkcie czapko podobnym na głowie. Faktem jest, że w tym miejscu lekko się spóźniłem z przejazdem na zielonym świetle o jakieś 20 sekund, ale czym jest taki odcinek czasu przy tych milionach lat kiedy to powstawała nasza planeta? W każdym razie jegomościa lekko tym zirytowałem i to tak bardzo, że aż zawisł na klaksonie własnego pojazdu pamiętającego chyba jeszcze czasy tankowania na kartki. Sam kierowca też raczej był z pokolenia kiedy to kobiety nie miały prawa robić uprawnień do kierowania pojazdami, a on (kierowca, pan, władca, głowa rodziny i chyba mentor w jednym) dzierżąc drżącymi rękami kierownicę tak długo na mnie trąbił, że w pewnym momencie poważnie się zaniepokoiłem czy aby nie zasłabł i jego głowa na stałe nie spoczęła na klaksonie. Po dłuuuuuugiej chwili przestał. Ulżyło mi, bo to oznaczało, że żyje!!!!! To miło z jego strony, że nic mu się nie stało, bo nawet nie zaszczyciłem go uważniejszym spojrzeniem gdyż zbliżałem się do miejsca pozbycia słoika.


Dalej już bez balastu skierowałem się na stała trasę do Rokietnicy i cały czas jechało mi się nadzwyczajnie lekko. Na tyle lekko, że nawet mi przez myśl przeszło aby wydłużyć dystans do Mrowina. Całe szczęście, że tego nie zrobiłem. Po nawrocie w stałym punkcie, gdy rozpocząłem drogę powrotną poczułem całą moc wiatru który mnie pchał dotychczas i nie było to przyjemne odczucie. Momentami jechałem tak powoli, że miałem wrażenie iż do domu wrócę o kilka dni starszy niż przed wyjazdem, a ja robiłem dzisiaj dystans raptem 53km. W Kiekrzu jakaś gwiazda w dostawczaku włączając się do ruchu, nie raczyła mnie widzieć i gdyby nie mój krzyk wpakowała by mnie na krawężnik. Kolejne kilometry to ciągła walka z w mordę windem. Gdy już dotarłem do ul. Gdyńskiej wpakowałem się na DDRa i myślałem, że chociaż tu będę bezpieczny. Złudzenie.


Na tym samym DDR-ku przede mną pomykał samochód jakiś służb drogowych. Wlokłem się za nim, aż do momentu kiedy zjechał na prawo. Wydawało mi się, że mnie w ten sposób przepuszcza. Nic bardziej złudnego. On tylko omijał jakieś gałęzie na swojej drodze, a w momencie kiedy się z nim zrównałem chcąc go wyprzedzić zjechał na lewą stronę. Tylko ponownie mój krzyk mnie uchronił od zepchnięcia.


A teraz najdziwniejsze. Ów kierowca po całym incydencie otworzył okno – ja w tym czasie się już nastroszyłem do wymiany uprzejmości – i mnie przeprosił.


Ludzie!!!! PRZEPROSIŁ!!!. Tego w kinie jeszcze nie grali. W takiej sytuacji nawet nie miałem jak się na niego boczyć, tylko kiwnąłem ręką, że wszystko ok. i pognałem dalej.


Skoro wiatr tak mnie dzisiaj zmasakrował, to na dobicie zafundowałem sobie podjazd nr.3 który osłonięty od wiatru był dla mnie dzisiaj prosty i łatwy do pokonania jak nigdy.


Pokuszę się dzisiaj o podsumowanie i niestety nie jest to podsumowanie pochlebne, bo jazda pod taki wiatr wybitnie nie sprawiła mi żadnej przyjemności, a drażliwe sytuacje z kierowcami (nie wszystkie dzisiejsze wymieniłem) dodatkowo popsuły przyjemność z jazdy. Ale co nas nie zabija to nas wzmacnia i w zgodzie z tym porzekadłem zobaczymy co przyniesie jutrzejszy dzień.


Jeśli ktokolwiek napisze, że jutrzejszy dzień przyniesie wiatr, to od razu zapinam focha z pominięciem przedtem obowiązkowych trzech dąsów  :-(



Kategoria szosa



Komentarze
lipciu71
| 20:30 środa, 18 marca 2015 | linkuj Polak pełnym ryjem. Nawet dowód mu sprawdziłem.
Trollking
| 18:23 środa, 18 marca 2015 | linkuj Przeprosił?? nieee.... może to był jakiś uchodźca z Donbasu, który nie zna jeszcze polskiego, a już pracuje w PL i coś tam po swojemu przeklął, a Ty wziąłeś to za przeprosiny? Inaczej tego nie widzę :)

W temacie pogody już się nie wypowiadam. Bo znów będzie na mnie. Sam się ostatnio boję o moje możliwości magiczne po dzisiejszym drifcie po jeziorze.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa losic
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]